Dokładnie w połowie drogi między Gnieznem a Wrześnią, w Jelitowie, stoi uroczy XIX-wieczny dworek. Otacza go rozległy park. Wokół spokój i cisza. To tutaj działa „Dom pod Aniołem” utworzony pięć lat temu przez Annę i Witolda Młodaków, którzy odkryli w swoim życiu szczególne powołanie. – Zainspirowały nas słowa Jana Pawła II zawarte w Liście do ludzi w podeszłym wieku, mówiące o tym, jak starsi ludzie mogą pięknie przeżywać jesień swojego życia – przyznają małżonkowie. Taki też postawili przed sobą cel. Jednak mimo troski okazywanej seniorom przez personel domu i zapewnienia im wszelkich koniecznych udogodnień, dopiero „Staszkoterapia”, jak sami ją nazwali, wskazała w opiece nad nimi nowy kierunek.
Jak u babci i dziadka
Pensjonariusze, niewielu ponad dwudziestu, siedzą przed domem w półkolu. Kilku z nich na wózkach inwalidzkich. Przejęte przedszkolaki przyglądają się im z nieśmiałością. Zaraz jednak, zachęcone przez personel, podają każdemu rękę na powitanie. Jeszcze bardziej rozkręcają się, kiedy prezentują przygotowane wierszyki i piosenki. Seniorzy patrzą na nich z zachwytem. Sami zresztą po chwili także zaczynają śpiewać. Świetnie wychodzi wspólne wykonanie „Taki mały, taki duży” czy „Gdy na morzu wielka burza”. Oczywiście z pokazywaniem. Stopniowo starsi ludzie dają się wciągać do wspólnych zabaw. Rzecz jasna, na miarę swoich możliwości, rzucając np. do celu woreczkami czy ringo. To po prostu odwiedziny jak u babci czy dziadka.
– Odkąd tylko otworzyliśmy ten dom, odwiedzają nas tu nasi znajomi. Szybko zauważyliśmy, jaki kontakt ich dzieci potrafią nawiązać z pensjonariuszami. Jednak szczególnie zaskoczył nas sześcioletni Staszek. Pewnego razu, kiedy miał już z rodzicami wyjeżdżać, zaczął podchodzić do wszystkich pensjonariuszy i dosłownie wieszać im się na szyjach, co było dla nich miłą niespodzianką. I tak stworzył „Staszkoterapię”. Od tego czasu jeszcze bardziej zachęcamy znajomych, żeby przyjeżdżali z dziećmi – opowiadają Młodakowie. Krótko potem zaczęli zapraszać też do „Domu pod Aniołem” grupy przedszkolaków i uczniów szkół podstawowych. – Kiedy na przykład przyjeżdżają do nas dzieci z przedszkola w pobliskim Czerniejewie, różnica wieku między najmłodszym przedszkolakiem a naszą najstarszą mieszkanką wynosi 95 lat – mówi z uśmiechem Anna. – To niesamowite, jak nasi pensjonariusze przy nich się ożywiają. Oczy im się wręcz śmieją. Obecność dzieci za każdym razem wprowadza do naszego domu tyle radości! – dopowiada Witold.
