Logo Przewdonik Katolicki

Ryzykowne równouprawnienie

Monika Białkowska
FOT. GRZEGORZ JAKUBOWSKI/PAP

Warto zawalczyć o prawo katechetów do bycia wychowawcami klas? Odpowiedź na „tak” wydaje się oczywista. To jednak oznacza rozpoczęcie ryzykownej gry, która kiedyś zakończyć się może całkowitym wyprowadzeniem religii ze szkół.

Zacznijmy od tego, jak wygląda miejsce katechety wśród innych nauczycieli w szkole. Według prawa obowiązującego od 1992 r., kiedy to nauczanie religii wprowadzono do szkół, nauczyciele religii nie mogą pełnić obowiązków wychowawców klas. Przed laty taki zapis był w pewnym stopniu uzasadniony, a sami katecheci niespecjalnie wyrażali zainteresowanie dodatkowymi obowiązkami wychowawcy: religii w zdecydowanej większości uczyli zapracowani w duszpasterstwie księża i siostry zakonne. W ciągu 26 lat ta sytuacja wyraźnie się zmieniła.
 
Albo katecheta, albo wychowawca
W roku szkolnym 2014/2015 religii katolickiej w szkołach uczyło prawie 15 tys. katechetów świeckich, 8 tys. księży diecezjalnych, niespełna 2 tys. sióstr zakonnych i 800 zakonników. W związku ze zmniejszającą się liczbą powołań można przypuszczać, że tendencja wzrostowa na korzyść katechetów świeckich będzie się utrzymywać. Świeccy katecheci coraz częściej również podnoszą swoje kwalifikacje na studiach podyplomowych, uzyskując w ten sposób prawo do uczenia innych przedmiotów. – Dotychczas, według rozszerzającej interpretacji przepisów, katecheta, który prowadził przynajmniej jedną godzinę innego przedmiotu np. historii, mógł pełnić funkcję wychowawcy klasy – tłumaczy ks. Marek Korgul, sekretarz Komisji Wychowania Katolickiego KEP. – Obecnie mamy do czynienia z interpretacją zawężającą, według której nauczyciel jakiegoś przedmiotu, prowadzący choćby jedną godzinę religii, automatycznie nie może być wychowawcą. Taka interpretacja przepisów utrudnia niektórym dyrektorom organizację pracy szkoły.
Ciekawy w tym kontekście jest casus Niemiec i Austrii. W niemieckich szkołach publicznych nauczyciele religii mogą być wychowawcami klas, ale tam każdy nauczyciel musi uczyć przynajmniej dwóch przedmiotów. W Austrii nauczyciel religii wychowawcą zostać nie może, dopóki uczy wyłącznie religii. Jeśli prowadzi również zajęcia z innego przedmiotu, nie ma już ku temu przeszkód. W Polsce jeśli nauczyciel historii czy języka polskiego prowadzi choćby jedną godzinę lekcji religii, automatycznie nie może być wychowawcą klasy. Dyrektor szkoły wobec obowiązujących przepisów staje wobec trudnego wyboru. Albo zabraknie mu wychowawców (jeśli nauczyciele zaczną uczyć religii), albo zabraknie mu katechetów (jeśli nauczyciele z uprawnieniami do uczenia religii nie przyjmą godzin, bo będą woleli być wychowawcami). To wydaje się jeszcze dość wydumanym problemem, ale już teraz zauważa się brak wystarczającej liczby katechetów. Jeśli nauczyciele innych przedmiotów nie będą rozszerzać swoich kompetencji w tym kierunku, w obawie przed utratą funkcji wychowawczych, za chwilę nie będzie komu uczyć w szkole religii. Właśnie z myślą o tej perspektywie warto zadbać o to, by katecheci nie czuli się w szkołach nauczycielami dyskryminowanymi ani w żaden sposób ograniczanymi.
 
