Maciek ma 16 lat. Pierwszy raz w życiu słyszy, że imię nadane przez rodziców jest tym, którym wezwał go sam Pan Bóg. Podchodzi więc do naczynia z wodą święconą, wkłada rękę, wypowiada „Maciej” i robi znak krzyża. Mocne. Wraca do ławki, a po chwili w kaplicy odbijają się echem kolejne imiona: Anna, Magdalena, Mikołaj, Piotr… To koleżanki i koledzy, którzy razem z Maćkiem przygotowują się do przyjęcia sakramentu chrześcijańskiej dojrzałości.
Rok później Maciek co tydzień wpada na spotkania wspólnoty, w której kiedyś był „tak sobie”, a dzisiaj już „na serio”. Krzyżyk, który wcześniej nosił pod spodem, teraz zawsze ma na wierzchu. – Fajnie, żeby ktoś zobaczył, że jestem wierzący – mówi. I po chwili namysłu: – Bierzmowanie zmieniło moje życie. Teraz już nic nie muszę. Teraz chcę.
„Odszkolnienie” bierzmowania
W kwietniu br. biskupi wydali Wskazania Konferencji Episkopatu Polski dotyczące przygotowania do przyjęcia sakramentu bierzmowania. Nie jest to rewolucja, ale raczej próba nadania jednego kierunku dla całej Polski. Cel jest jasny: bierzmowany nastolatek ma czuć, że parafia to jego drugi dom. Aby tak się stało, sakrament trzeba „odszkolnić”. To jedna z głównych myśli nowego dokumentu. – Religia w szkole jest ważnym elementem, ale przygotowanie do bierzmowania odbywa się w parafii – mówi bp Marek Mendyk. Zaznacza, że kandydaci muszą odczuć, że to nie jest kolejna lekcja religii. Spotkania nie muszą im dawać twardej wiedzy, ale doświadczenie Boga. Dlatego metody w stylu: „Zapiszcie temat lekcji i otwórzcie podręczniki na stronie…” trzeba schować do lamusa. – Z mojego przygotowania zapamiętałam nudne wykłady, których nikt nie chciał słuchać – mówi Karolina Bednarz, która teraz sama towarzyszy młodzieży na drodze do przyjęcia sakramentu. – Młodzi nie chcą kuć regułek: prefacja, kolekta, epikleza. Wolą doświadczyć, czym jest Msza św. Raz obejrzeliśmy poruszający film o Eucharystii. Potem dwie dziewczyny powiedziały, że dzięki niemu pełniej w niej uczestniczyły – dopowiada Karolina.
Także biskupi nie polecają suchych wykładów. Zachęcają, aby pokazać młodzieży, jak czytać Pismo Święte, pobawić się w teatr (biblijny) czy zaprosić na adorację. – Może to zabrzmi mało wiarygodnie, ale spotykam sporo bierzmowanych, którzy chcą adorować Najświętszy Sakrament, nie boją się ofiarować swojego czasu Panu Bogu – wspomina bp Mendyk.
Podobne doświadczenia ma ks. Kamil Gołuszka, katecheta i duszpasterz młodzieży w jednej z krakowskich parafii. Jego kandydaci w ostatnim roku przygotowań muszą obowiązkowo pojechać na rekolekcje. Pierwsze są w listopadzie, drugie na wiosnę, do wyboru. Pieniądze, potencjalna kość niezgody, nigdy nie są problemem, bo gdy trzeba, za wyjazd płaci parafia. – Zdecydowana większość nastolatków zapisuje się na ten w listopadzie, aby mieć temat z głowy – opowiada ks. Kamil. – Potem niektórzy z nich, choć już nie muszą, jadą także na drugi „turnus”. Dla wielu to pierwsze takie rekolekcje w życiu. Ich efekt jest namacalny, bo z bierzmowanych utworzyła się w parafii nowa wspólnota. Kiedyś usłyszałem też na kolędzie: „Wie ksiądz co, ten wyjazd zmienił moje dziecko” – dodaje.
Exit z grzechu
Wspólny wypad za miasto to integracja, okazja, by poznać sprawy, którymi żyje młode pokolenie i idealny moment na celebracje liturgiczne, do których zachęcają biskupi. Na przykład na liturgię światła. – Gdy rozpoczynamy rekolekcje, zasłaniamy w kaplicy wszystkie okna i zaklejamy fluorescencyjne „exity”. Pozwalamy sobie nawet zgasić wieczną lampkę. I gdy jest już totalnie ciemno, tłumaczę, czym jest grzech. Mówię, że to ciemność, w której trudno dostrzec czubek własnego nosa, a co dopiero stojącego obok człowieka – opowiada ks. Gołuszka. – I gdy młodzi tak stoją w ciemności, wchodzę ze świecą. Śpiewam „Światło Chrystusa”, a oni z ulgą odpowiadają „Bogu niech będą dzięki”. Odkrycie, że grzech zamienia nas w egoistów, robi na nich ogromne wrażenie – podkreśla duszpasterz. Po takim wstępie, gdy młodzi zauważają, że jedyny „exit” z grzechu to Chrystus, mogą lepiej przeżyć odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych. Bo jeśli chrzest jest jak zasianie ziarenka, to bierzmowanie wylewa na nie konewkę wody.
