Chodzi o zastąpienie warunkowego odrzucenia kary śmierci bezwarunkowym. Wielu ludzi się buntuje – nie tylko w Polsce. Chodzi o meritum: czy rzeczywiście w każdej sytuacji powinniśmy pozbawiać społeczeństwo tego narzędzia obrony przez złymi ludźmi i o samą zasadę. Podważenie kolejnego zapisu katechizmu owocuje przywoływaniem zdań z Biblii, a zwłaszcza z pism ojców Kościoła, z których można wyprowadzić, bezpośrednio lub pośrednio, akceptację dla tej kary.
Rozumiem niepokój, na ile nauczanie Kościoła może podlegać rewizjom. Zarazem zwracam uwagę, że poprzedni zapis katechizmu też nie powstał u zarania dziejów chrześcijaństwa. To nauczanie ulega zmianom, tak jak nauczanie Chrystusa wypełniło nową treścią twarde nieraz, wręcz bezlitosne normy żydowskie znane ze Starego Testamentu. Przy okazji nie potrafię pojąć zacietrzewienia, jakie budzi w niektórych obrońcach tradycji papież Franciszek. Widać, że kieruje się miłością do ludzi. W ostatecznym rozrachunku o tę miłość chodzi, powinno chodzić, katolikom.
Starcia „starego” z „nowym” toczą się na oczach obojętnej publiki, która jednak chętnie wykorzystuje je przeciw Kościołowi. Okazuje się, że konserwatyści gotowi są do posłuszeństwa papieżowi tylko wtedy, kiedy ma ich przekonania. Razi mnie, kiedy ludzie niewierzący mieszają się w ten spór, występując w roli rozstrzygających o słuszności takiego czy innego teologicznego podejścia. Ale powinniśmy sobie zadać pytanie, czy trochę nie dajemy im do tego okazji.
Zarazem… Zarazem ja miałem już wątpliwości wobec dość bezkompromisowego podejścia Jana Pawła II wobec kary śmierci. Czy faktycznie nie ma sytuacji, kiedy jedyną formą obrony społeczeństwa, ratowania potencjalnych ofiar jest eliminacja trwale niepoprawnych? Czy bez tej ostatecznej kary, choćby symbolicznie wieńczącej system prawny, możemy mówić o sprawiedliwości, która zakłada jednak co najmniej symetrię zagrożenia dla winnych i niewinnych? W Polsce obóz prawicowy i większość zwykłych ludzi wciąż jest za karą śmierci. Mamy więc do czynienia z sytuacją potencjalnego konfliktu sumienia radującą liberałów, którzy w innych sprawach kompletnie nauczania Kościoła nie szanują.
Oczywiście w karę śmierci wpisany jest niejeden paradoks. Choćby ryzyko pomyłki, perspektywa nieodwracalnego skrzywdzenia niewinnego. Można deklarować, że ta kara ma być czymś wyjątkowym. Że będziemy ją orzekać tylko w przypadku bezwzględnej pewności, że ponosi ją winny. W żadnym kodeksie takiej stuprocentowej pewności nie da się jednak zapisać. Zawsze w karę śmierci wpisany jest cień ryzyka. Papież się na nie powołuje.
Ale przecież… Franciszek nie ułatwia nam życia. Nie mówi tylko o ryzyku pomyłki, co sprowadzałoby spór na praktyczne tory. Zapewnia, że najstraszliwszy zbrodniarz ma prawo do ludzkiej godności, do szansy na poprawę. Ja pozostanę przy swojej wątpliwości, czy można ryzykować życiem potencjalnych ofiar. Przecież nadal są sytuacje, kiedy zabicie drugiego człowieka jest usprawiedliwione – kiedy bronimy siebie lub innych.
Przypomnę zarazem, że prawdy ewangeliczne bywają radykalne, trudne do akceptacji, bolesne. Co oznacza nakaz nadstawiania drugiego policzka? Czy da się pogodzić z prawem do obrony koniecznej? Do wojen sprawiedliwych, które Kościół akceptował przez wieki. Ale zarazem które rozszerzano tak, że stawały się niesprawiedliwe.
Zawsze będziemy uwikłani w napięcie między radykalizmem ewangelicznych nakazów i próbami przystosowania ich do życia. Nie mam tu jednej dobrej odpowiedzi, bo chyba nie da się jej udzielić.