Kto ma prawo wychowywać?
Propozycja Ministerstwa Edukacji Narodowej, rozesłana właśnie do konsultacji do Kościołów i związków wyznaniowych (w polskim systemie oświatowym jest aż 27 rodzajów lekcji religii) przewiduje, że katecheci będą mogli na równi z innymi członkami rady pedagogicznej pełnić funkcję wychowawców klas. Co to oznacza w praktyce dla samych katechetów, poza samym poczuciem bycia równym innym nauczycielom? Więcej pracy papierkowej, większy kontakt z rodzicami uczniów, ostateczny głos w sprawie oceny zachowania ucznia, dodatek do pensji za wychowawstwo (bądźmy sprawiedliwi, zwykle niewielki, od 60 do 250 zł) – i prowadzenie tzw. godziny wychowawczej. To właśnie to ostatnie budzi najwięcej kontrowersji. Pojawiają się pytania o kompetencje pedagogiczne katechetów oraz o „religijną indoktrynację”, czyli wychowawczy wpływ na dzieci, które nie chodzą na lekcje religii lub są innego wyznania.
Pierwsze pięć lat mojego studiowania teologii na pewno nie było latami straconymi. Na warszawskim UKSW miałam szansę słuchać prawdziwych mistrzów. Na dodatek nie było żadnej taryfy ulgowej, w każdej sesji po osiem – dwanaście egzaminów. Na początku ostatniego roku wybuchła bomba, która wielu z nas zwaliła z nóg. Okazało się, że przez czyjeś niedopatrzenie i przez to, że dołożono nam do programu również przedmioty z zakresu mediów, nikt z nas nie będzie miał uprawień do uczenia religii. Tak: pięć lat mozolnych studiów teologicznych nie wystarczało, żeby otrzymać od biskupa misję kanoniczną i zostać katechetą. Część z nas uzupełniała ten brak na własną rękę na dodatkowych studiach. Część dała sobie spokój i zajęła się w życiu innymi sprawami. Piszę o tym nie po to, żeby uprawiać martyrologię, ale po to, żeby dać odpór tym wszystkim, którym wydaje się, że katecheci nie są pedagogami z kompetencjami wychowawczymi. Pytanie o to, czy katecheta ma do wychowawstwa odpowiednie uprawnienia jest równie zasadne, jak pytanie o to biologa czy chemika. I odpowiedź jest jednakowa: ma. W ramach studiów musiał bowiem zdobyć zarówno wiedzę merytoryczną z teologii, jak i tak zwane przygotowanie pedagogiczne. Innego, głębszego przygotowania do pełnienia funkcji wychowawczej nie ma żaden inny nauczyciel, wszyscy są równi.
 
Wychowanie do wartości
Oczywiście musi tu paść pytanie o kompetencje osobowe: o moralność, wiarę czy poglądy wychowawcy. Trudno jest wychowywać młodzież tak, by nie prowadzić ich w stronę reprezentowanych przez siebie wartości. Oderwanie wychowania od wartości byłoby zaprzeczeniem podstawowej funkcji wychowania. Niebezpieczeństwo powierzenia dziecka drugiemu człowiekowi zawsze wiąże się z jakimś ryzykiem. Podobny niepokój, jaki czują rodzice dzieci niewierzących, słysząc, że wychowawcą dziecka będzie katecheta, czuć przecież mogą również rodzice dzieci wierzących, których wychowawca jest zdeklarowanym ateistą. Rodzice nie pozostają jednak bezbronni, a szkoła nie pozbawia ich wpływu na model wychowawczy, jakiego chcą dla dziecka. Każda szkoła ma swój program wychowawczy, opracowany przez Radę Pedagogiczną i Radę Rodziców. Zadaniem dyrekcji jest troska o to, by wychowawcy klas realizowali nie tyle własną, życiową misję, ile właśnie ów przyjęty wspólnie program. To dlatego też zarówno w proponowanym projekcie, jak i w obowiązującym już teraz prawie mówi się o tym, że to dyrektor decyduje o powierzeniu obowiązków wychowawcy klasy poszczególnym nauczycielom. Od jego mądrości i od nadzoru rodziców zależy to, czy uczniowie wychowywani będą zgodnie z takimi wartościami, jakich pragną dla nich rodzice. – Każda szkoła realizuje własny program wychowawczy – przekonuje ks. Korgul. – Nauczyciel religii, który będzie wychowawcą klasy, będzie realizował ten program. Dyrektor najlepiej wie, co się dzieje w jego szkole i komu może powierzyć takie obowiązki, nie wywołując przy tym konfliktów. W razie potrzeby będzie konsultował tę decyzję z rodzicami, a także w organie sprawującym nadzór pedagogiczny i na tej podstawie, przy obopólnej zgodzie, podejmował decyzję.
– To nie jest tak, że teraz wszyscy katecheci staną się wychowawcami – przekonuje dr Aneta Rayzacher-Majewska z Katedry Katechetyki Fundamentalnej i Historii Katechezy UKSW. – Zmiany w prawie oznaczają możliwość, a nie obowiązek. Dyrekcja szkoły tak jak do tej pory będzie brała pod uwagę to, czy w danej klasie na religię chodzi dużo uczniów i od tego uzależni ewentualne przydzielenie katechecie obowiązków wychowawcy.
 