Takie doświadczenia nie byłyby możliwe, gdyby przygotowanie do bierzmowania traktować jak drugą katechezę. Dlatego rozdzielenie zadań szkoły i parafii jest uważane za jeden z największych plusów reformy przygotowania do bierzmowania. – Cieszę się, że biskupi tak mocno zaakcentowali ten wątek, bo na tym polu jest popełnianych wiele błędów – mówi ks. Kamil. – Czasem szkoła udaje parafię. Wtedy na kilka tygodni przed bierzmowaniem przychodzą do kancelarii uczniowie , zwłaszcza szkół katolickich, i pokazują zaświadczenie, że przygotowali się do przyjęcia sakramentu w swoich gimnazjach. W praktyce oznacza to najczęściej uczestnictwo w katechezie i „szkolnych Mszach św.” A to za mało! Z drugiej strony błędem parafii jest zabawa w szkołę, czyli testy z katechizmu i Dziejów Apostolskich. Czemu to ma służyć? – pyta katecheta. – Taki sprawdzian nie pokaże, czy młody ma relację z Chrystusem, Karolina Bednarz pamięta do dziś: – Na zakończenie pierwszego roku przygotowań mieliśmy test. Nikt się nie spodziewał akademickich pytań. Nie zdałam, płakałam jak bóbr – wspomina.
W ten sposób osoba przygotowująca do bierzmowania – ksiądz albo świecki – staje się, jak mówi bp Mendyk, „elementem aparatu ucisku”.
Ty mnie przekonaj
Jak zatem sprawdzić, czy kandydat dojrzał do przyjęcia sakramentu? Kapłan, który dopuszcza kandydata do bierzmowania, musi mieć „moralną pewność, że ten jest praktykującym katolikiem” (cytat ze Wskazań). W wielu parafiach sprowadza się to do sprawdzenia tzw. indeksów, w których młodzi zbierają podpisy za udział w nabożeństwach. – Ręce mi opadły, gdy w Wielki Czwartek tuż po zakończeniu Mszy św. ksiądz wszedł w słowo organiście i wezwał młodzież po podpisy. Nawet w Triduum musieli chodzić z dzienniczkami obecności – mówi Leszek Hinc, który w tym roku posłał do bierzmowania swoje trzecie dziecko. – To zniechęca rodziców, a co dopiero młodzież – zauważa. Jednak można skorzystać z indeksów w bardziej udany sposób. – Przed bierzmowaniem spotykam się z każdym kandydatem na indywidualną rozmowę. Mówię: przekonaj mnie, że się przygotowałeś. Młodzi mówią wtedy o swoich motywacjach, o tym, że praktykują. Jeśli widzę ich regularnie w kościele, indeks jest niepotrzebny. Jeżeli jednak często ich nie ma, bo na weekendy wyjeżdżają do babci na wieś, sami wyciągają go z torby „na dowód w sprawie” – opowiada ks. Kamil. – Ktoś może powiedzieć, że w gruncie rzeczy chodzi o to samo, o podpisy. Tymczasem to zmiana perspektywy. Pokazuję, że nie ciągnę do bierzmowania za uszy, że to ich decyzja. Traktuję ich poważnie – dodaje kapłan.
Po pierwsze wolność
Poważne traktowanie zakłada, że lepiej wyjaśnić sens bierzmowania, niż straszyć, że bez tego sakramentu nie będzie kolejnego – małżeństwa. Oczywiście, młodzież rozpoczyna przygotowanie z różnych powodów: bo chcą sami z siebie, bo babcia każe, bo będą chrzestnymi. – Ale to zadaniem kapłanów jest zamienienie czasem płytkich motywacji w pragnienie bycia świadkami Chrystusa – przekonuje ks. Kamil. – Poza tym sam Pan Bóg może pracować nad motywacjami kandydatów.
Idealnie, gdy w odkryciu dojrzałych motywacji do bierzmowania pomagają rodzice. – Bez ich zachęty młodzi łatwiej dezerterują, zniechęcają się – mówi bp Marek Mendyk. – Jednak mimo wszystko najważniejsza jest pełna wolność. Przygotowanie to ogromna szansa ewangelizacyjna, ale ma to być ewangelizacja bez przemocy! Przypomina się w tym momencie Jezusowe: „Jeśli chcesz…”. Zatem nic na siłę! – podkreśla przewodniczący Komisji Wychowania Katolickiego.
Kiedy nie jest „na siłę”, zdarza się tak, jak u Antka. – Przygotowanie do bierzmowania rozpocząłem w gimnazjum – mówi 18-letni chłopak – a potem tak jakoś wyszło, że je przerwałem. Mama mi nie kazała, tata tym bardziej, jedynie babcia była dla mnie przykładem. W wakacje przed I klasą liceum stwierdziłem, że coś tu jest nie tak i postanowiłem dokończyć temat – dodaje nastolatek.
