Monikę łatwo wypatrzyć dzięki jej burzy loków na głowie. Podchodzi do jednej z dziewczynek i pyta ją: „Jakie jest twoje marzenie?”. Za jej plecami Basia, z promiennym uśmiechem na twarzy – jak mówią o niej w teatrze „nasza perełka” – zbiera arkusze, na których dzieci zapisywały, co powinny zrobić, żeby za jakiś czas ich konkretne marzenie mogło się spełnić. Na sali gimnastycznej w szkole podstawowej w podpoznańskiej Dąbrówce powoli dobiega właśnie końca kolejny dzień rekolekcji z Teatrem „Droga”. W drugiej części sali stoi jeszcze scena. Czworo aktorów wystawiło na niej jedną z historii Bruno Ferrero, a po niej zaprosili dzieci do twórczej rozmowy. Dzisiaj była właśnie o marzeniach. O tym, jak ważne są w naszym życiu. – Bóg jest bardzo hojny i wrzuca każdemu z nas do serca marzenia pełnymi garściami. Zawsze zachęcamy dzieci, żeby Mu zaufały i starały się zrealizować przynajmniej jedno z nich, tak jak nam udało się zrealizować nasze, o teatrze – mówią mi aktorzy chwilę później, kiedy na sali ucichł już dziecięcy gwar. Rozmawiamy, siedząc na podłodze przy koszyczkach pełnych kartek, pisaków i kredek, dzielnie je segregując.
Zaczęli robić teatr
Przed osiemnastu laty powstanie poznańskiego Teatru „Droga” im. Jana Pawła II zainicjowała Helena Sperska-Abbe, zawodowo związana z domami kultury. Teatr stał się jej bliski także dzięki mężowi Henrykowi, który był aktorem. Pierwszy scenariusz przygotowała na podstawie książki Daniela Ange Zraniony Pasterz. Rolę Pasterza-Jezusa zaproponowała Leopoldowi Twardowskiemu, a Emanuela, młodego człowieka, narkomana, buntującego się przeciwko życiu, który w końcu dał się odnaleźć Pasterzowi, zagrał Sławek Kostrzewa, obecnie kapłan. Muzykę do tego musicalu napisał Grzegorz Kopala, który zresztą do dziś wraz z żona Julią współpracuje z teatrem. – Nasza teatralna mama, Helenka, cały czas jest z nami, choć bardziej wspiera nas już duchowo, bo zbliża się do osiemdziesiątki – mówi Monika Jarmark. Jej mąż, Maciej, jest jedynym z aktorów, który gra w Teatrze „Droga” od początku jego istnienia. Po kilku spektaklach przejął rolę Emanuela. – Byłem świeżo po nawróceniu, teatr był dla mnie wręcz formą terapii. Wcielając się w negatywne postacie, zacząłem rozumieć, że jest w nich wiele ze mnie samego – wspomina. Na jeden z pierwszych spektakli z udziałem Macieja przyszła Monika, dziewczyna z aktorskim zacięciem. Wkrótce dołączyła do teatru, ale nie od razu między nimi zaiskrzyło. Kiedy się pobrali, granie, oprócz pracy i studiów, nadal było ich dodatkową pasją. – Pracowałem jako konserwator wind i ciągle brałem na wyjazdy teatru urlop. W końcu zaczęło go brakować. Aż kiedyś, gdy mieliśmy teatralny wyjazd misyjny za granicę, nie dostałem wolnego. Wtedy jedyny raz poszedłem do lekarza po „lewe” zwolnienie. Czułem jednak „zgrzyt” między tym, że jadę głosić Chrystusa, a jednocześnie kombinuję. Zrozumiałem, że mam rzucić tę pracę i spróbować żyć z teatru. I udaje nam się to z Moniką od kilku lat – przyznaje Maciej.
Rolę Emanuela grał po nim Wojtek Duchant, w teatrze od ośmiu lat. – Zaczynałem jako student zarządzania. Kilka miesięcy wcześniej, podczas adoracji, dostałem od Boga natchnienie, żeby służyć Mu przez teatr. Wtedy wydało mi się to zupełną abstrakcją, tym bardziej że mam problemy z wymawianiem litery „r”. Ale podzieliłem się tą myślą z kilkoma przyjaciółmi, w tym z obecną żoną Tusią. Wybraliśmy się na grany wówczas przez Teatr „Droga” spektakl Masz wiadomość oparty na Jezusowych przypowieściach. Podeszliśmy po nim nieśmiało z pytaniem, jak zacząć robić teatr. Okazało się, że wznawiają Zranionego Pasterza i zaangażowano nas do jego obsady – wspomina Wojtek, który prowadzi obecnie także biuro teatru. Jego żona Marta chwilowo „pauzuje”, skupiając się na opiece nad ich pięciomiesięcznym synkiem Jackiem.
