Urodzony w 1928 r. koło Hue w środkowym Wietnamie, pochodził z rodziny politycznych przywódców swego kraju, głęboko związanych z Kościołem katolickim. Jednym z jego stryjów był prezydent Wietnamu Południowego Ngo Dinh Diem, obalony i zamordowany w 1963 r. Kilku innych członków jego bliższej i dalszej rodziny zginęło, odmawiając wyrzeczenia się wiary i współpracy z komunistami.
Pan Van Thuan
François-Xavier przyjął święcenia kapłańskie w 1953 r., po czym pracował jako duszpasterz, a następnie studiował w Rzymie. Po powrocie w 1959 r. do Wietnamu był rektorem w swoim dawnym seminarium w Hue, a od 1967 r. biskupem Nha Trang. W kwietniu 1975 r. został mianowany przez Pawła VI arcybiskupem i koadiutorem Sajgonu (od następnego roku miastu nadano imię Ho Chi Minh, na cześć lidera północnokoreańskich komunistów). Niemal w tym samym czasie komuniści z Północy zajęli cały kraj.
We Wniebowzięcie Maryi, 15 sierpnia 1974 r., 47-letni arcybiskup jest „zaproszony” do prezydenckiego Pałacu Niepodległości. Tam zostaje aresztowany i dowiaduje się, że od tej chwili jest „panem Van Thuan”.
Msza z trzech kropel wina i jednej kropli wody
„W czasie mojej długiej udręki, w czasie dziewięciu lat spędzonych w izolacji w celi bez okien, czasami w świetle elektrycznym włączonym bez przerwy przez wiele dni, a czasem w zupełnej ciemności, czułem, że duszę się z gorąca i wilgoci. Czułem, że znajduję się na granicy obłędu” – wspominał w jednej z książek. Opowiadał też o gehennie morskiej podróży w ładowni statku, którym przepłynął 1700 km na północ, do nowego więzienia. Gdy wśród półtora tysiąca więźniów rozeszła się wieść, że jednym z nich jest abp Van Thuan, wielu zwraca się do niego, szukając pociechy. Niesie im otuchę i rozważa Mękę Pańską. Statek, którym płynie do kolejnego więzienia wydaje mu się „najpiękniejszą katedrą”, a towarzysze niedoli – powierzonym mu ludem Bożym.
W więzieniu spędził 1trzynaścielat, w tym dziewięć w ścisłej izolacji. Został przywieziony do więzienia bez żadnych rzeczy osobistych. Wkrótce pozwolono mu zwrócić się do rodziny o absolutnie niezbędne przedmioty, jak pasta do zębów i ręczniki. Prosi też o trochę wina, tłumacząc, że potrzebuje lekarstwa na ból brzucha. Rodzina od razu pojmuje, o co chodzi. Wkrótce przekazują do więzienia butelkę wina z naklejką: „lekarstwo na ból żołądka”. Udaje się też przemycić kilka hostii połamanych na drobniejsze kawałki. „Strażnik zapytał mnie: boli cię żołądek? – Tak – odpowiedziałem. – Tu masz trochę lekarstwa” – relacjonował po latach Van Thuan. I wyznał: „Nigdy nie zdołam wyrazić radości, jaka towarzyszyła mi każdego dnia, gdy przy użyciu trzech kropel wina i jednej kropli wody umieszczonych na dłoni, odprawiałem Mszę”.
Rąbiąc drewno w więzieniu Ving Quang, sporządził sobie, za zgodą strażnika, mały krzyżyk. Z kawałka drutu, zdobytego w innym więzieniu, dorobił do niego biskupi łańcuch. Z tymi skarbami już nigdy się nie rozstał.
Władze więzienne były zaniepokojone jego dobrocią i pozbawioną jakiejkolwiek niechęci postawą wobec pilnujących go funkcjonariuszy, dlatego w obawie przed „zgubnym” wpływem, strażników Van Thuana zmieniano co dwa tygodnie.
Sekret Wojtyły
Wolność odzyskał w 1988 r., z obowiązkiem zamieszkania w rezydencji arcybiskupiej w Hanoi i zakazem odwiedzin Miasta Ho Chi Minh. Gdy w 1991 r. wyjechał do Rzymu w sprawach związanych z jego biskupimi obowiązkami, władze wietnamskie uznały go za persona non grata i zakazały powrotu do ojczyzny.
Zaczął wówczas pełnić różne funkcje w Kurii Rzymskiej. W 1998 r. został przewodniczącym Papieskiej Komisji Iustitia et Pax, odpowiedzialnej za katolicką naukę społeczną. Dbał więc o tych, którzy łakną i pragną sprawiedliwości.
Miałem to szczęście, że wiosną 2000 r. spotkałem się z abp. Van Thuanem. Miałem dużo czasu, by przyjrzeć mu się, gdy szedł długim korytarzem Pałacu Apostolskiego, z daleka się uśmiechając. Początkowo nie mogłem oderwać wzroku od łańcucha z więziennego drutu i zawieszonego na nim drewnianego krzyżyka w metalowej oprawie.
Ujmująca powierzchowność, serdeczna, niezwykle uprzejma, można by rzec – typowo azjatycka. Mówi cicho, niemal szeptem, skrupulatnie dobiera słowa. Bardzo dobry włoski, zdradzający wszakże obcy akcent. Rozmowa dotyczyła głównie Jana Pawła II, o którym przygotowywaliśmy film. Abp Van Thuan znał się z kard. Wojtyłą jeszcze przed uwięzieniem z prac w Papieskiej Radzie ds. Świeckich. Przeczuwając, że Wietnam wkroczy na twardy kurs komunizmu, pytał kolegę zza żelaznej kurtyny o sposoby przetrwania i działania Kościoła w ateistycznym reżimie. Podczas jednej z rozmów w rzymskiej restauracji z kard. Wojtyłą tłumaczył, że najważniejsza jest jedność: wiernych z biskupami, pomiędzy biskupami oraz ich jedność z papieżem. „W ten sposób poznałem jego tajemnicę” – opowiadał kardynał.
Wspominał też dzień 16 października 1978 r., gdy do miejsca jego odosobnienia dotarła wiadomość o wyborze kard. Wojtyły na papieża: „Bardzo się ucieszyłem i dziękowałem Panu, ponieważ w moim przekonaniu była to wielka łaska dla Kościoła”.
Użyję aromatycznych dodatków
Czy arcybiskup Van Thuan, więzień komunistycznego reżimu, mógł przypuszczać, że 22 lata później, w marcu 2000 r. będzie głosił na zaproszenie tego papieża rekolekcje wielkopostne w Watykanie? Przygotowując je miał wielką tremę. Wiedział, że będzie mówił o Ewangelii nadziei, ale co dokładnie i jak? „Użyję aromatycznych dodatków i przypraw azjatyckich, będzie się jadło pałeczkami” – pisał we wstępie do książkowego wydania tych rozważań. Dalej tłumaczył: „Azjaci nie rozumują za pomocą pojęć, ale opowiadają historię, przypowieść, a wnioski nasuwają się same. Tak przemawiali Konfucjusz, Budda, Gandhi. I tak mówi Jezus: «Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha... Któryż z tych trzech okazał się, według tego zdania, bliźnim.... Idź, i ty czyń podobnie»”.
Warto sięgać do tekstów tych rekolekcji (wydanych po polsku pt. Świadkowie nadziei) podobnie jak kilku innych książek tego pięknego świadka wiary, człowieka bezgranicznie ufającego Bogu i żyjącego ewangeliczną nadzieją.
Niespełna rok później Jan Paweł II mianował go kardynałem. 16 września 2002 r., po walce rzadką odmianą raka, wietnamski purpurat zmarł w Rzymie. Tam też został pochowany.
Jego postać wspomina w encyklice o nadziei Spe salvi papież Benedykt XVI. Przywołując lata uwięzienia „pana Van Thuana”, pisze: „Tam, w sytuacji wydawałoby się totalnej desperacji, słuchanie Boga, możliwość mówienia do Niego dawały mu rosnącą siłę nadziei, która po uwolnieniu pozwoliła mu stać się dla ludzi całego świata świadkiem nadziei – tej wielkiej nadziei, która nie gaśnie nawet podczas nocy samotności”.
W maju tego roku papież Franciszek uznał heroiczność cnót kard. Van Thuana.