Logo Przewdonik Katolicki

Widzenia proroka Tadeusza

Monika Białkowska

Umierał pokłócony z całym światem. Po latach słowa, za które wyklęty został ze wszystkich stron Kościoła, zaskakują aktualnością. 95 lat temu urodził się Tadeusz Żychiewicz: dziennikarz i prorok niepokorny.

Widzenie pierwsze. Rozdział Kościoła i państwa
„Ani Kościół państwowy, ani państwo wyznaniowe – mówił Żychiewicz. – Kościół powinien za wszelką cenę unikać wtopienia się w państwo i jego struktury, bo prędzej czy później zapłaci za to wysoką cenę. Stanie się zakładnikiem państwa i narzędziem w jego ręku, wykorzystywanym przez polityków dla osiągania ich własnych celów. Władza świecka, ustanawiając prawa kierować się powinna najpierw interesem państwa, a nie dobrem Kościoła, bo po to przede wszystkim została ustanowiona. Sprawując rządy, pamiętać ma, że nie są to rządy dusz i sumień, bo do nich nie ma prawa”.
Żychiewicz, jako zdecydowany przeciwnik aborcji, sprzeciwiał się karaniu więzieniem za popełnienie tego czynu.  „Żyjemy w świecie raju utraconego – pisał. – Jest to bardzo daleki i nieszczęśliwy świat, zaś – jak sądzę – nad kalectwem winno być miłosierdzie, nie zaś policjant z kodeksem karnym. To odrażające. Chrześcijanie powinni pamiętać, że Dekalog jest zbiorem wskazań moralnych, a nie skrótem kodeksu karnego. Bądźmy przytomni: gdybyśmy chcieli w tym właśnie trybie traktować Dekalog, należałoby wyaresztować wszystkich niewierzących i agnostyków, jako że łamią pierwsze przykazanie”.
Jak zatem funkcjonować mają według Żychiewicza państwo i Kościół we wzajemnej relacji? Odpowiedź jest prosta: współpracować dla dobra ogólnego, inspirować się nawzajem i dawać sobie przykład. Aż tyle i tylko tyle.  „Jednakże inne są zadania Kościoła, inne zaś – państwa; i ową inność ogrodzonych poletek należy wzajemnie szanować i wyodrębniać. Ostatecznie bowiem królestwo Boże nie jest z tego świata i pokornie przyznać musimy, że nie ściągniemy go na ziemię tu i teraz – nawet przy pomocy najdoskonalszej władzy”.  
 
Widzenie drugie. Rozliczenie z przeszłością
Tadeusz Żychiewicz nie mógł się spodziewać, że po dwudziestu i więcej latach wciąż toczyć będziemy spory o to, kto był bohaterem, a kto zdrajcą. I aktualne pozostaje jego pytanie o to, czy dziś Polak katolik przyszedłby posłuchać nawróconego Pawła z Tarsu.
Szaweł ma prawo do przemiany. I Bóg ma prawo go przemienić, mimo jego zbrodniczej przeszłości. Nie człowiekowi jest sądzić, kto ma prawo do powrotów – raczej pokornie przyjąć powinien, że ów nawrócony wyprzedzi go w królestwie. Jednocześnie jednak istnieje niemałe grono tych, którzy do Kościoła przychodzą, kierowani partykularnym interesem. „Moda na idyllę prawicowo-narodowo-komeżkową, strasznie się podoba politykom – pisał Żychiewicz. – W reakcji na tzw. okres miniony kto tylko żyw i kto tylko pragnie zrobić karierę polityczną, tupta na prawo. (…) aktualni idyllanci prawicowo-narodowo-komeżkowi, warcząc i popluwając gęsto na prawdziwe czy wyimaginowane lewice, jakoś bez oporów robią miejsce obok także i tym braciom swoim po komeżce, którzy jeszcze wczoraj uprawiali gorące, choć nie nazbyt ideowe flirty z komuną najprawdziwszą”.
Jakie zatem przyjąć kryterium? Jak nie odrzucić nawróconych, a jednocześnie nie dać się nabrać na święte miny tych, którzy wiarę mają za nic? „Przemiana Pawłowa nie jest kwestią deklaracji i przysiąg – pisze Żychiewicz. – Istnieją realne sprawdziany jej prawdziwości: to wszystko co, co wiara kosztuje, co dla wiary trzeba poświęcić, z czego złożyć ofiarę. Jeśli «nawrócenie» niesie ze sobą wyłącznie ziemskie korzyści, trudno mówić o kroczeniu drogą św. Pawła”.
 