O co walczyć w świeckim państwie?
Państwo świeckie – ogromnym uproszczeniu – jest państwem, które nie ateizuje i nie nawraca, stwarza za to przestrzeń do nieskrępowanego przeżywania wiary dla każdego, w tym również do dawania owej wiary świadectwa. W demokratycznym państwie świeckim, jeśli rodzice życzą sobie obecności religii w szkole, powinna być im ona zapewniona. To dlatego rodzice i dzieci po pierwsze mają wybór: mogą zdecydować o chodzeniu na katechezę, na etykę lub w ogóle z tych zajęć zrezygnować; mogą również przeżywać w szkole takie wydarzenia, jak rekolekcje – lub mogą z udziału w nich zrezygnować. Te zasady są w Polsce zachowane.
Papież Franciszek nie ukrywa, że jest zwolennikiem państw świeckich (w przeciwieństwie do tendencji powrotu do państw wyznaniowych) i neguje koncepcję państwa, w którym obowiązywać może tylko jedna religia. Jednocześnie przypomina, że każde państwo musi pozostawać otwarte na transcendencję. Oznacza to, że religia nie może w nim zostać zepchnięta na margines życia, ale powinna stać się częścią kultury. Polegać ma to nie tyle na wymaganiu od wszystkich obywateli państwa wiary w Boga, ile na przyjęciu pewnych wartości, które wspólnie chcemy promować i którym pozostajemy wierni. Podstawowym kodem kulturowym Europy pozostają wszak nadal wartości judeochrześcijańskie, a niesione przez chrześcijaństwo wartości prawdy, dobra, miłości i wolności są wartościami uniwersalnymi.
Pomysł nowelizacji ustawy dopuszczającej katechetów do funkcji wychowawczych w szkole wydaje się godny i sprawiedliwy. Nie sprzeciwia się zasadzie świeckości państwa. Pozostaje nam jednak pytanie: czy ów pomysł nowelizacji jest zbawienny? Jest pożyteczny dla szkół (łatwiejsza organizacja pracy) i pożyteczny dla katechetów (pozycja w szkole i dodatek finansowy), ale czy równie pożyteczny jest dla realizacji misji Kościoła? Inaczej mówiąc: czy naprawdę potrzebujemy tego pomysłu jako Kościół, dla skuteczniejszego głoszenia Jezusa – biorąc pod uwagę chociażby budzenie głosów, które nie przestają domagać się wyprowadzenia katechezy ze szkół i zaprzestania ich finansowania ze środków publicznych? Co wnosi on nowego w dzieło ewangelizacji – jeśli o wychowaniu uczniów nadal decyduje (i decydować powinien!) program wychowawczy szkoły? A może bardziej skuteczne jest dyskutowanie z rodzicami nad właściwym programem wychowawczym szkoły? No, warto się zastanowić, czy nie podajemy zbyt mocnych argumentów tym, którzy świeckość państwa rozumieją jako zupełny brak religii w przestrzeni publicznej? To trudny rachunek zysków i strat: tym trudniejszy, że jego wynik jest trudny do przewidzenia. Dobrze w nim wyliczyć, czy gra jest warta świeczki, i zachować zarówno nieskazitelność gołębicy, jak i roztropność węża.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki