Z powodu korekty tekstu na temat kary śmierci, jakiej Franciszek dokonał w Katechizmie 1 sierpnia br., w mediach rozlewa się kolejna fala krytyki papieża. I nie jest to krytyka płynąca ze środowisk lewicowych, które akurat z dystansu Kościoła wobec kary śmierci raczej się cieszą. Wzburzenie ma swoje źródło po stronie prawej. To niektórzy przedstawiciele tego środowiska chcą bowiem przywrócenia kary śmierci. Tylko że ich oburzenie wobec Franciszka jest zupełnie nieuzasadnione, no chyba że równie mocno oburzą się oni także na Jana Pawła II.
Katechizm Wojtyły
W Katechizmie wydanym przez Jana Pawła II w 1992 r. czytamy, że uzasadnione jest „wymierzanie kar odpowiednich do ciężaru przestępstwa, nie wykluczając kary śmierci w przypadkach najwyższej wagi”. Można by z takiego stwierdzenia wyciągnąć wniosek, że kara śmierci może być odpowiednią karą za popełnione zło. Ważne jednak jest zdanie wcześniejsze, które tłumaczy jedyną rację, która pozwalałaby na zastosowanie owej najwyższej kary, o której wspomina Katechizm, a jest nią „ochrona wspólnego dobra społeczeństwa”. Tylko czym jest to dobro? Niektórzy politycy chcący dzisiaj przywrócenia kary śmierci mówią, że dobrem wspólnym jest tutaj zadbanie o to, by ludzie bali się popełniać najcięższe przestępstwa, wiedząc, jaka za to grozi im kara. Ich zdaniem dobrem wspólnym, które pozwala na stosowanie kary śmierci, jest więc lęk przed tą karą. Tak jednak na podstawie Katechizmu wydanego w 1992 r. powiedzieć nie można. W tekście czytamy bowiem, że chodzi tylko o takie sytuacje, które dla dobra wspólnego wymagają „unieszkodliwienia” przestępcy. Inaczej mówiąc, chodzi o zabezpieczanie społeczeństwa przed ewentualnymi fizycznymi napaściami ze strony skazanego. Dobrem wspólnym, o którym mówi Katechizm, jest więc bezpieczeństwo fizyczne, a nie przekonania społeczne.
Logika Ewangelii
Katechizm z 1992 r. nie stosuje logiki – i należy to tutaj mocno podkreślić – wedle której dla zwiększenia lęku przed karą za niektóre przestępstwa można stosować karę śmierci. Ona byłaby zresztą sprzeczna z tym, co Jan Paweł II uznawał za podstawowy wyznacznik godności ludzkiej: człowiek nigdy nie może być środkiem, ale zawsze jest celem działania. Katechizm nie usprawiedliwia więc myślenia, że możemy kogoś zabić, żeby z jego powodu postraszyć innych. Przestępcy staliby się owym środkiem, narzędziem dla osiągnięcia celu, jakim jest porządek społeczny.
Oczywiście wątpliwe jest również osiągnięcie tego celu, który ktoś chciałby osiągnąć nawet w tak niegodziwy sposób. Dane statystyczne potwierdzają tezę zupełnie odwrotną do przekonań polityków chcących powrotu kary śmierci: w krajach, gdzie ją wprowadzono, liczba zabójstw wcale się nie zmniejszyła.
Zgodnie z zasadą dotyczącą godności ludzkiej pozbawienie życia przestępcy nie będzie też nigdy adekwatną dla niego karą. Nawet słusznie skazany – a trzeba pamiętać też o sytuacjach tragicznych pomyłek sądu – nie miałby już bowiem żadnej możliwości zmiany swojego myślenia i postępowania. Zostałby pozbawiony nadziei, o czym bardzo sugestywnie pisze Fiodor Dostojewski na początku powieści Idiota. Człowiek kolejny raz stałby się narzędziem satysfakcji społecznej, ale nie celem, czyli osobą ludzką, która ma zawsze prawo do nawrócenia.
Pierwsza korekta
Już w 1998 r. nastąpiła pierwsza korekta w Katechizmie, m.in. w kwestii kary śmierci. Miała na nią wpływ publikacja encykliki Evangelium vitae. Jan Paweł II napisał w niej, że karanie „nie powinno sięgać do najwyższego wymiaru, czyli do odebrania życia przestępcy”. Potwierdził w ten sposób, że kara śmierci jest niedopuszczalna z innych względów niż bezpieczeństwo społeczne. Dodał więc, że ta zasada obowiązuje „poza przypadkami absolutnej konieczności, to znaczy gdy nie ma innych sposobów obrony społeczeństwa”. Ważny jest jednak komentarz Wojtyły, który ten wątek rozwija. Otóż zdaniem papieża „dzisiaj, dzięki coraz lepszej organizacji instytucji penitencjarnych, takie przypadki są bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale”. Co znaczy, że argument za karą śmierci ze względów bezpieczeństwa coraz bardziej traci na sile.
Poprawka w Katechizmie była powtórzeniem myśli zawartej w Evangelium vitae. Nie zaprzeczyła jej, ale ją doprecyzowała. „Nauczanie Kościoła nie wyklucza zastosowania kary śmierci – czytamy w poprawionym Katechizmie z 1998 r. – jeśli jest ona jedynym dostępnym sposobem skutecznej ochrony ludzkiego życia przed niesprawiedliwym napastnikiem”.
Poprawka Franciszka
Na czym więc polega aktualna poprawka w Katechizmie, którą niektórzy katoliccy publicyści okrzyknęli odchodzeniem papieża Franciszka od tradycji Kościoła? W rzeczywistości jest ona bardzo prosta. Kiedy Jan Paweł II,
coraz mocniej podkreślał, że przypadków, w których trzeba odebrać komuś życie ze względów bezpieczeństwa, jest coraz mniej (bo instytucje penitencjarne są coraz bardziej skuteczne), Franciszek jedynie doprecyzował tę myśl w kontekście współczesnym, mówiąc, że właściwie takich sytuacji nie ma już wcale. Tyle i aż tyle. Zmieniły się jedynie okoliczności, w których papież mówi o karze śmierci, a nie nauczanie Kościoła sformułowane przez jego poprzedników. Franciszek jedynie aplikuje myśl Wojtyły do współczesnej sytuacji. Jego zdaniem nie ma już dzisiaj żadnych moralnych racji stojących za odbieraniem komuś życia. Jest to myślenie zgodne także z myślą Benedykta XVI, który w adhortacji Africae munus napisał o konieczności „wyeliminowania kary śmierci”. Stąd poprawka w Katechizmie, którą wprowadził obecny papież, a która mówi, że „skuteczniejsze systemy ograniczania wolności gwarantują należytą obronę obywateli”. Katechizm mówi też, że zastosowanie kary więzienia zamiast kary śmierci ocala godność ludzką skazańca, bo nie odbiera mu „możliwości odkupienia win”. „Dlatego też Kościół w świetle Ewangelii naucza – czytamy dalej – że kara śmierci jest niedopuszczalna, ponieważ jest zamachem na nienaruszalność i godność osoby, i z determinacją angażuje się na rzecz jej zniesienia na całym świecie”.
Polityczne konsekwencje
Warto dodać, że w Evangelium vitae Jan Paweł II połączył konieczność dążenia do likwidacji kary śmierci z argumentem za obroną życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Bo nie można bronić życia poczętych przed aborcją i osób w podeszłym wieku przed eutanazją, nie broniąc przestępców przed karą śmierci. Bo albo życie jest zawsze traktowane jako wartość podstawowa, albo się nią manipuluje – zazwyczaj dla korzyści politycznych.
A w sporze o dopuszczalność kary śmierci polityka ma bardzo duże znaczenie. Także w Polsce niektórzy politycy są gotowi tę karę przywrócić ze względu na porządek społeczny, czyli aby straszyć nią potencjalnych przestępców. I nie liczą się oni z nauką Kościoła o godności ludzkiej każdego człowieka, nawet przestępcy. W promocji kary śmierci może im jednak przyświecać także inny cel: tam bowiem, gdzie ludzie domagają się jej wprowadzenia, stosunek polityków do jej legalizacji staje się sposobem zyskiwania poparcia wyborczego. Radykalizm poglądów pomaga wygrywać wybory. A dzieje się tak szczególnie wtedy, gdy zwolennicy kary śmierci wyolbrzymiają potencjalnego wroga, wobec którego taką karę należałoby zastosować.
Burza w szklance wody
Okazuje się więc, że wielu katolickich publicystów, którzy z powodu zmian w Katechizmie wywołali burzę, stoi po stronie nauki Kościoła, ale tylko wtedy, gdy mówi ona dokładnie to, co oni sami twierdzą. Dobrym tego przykładem jest wpis
Łukasza Warzechy z „Do Rzeczy”, który na Twitterze napisał: „Kolejna fatalna wiadomość za tego słabego pontyfikatu. Mojego stanowiska w sprawie kary śmierci to nie zmienia”. W podobnym świetle odczytuję oburzenie Tomasza Terlikowskiego, który twierdzi, że aktualna poprawka w Katechizmie oznacza, że „to, co przez wieki Kościół uznawał za działanie moralne, przestało nim być”. Zapominając i o tym, że takich zmian dokonywał już Jan Paweł II, i że te, które mają miejsce dzisiaj, są ich kontynuacją. Ale do takiego sposobu myślenia w Kościele trzeba mieć chyba więcej dobrej woli. I mniej, obliczonej na sukces medialny, krytyki papieża.