Sztuka Dobrej Nowiny
Teatr „Droga” jest zresztą bardzo otwartą wspólnotą. – To właśnie jest dla mnie największą wartością. Wiem, że w każdej chwili mogę przyprowadzić na nasze cotygodniowe spotkania modlitewne kolejną nową osobę – przyznaje Zosia Brożek, na co dzień pielęgniarka, która do teatru trafiła za sprawą swojej współlokatorki, Amelii Rogowskiej, również pielęgniarki. Przez wiele lat dziewczyny mieszkały razem. Rok temu, po ślubie, Amelka wyprowadziła się do męża. Pochodzi z Jeleniej Góry i to tam, jeszcze jako licealistka odkryła dla siebie teatr. – Trafiłam do wspólnoty modlitewnej, która wystawiała krótkie etiudy teatralne. To w niej doświadczyłam żywego Boga. Pragnąc dzielić się wiarą z innymi, szukałam, najpierw we Wrocławiu, a teraz w Poznaniu, po prostu teatrów ewangelizacyjnych.
Wśród aktorów nawiązuje się też wiele przyjaźni. Tak zaczęła się zresztą miłość Krysi i Pawła Nygów, od ponad ośmiu lat małżeństwa. Paweł zaczął zbliżać się do Boga, po tym jak przed szesnastu laty, jako student chemii obejrzał Zranionego Pasterza. Z czasem zaangażował się tak bardzo, że dzisiaj jest prezesem Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Kultury i Ewangelizacji „Droga”, w ramach którego działa Teatr „Droga”. Pracuje też jako terapeuta zajęciowy z osobami chorymi psychicznie i prowadzi grupę teatralną dla osób niepełnosprawnych. – Doszedłem do tego dzięki teatrowi. Przez nasze spektakle ewangelizujemy nie tylko publiczność, ale też samych siebie.
Mówi o tym także Piotr Mańka, z zawodu księgowy. Swoją przygodę z teatrem zaczął rok temu. W spektaklu Słowo i słówko, który obecnie grają, wciela się w rolę André Frossarda, dziennikarza i pisarza. Jako młody chłopak, ateista, doświadczył nagłego nawrócenia, po tym jak wszedł do kościoła, w którym trwała adoracja Najświętszego Sakramentu. – Mam czasami wrażenie, że słowa, które padają podczas spektaklu, są bardziej skierowane do mnie niż do publiczności – zauważa.
Przy tworzeniu scenariusza Helena Sperska-Abbe wykorzystała książkę André Frossarda 36 dowodów na istnienie diabła. – Słowo i słówko to słowo Boga, które przemienia życie i słówko, czyli podszept złego ducha, który potrafi narobić sporo zamieszania – wyjaśnia znaczenie tytułu Krysia, na co dzień pracująca w administracji, która niedawno przygotowała drugą „odsłonę” spektaklu. Razem z Pawłem należą do grupy organizacyjnej teatru mającego swoje zaplecze przy jednej z poznańskich parafii. Dbają o dostarczenie na miejsce spektaklu całego sprzętu i jego rozstawienie. – Zależy nam, aby nasze spektakle grane były w przestrzeni teatralnej jak najbardziej zbliżonej do tej z prawdziwego zdarzenia. Stąd dbałość o odpowiednie oświetlenie, nagłośnienie i scenografię – tłumaczą małżonkowie.