Mocne strony seniorów
Babcie i dziadkowie w budowaniu relacji z maluchami kierują się oczywiście sercem. Okazuje się jednak, że także w tym obszarze mogą się doszkolić. Możliwość taką daje warszawska Fundacja Rozwoju Dzieci im. Jana Amosa Komeńskiego. Od kilku lat przygotowuje seniorów z całego kraju, głównie z wiejskich gmin, do prowadzenia zajęć dla najmłodszych. Właśnie startuje z kolejnym międzypokoleniowym projektem. W jego ramach w kilku gminach województw warmińsko-mazurskiego, lubelskiego i dolnośląskiego eksperci z fundacji ponownie zachęcać będą seniorów do spędzania czasu razem z dziećmi i uczenia ich różnych ciekawych rzeczy, szczególnie tych, które znane są ich pokoleniu, a niekoniecznie już następnym. – Poprzez szkolenia, warsztaty i doradztwo pomagamy starszym osobom korzystać z ich potencjału i życiowych doświadczeń. Na naszych spotkaniach uczą się, jak prowadzić różnorodne zajęcia dla dzieci w przedszkolach, bibliotekach, świetlicach czy domach kultury – wyjaśnia Anna Dolecka z Fundacji Rozwoju Dzieci. – Wspólne spędzanie czasu przez starszych i młodszych jest bardzo cenne. Szczególnie dziś, kiedy więzi rodzinne często są luźniejsze. Dla seniorów te spotkania to też okazja do pokazania swoich mocnych stron i spełnienia się w nowej roli. Sami najczęściej nie wiedzą, że to, co potrafią, to na czym się znają, jest w jakiś sposób wyjątkowe i interesujące. Poprzez nasze projekty chcemy też pokazać, że seniorzy to nie jednorodna grupa, której można zaproponować jedynie nordic walking czy naukę obsługi komputera, ale osoby o rozmaitych zainteresowaniach, umiejętnościach i potrzebach – tłumaczy Dolecka. Dodaje jednocześnie, że niestety borykamy się w Polsce z problemem finansowania międzypokoleniowych działań. Powód jest bardzo prozaiczny – zbyt szeroka grupa odbiorców.
Latające Babcie
A jakie zajęcia dla dzieci prowadzą seniorzy po fundacyjnym przeszkoleniu? Mieszkanki wiosek w okolicach Rawy Mazowieckiej podczas spotkań uczą dzieci, jak się haftuje, wyszywa i szydełkuje. – Z radością pokazywałam maluchom ubranka, które robiłam dla moich lalek. A do tego przynajmniej nie siedzę sama w domu – wyznaje jedna z nich, ponad 80-letnia Józefa Nowak. We wsi Janisławice koło Skierniewic z kolei działania skupiono na propagowaniu lokalnych tradycji. Przedszkolaki i uczniowie szkoły podstawowej wspólnie z seniorami pieką ciasta, prasują żelazkiem na duszę, maglują czy wiją wianki. W Łodzi natomiast seniorki wolontariuszki piszą bajki. Wystawiają je potem w przedszkolach, domach dziecka, bibliotekach czy Domu dla Dzieci Chorych, a swoją grupę nazwały „Latające Babcie”.
Z kolei aktywni seniorzy z gminy Cekcyn w Kujawsko-Pomorskiem organizują dla najmłodszych zajęcia plastyczne i kulinarne. Razem z dziećmi przygotowali też przedstawienie. Wspólnie napisali scenariusz, uszyli kostiumy i zrobili dekoracje. – W naszej gminie seniorzy wyszli jakby z ukrycia. Ośmielili się, nabrali pewności siebie i wiary w swoje możliwości. Jedna z pań przyznała wprost: „Potrzebowałam dzieci, a one potrzebowały mnie” – opowiada Felicyta Król-Pawelska, lokalna koordynatorka projektu, dodając, że seniorzy, mimo jego zakończenia, nadal bardzo chętnie dzielą się swoimi umiejętnościami. Jak zresztą zauważa Anna Dolecka, sukcesem wszystkich projektów jest to, że w każdej gminie międzypokoleniowe spotkania są kontynuowane. Choć oczywiście w różnych formach i z różną częstotliwością.
Tam się żyje, a nie umiera
Fundacja Rozwoju Dzieci włączyła się także w realizację międzynarodowego projektu Together Old and Young (Starsi i Młodsi Razem). Realizowany był on, oprócz Polski, także w Holandii, Hiszpanii, Portugalii, Słowenii, Irlandii oraz we Włoszech. W Portugalii na przykład uczniowie jednej ze szkół podstawowych wymieniają listy z mieszkańcami domu opieki. W pewnym hiszpańskim miasteczku starsze osoby opowiadają dzieciom historie w bibliotece. Z kolei centrum dla seniorów we włoskim Paderno w wakacje organizuje u siebie międzypokoleniowe „obozy”. Do mieszkających w nim podopiecznych każdego dnia, z wyjątkiem weekendów, przychodzi nawet 60 dzieci, żeby przez kilka godzin wspólnie z nimi malować, tworzyć mozaiki, uprawiać ogródek, grać w gry planszowe czy chodzić na wycieczki.
W Stanach Zjednoczonych znaleźli się tacy, którzy poszli o krok dalej. Lokalizują przedszkole i dom spokojnej starości w tym samym budynku. Tak działa np. Integracyjne Centrum Edukacyjne w West Seattle. Na terenie domu spokojnej starości, w którym mieszka ponad czterystu pensjonariuszy, utworzono placówkę, do której uczęszcza 125 dzieci do piątego roku życia. Pięć dni w tygodniu maluchy i seniorzy spotykają się na różnych zajęciach: muzycznych, tanecznych, ze sztuki czy po prostu na opowiadaniu. Jedzą też razem obiad. Dzięki tej inicjatywie, jak podkreślają mieszkańcy, powstało miejsce, gdzie się żyje, a nie umiera. Dzieci z kolei nabierają szacunku do seniorów i oswajają się z tematem starości, który zdaje się być we współczesnym świecie spychany na dalszy plan.
Kiedy poczujesz się samotny…
Trzeba jednak pamiętać, że takie rozwiązania wiążą się z problemami i ograniczeniami natury socjologicznej i psychologicznej. Przecież nie każdy senior i nie każdy przedszkolak nadaje się do takiego miejsca. Należy też uwzględnić inny rytm funkcjonowania, preferencje i możliwości obu tych grup wiekowych. Bez wątpienia jednak przebywanie z seniorami to dla dzieci wspaniała lekcja akceptacji i tolerancji wobec ludzi starszych. Maluchy nie tylko uczą się, jak sprawiać im radość, ale także empatii i cierpliwości w stosunku do drugiego człowieka.
Takie próby podejmuje się w Warszawie, gdzie w dzielnicy Gocław powstało jakiś czas temu Centrum Edukacyjno-Opiekuńcze. Pod jednym dachem znajduje się tam żłobek, przedszkole i klub seniora, każde na osobnym piętrze. – Nasi klubowicze mają co jakiś czas okazję ucieszyć się występami maluchów, a my z myślą o nich zapraszamy na występy aktorów z bajkami. Dzieci przychodzą również do naszych sal uczyć się tańca czy angielskiego. Wzajemnie przedstawiamy sobie też swoje prace malarskie – wymienia Jolanta Żółkowska pracująca w klubie seniora. Szczególną okazją do bycia z dziećmi jest dla seniorów z Gocławia czas, kiedy dzieci przygotowują się do poobiedniej drzemki. Wówczas ci, którzy czują się na siłach, czytają im przed snem. – Widzimy, jak te kontakty są dla obu stron twórcze, ale szanujemy też swoje różne potrzeby, stąd nie są one bardzo częste – dopowiada pani Jolanta.
Z kolei Anna Młodak z Domu pod Aniołem w Jelitowie przyznaje, że gdyby jej placówka znajdowała się w innym miejscu, podjęłaby się prowadzenia razem z domem opieki przedszkola. – Jesteśmy w małej wiosce, gdzie trudno byłoby przywozić codziennie dzieci. W mieście dążyłabym do tego, żeby w tym samym budynku lub w pobliżu istniało przedszkole. To musiałyby być dwie niezależne instytucje, ale z wieloma wspólnymi zajęciami i spędzaniem czasu. Jednak nie przez cały dzień, tym bardziej że w Polsce do domów opieki często trafiają naprawdę schorowane osoby – zauważa.
Każdy jednak, nawet najdrobniejszy kontakt osób starszych z dziećmi ma na obie strony dobroczynny wpływ. Warto przy tym pamiętać, że jedną z najlepszych metod nawiązywania relacji z maluchami jest podejmowanie razem z nimi chociażby najprostszych czynności. Kiedy więc któryś z seniorów poczuje się niepotrzebny, samotny i zagubiony, warto aby sobie przypomniał, że są dzieci, które na niego czekają…