Jak długo i kiedy?
Wątpliwości, które budzą Wskazania, dotyczą tego, w jakim wieku młodzież powinna przyjąć sakrament i jak długo powinna się do tego przygotowywać. Biskupi mówią, że optimum to trzy lata: tyle według niech potrzeba czasu, aby „muszę” zamieniło się w „chcę”. Wielu rodziców i kandydatów uważa, że to za długo: przecież „nawet do małżeństwa jest krócej!”. Zgoda, ale potraktujmy temat poważnie – piszą biskupi między wierszami. Bierzmowanie daje moc Ducha Świętego do mężnego wyznawania imienia Chrystusa oraz do tego, by wierzący nigdy nie wstydził się krzyża. To pełnia darów, ostateczne wtajemniczenie w chrześcijaństwo. Do przyjęcia tej mocy trzeba się porządnie przygotować. Nie bez znaczenia jest też aspekt psychologiczny. – Jeśli spojrzymy z punktu widzenia budowania więzi zarówno między kandydatami, animatorami i duszpasterzami, okaże się, że jest to dobry czas – twierdzi bp Mendyk. – Obserwuję młodych, którzy przygotowują się przez pełne trzy lata. Widać ich wzajemne relacje, przyjaźnie, czuje się atmosferę modlitwy – zauważa. Biskupi sugerują, aby formacja odbywała się w VI, VII i VIII klasie szkoły podstawowej. „Przyjęcie sakramentu bierzmowania dokonuje się najwcześniej na zakończenie klasy VIII, jako ważne dopełnienie edukacji na etapie szkoły podstawowej” – piszą. To skok o rok w dół, gdyż obecnie bierzmuje się najczęściej uczniów III klasy gimnazjum (po reformie będzie to I klasa szkoły średniej). Czy wszystkie parafie przyjmą tę sugestię, czy będą szukać własnej drogi, czas pokaże. – Obawiam się dwóch rzeczy – dzieli się wątpliwościami ks. Kamil Gołuszka. – Po pierwsze, w okresie dojrzewania ten jeden rok naprawdę robi różnicę. Uczniowie obecnej III klasy gimnazjum są o wiele dojrzalsi niż drugoklasiści. Po drugie, boję się, że bierzmując nastolatków na zakończenie podstawówki, parafie szybko stracą z nimi kontakt. Jeśli młodzi pójdą do szkoły do innego miasta i tam znajdą przyjaciół, to co ich będzie trzymało w rodzinnej parafii? Oczywiście, miejmy nadzieję, że silna wiara. Ale jeśli nie zdążą jej ugruntować? Stracimy młode pokolenie? – pyta duszpasterz. Pomocą w ugruntowaniu młodej wiary może być przykład osób świeckich, które żyją tak, jak wierzą. – Dojrzewam do tego, aby zaprosić kilku dorosłych i pójść do proboszcza z propozycją pomocy w przygotowaniu kandydatów – mówi Leszek Hinc. – Moglibyśmy zorganizować wieczór świadectw albo porozmawiać z młodzieżą na tematy interesujące nastolatków, np. o używkach czy seksualności. Możemy wspólnie obejrzeć film religijny, a potem podyskutować lub wybrać się na koncert muzyki chrześcijańskiej – wymienia Leszek. – Najważniejsze, aby zaangażowali się w to dorośli z parafii, których młodzi co niedzielę widzą w kościele, a nie jacyś zewnętrzni ewangelizatorzy – dodaje.
Młodzi świadkowie
Bierzmowanie to trudny sakrament. Bez natychmiastowego efektu wow, widocznego gołym okiem. Po Pierwszej Komunii Świętej można przystąpić do stołu Pańskiego – coś się dzieje. Po sakramencie małżeństwa narzeczeni awansują na męża i żonę – są obrączki, współżycie i przeprowadzka do wspólnego mieszkania. Po przyjęciu święceń diakon staje się kapłanem – może odprawić Mszę św. A bierzmowanie…? Niezaangażowany obserwator powie, że to najmniej konkretny sakrament.
Nowe wskazania biskupów są zachętą do zawalczenia o tych niezaangażowanych obserwatorów, którzy mają dopiero naście lat. I może to być walka wygrana, a jej wynik zawstydzający – nas, dorosłych. Maciek, ten, który nosi krzyżyk na wierzchu, mówi: – Chodzę do technikum. Na lekcji religii dawałem świadectwo o Grupach Apostolskich, czyli wspólnocie, do której należę. Zapraszałem na rekolekcje. Nikt się nie zgłosił, ale się nie przejmuję. Pan Bóg wie lepiej.
Antek, ten, któremu mama nie kazała, a tata tym bardziej: – Mama nie mówi, że jest niewierząca. Po prostu twierdzi, że nie identyfikuje się z „instytucją Kościoła”. Bywa nerwowo, gdy na przykład idzie na czarny marsz i mówi, że prawo powinno być bardziej liberalne, a ja się z nią nie zgadzam. Zdarza się więc, że bronię wiary we własnym domu. Nie muszę. Chcę.