Aktorzy wielu ról
Amelia i Monika postanowiły też spróbować swoich sił poza własnym teatrem. Przeszły przez casting do spektaklu Pasja. Przygotowało go chrześcijańskie Stowarzyszenie „Sztukmisja” z Krakowa, w którego ramach działa w Wiśle Chrześcijańskie Studium Teatru Ruchu założone przez amerykankę Kathleen Ann Thompson. Kształciło się w nim zresztą wielu aktorów Teatru „Droga”. Kathleen wybrała do Pasji, której jest reżyserem, absolwentów swojego studium pochodzących z różnych stron Polski. To bardzo nietypowy spektakl, nie ma w nim bowiem podziału na scenę i widownię. Publiczność wspólnie z aktorami chodzi po sali za Jezusem, doświadczając wręcz spotkania z Nim. Co więcej, aktorzy, oprócz grającego Jezusa, występując w neutralnych strojach wcielają się w kilka postaci. – Gram m.in. Marię Magdalenę, sąsiadkę Łazarza, ale też Kajfasza czy Zacheusza. To ogromne wyzwanie, podobnie jak granie kiedy z każdej strony otaczają nas widzowie. Kiedy jest się jednak tak blisko nich, czuć wręcz wymianę emocji – przyznaje Monika. Amelia z kolei gra m.in. Maryję, Martę od Łazarza i pomocnika Piłata. – Już podczas prób do tego spektaklu czułam się, jakbym osobiście uczestniczyła w wydarzeniach, które do tej pory znałam jedynie z Biblii, a teraz dzielę się też moimi przeżyciami z widzami w różnych miastach, do których docieramy z Pasją – opowiada z przejęciem.
Sami już aktorzy Teatru „Droga” stworzyli także „Przylądek twórczości”, który w czwartkowe wieczory odwiedza podopiecznych jednego z poznańskich domów dziecka, pozwalający im rozwijać swoje talenty plastyczne. – Najważniejsza jest sama nasza obecność, to, że poświęcimy dzieciom czas. Czasami też gramy dla nich spektakl, a raz w roku przygotowujemy wspólnie jakieś przedsięwzięcie artystyczne – mówi Monika. Odwiedziny w domu dziecka są dla innej aktorki teatru, Basi Walczak, próbką tego, co czeka ją w pracy zawodowej. Studiuje bowiem pedagogikę. Jeszcze jako gimnazjalistka trafiła na spektakl Zraniony Pasterz. Za namową starszej siostry na początku liceum poszła na pierwszą próbę. – Byłam najmłodsza w zespole, więc na początku nie było mi łatwo się w nim odnaleźć. Czułam jednak, że to jest moje miejsce, także dlatego, że w tym czasie zaczęłam świadomie przeżywać moją wiarę. Zaangażowałam się na całego, kiedy siedem lat temu ruszyły przygotowania do nowego spektaklu Ślady Afryki. Ku mojemu zaskoczeniu dostałam wtedy jedną z głównych ról, św. Józefiny Bakhity.
Teatralne marzenia
W teatrze ewangelizacyjnym swoją pasję rozwijają również osoby w dojrzałym wieku. Gosia Wróblewska, mama dwóch nastoletnich synów, nauczycielka w szkole z oddziałami specjalnymi i integracyjnymi, w spektaklu Słowo i słówko gra matkę, która nawraca się przez świadectwo własnych dzieci. – Był czas, kiedy sama też się gdzieś w życiu pogubiłam. Ale na szczęście już jako młoda osoba, po obejrzeniu spektaklu pewnego chrześcijańskiego teatru ulicznego, zaczęłam odkrywać, że można inaczej podejść do wiary. W końcu trafiłam do szkoły w Wiśle. Wtedy na dobre wróciłam do Boga i do Kościoła.
Dobre przygotowanie godzinnego spektaklu zajmuje Teatrowi „Droga” ponad rok. Jego aktorzy to bowiem amatorzy, którzy muszą łączyć swoją pasję z pracą zawodową czy nauką. Dlatego uczą się swoich kwestii w każdej wolnej chwili, chociażby jadąc tramwajem. Ciągle też pojawiają się w ich głowach rozmaite pomysły. Ot, chociażby Lufy pamfletów – spektakl oparty na satyrach i piosenkach z czasów okupacji, który właśnie przygotowują. Pracują także nad serią etiud ewangelizacyjnych. Jeszcze wiosną planują zacząć je wystawiać na ulicach. Niedawno udało się im też zrealizować inne marzenie. Wspólnota teatralna zaczęła docierać z Dobrą Nowiną do chorych. W kaplicy jednego z poznańskich szpitali regularnie prowadzi modlitwę uwielbienia. Dbają zresztą o to, żeby spotykać się z różnymi środowiskami. Wkrótce jadą ze spektaklem Słowo i słówko do ośrodka, który zajmuje się leczeniem młodych ludzi uzależnionych od narkotyków.
Jak podkreśla Maciej Jarmark, zaangażowanie w teatr pomaga nie tylko poznać samego siebie, ale też uwrażliwia na innych. – Świat cały czas nas dzisiaj popędza, a tutaj przygotowując się do naszych ról, mamy okazję i czas na to, żeby ćwiczyć swój charakter, współpracując z łaską Bożą.