Widzenie trzecie. Kapłaństwo

Oburzały przed laty słowa Tadeusza Żychiewicza uderzające w kapłanów. Oburzały, choć dziś ich echa znajdujemy w nauczaniu ostatnich papieży. „Wierni oczekują od kapłanów tylko jednego, aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem. Nie wymaga się od księdza, by był ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki. Oczekuje się od niego, by był ekspertem w dziedzinie życia duchowego” – mówił papież Benedykt do księży w warszawskiej katedrze w 2006 r. Ponad dekadę wcześniej wyklęty Żychiewicz pisał: „Bywa, że ktoś może nawet uprawniony sukienką duchowną i nie pozbawiony tytułów, lecz nie mający żadnego kontaktu z daną sprawą czy sytuacją – z nieopisaną pewnością siebie wystrzeli nagle z opiniami opartymi wyłącznie tylko na własnym swoim pojmowaniu, na własnej tylko interpretacji założeń doktryny i wynikających z niej konsekwencji – i oczekuje posłuchu wszystkich”. Papieżowi klaskaliśmy, ale minąć musiało wiele lat.

Żychiewicz ostro krytykował również coś, co nazywał „mentalnością kasty”: gdy członkowie danej grupy, tu księża, sądzą, że wymogi dotyczące całego społeczeństwa ich nie dotyczą. Nie mógł się pogodzić z musztrą kartek, kursów i kartotek, postulując wprowadzenie – Franciszkowej jakby nie było! – logiki miłosierdzia. Przestrzegał księży przed byciem „primadonnami duszpasterstwa” i gwiazdami: postulując pokorę i prostotę życia przypominał im, że są raczej jak księżyce, które świecić powinny wyłącznie światłem odbitym, światłem Jezusa.

 

Widzenie czwarte. Spór i poczucie humoru

Choć w zupełnie innym kontekście, w czasie odwilży w latach 50., Żychiewicz diagnozował celnie naszą nieumiejętność prowadzenia sporów. Również i ta diagnoza pozostaje aktualna. „Mieszkamy pod jednym niebem i pod jedną szerokością geograficzną; nosimy jednakowo kiepskie buty i jemy jednakowy chleb. Żywotne interesy naszego kraju są naszymi wspólnymi interesami. Pięknie. A więc będziemy się spierać – nie zapominając, że spinają nas wspólne granice. Linia podziału zostanie. Ale wierzę, że spotkamy się po obu jej stronach, znając się wzajemnie i wzajemnie szanując. My nie powiemy «jesteś wrogiem». Jeśli i wy tego nie powiecie – będzie to nasze wspólne, wielkie zwycięstwo”.

I choć o tezach czy wizjach proroka Tadeusza pisać by można o wiele więcej, niech na koniec zostanie to, co dla niego najbardziej charakterystyczne, bo powraca w pisaniu na każdy temat. „Ponury narodzie, nie bądź bardziej katolicki niż święci i papieże! To byłby doprawdy dowód zatęchłej pychy, signum diabelskie. Rzeczą dobrą, pokorną, wielkoduszną, autentyczną, logiczną, moralną, miłosierną, ciepłą, pogodną, rozsądną (i jaką jeszcze), bezpieczną i jak najbardziej na miejscu – jest łaska poczucia humoru”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki