Zasada podstawowa: nie zmuszaj
Zarówno dorośli, jak dzieci nie lubią być zmuszani do jedzenia. Jak wynika z badań przeprowadzonych w 2002 r. przez prof. Roberta Batsella z Michigan wraz z zespołem, dorośli unikają potraw, do których jedzenia byli zmuszani jako dzieci.
Na szczęście nie musimy popadać w poczucie winy, jeżeli staramy się przekonać dziecko do zjedzenia czegoś. Na przykłada badania z 2005 r. przeprowadzone przez prof. Jane Wardle z University College London pokazały na przykładzie warzyw i owoców, że rodzice, którzy sami odżywiają się zdrowo i są dla dzieci wzorcami do naśladowania w tym zakresie, są skuteczniejsi w przekonywaniu dzieci do jedzenia warzyw i owoców. Wynika z tego, że nie trzeba bać się mówienia dziecku „zjedz owoce”, jeśli sami je jemy.
Bardzo ważne jest, żebyśmy nie stosowali przy tym szantażu emocjonalnego, np. „mamusia tyle się namęczyła, żeby ci to przygotować, a ty jesteś tak niewdzięczna, że nie jesz”. Lepiej zachęcać pozytywnie, np. „to zdrowe, ja to lubię”.
Dobre rezultaty można uzyskać, jeśli dziecku chce się jeść. Wtedy jest bardziej skłonne do spróbowania nowej rzeczy. Oczywiście w ramach zdrowego rozsądku. Nie będziemy dziecka głodzić, by zjadło, cokolwiek mu podamy, z drugiej strony nie mamy co liczyć na sukces, jeśli pół godziny przed posiłkiem dziecko przekąszało coś smacznego i nie chce mu się jeść.
Pamiętajmy też, by unikać wprowadzania nowego jedzenia, gdy dziecko jest chore. Jeżeli czuje mdłości, możemy je na zawsze zniechęcić do potrawy, która w innej sytuacji mogłaby mu zasmakować.
Łączenie smaków, dbanie o ‘właściwy zapach’
Podstawowym prostym trikiem, jaki można zastosować wobec dziecka opornego na nowe smaki, jest połączenie znanego już i lubianego smaku z nową potrawą. Na przykład dziecko lubi określony sos i zwykle jada makaron z tym sosem, jednak odmawia zjedzenia ryżu. Ryż jest nowy, nie zna go, nawet nie chce spróbować. Jeśli wówczas podamy ryż z ulubionym sosem i w dodatku zapewnimy, że jest to ulubiony sos – zwiększamy prawdopodobieństwo, że dziecko to zje.
Wiele dzieci lubi słodkie smaki, dlatego można próbować wprowadzać nowe potrawy na słodko, dopiero potem proponować je z innymi dodatkami. Pamiętajmy też, że czasem sekret tkwi w użyciu ulubionej przez dziecko przyprawy.
Niektóre dzieci bardziej niż na smak zwracają uwagę na zapach. Możemy to wykorzystać na analogicznej zasadzie. W niektórych przypadkach dzięki odpowiednim przyprawom, przez które jedzenie pachnie znajomo, możemy skłonić dziecko do zjedzenia nowej potrawy.
Potrawy wigilijne
Osobne wyzwanie stanowi jedzenie świąteczne. Chcemy przekonać dziecko do zjedzenia tradycyjnego karpia, zupy rybnej itp., a tu opór. Tu też możemy pomyśleć o lekkiej modyfikacji tradycyjnej potrawy by podeszła pod gust dziecka. Nie poddawajmy się jednak, jak mama, która w końcu zamiast karpia zaczęła podawać paluszki rybne. Jeśli na wigilijnym stole znajduje się wiele potraw, dziecko znajdzie coś dla siebie, nawet jeśli kombinacja może nam się wydać dziwaczna (np. ziemniaki z szarym sosem). Dziecko zaczyna kojarzyć określone potrawy ze świętami. Nawet jeśli ich nie skosztuje, przyzwyczaja się do nich i w którymś momencie (czasem po latach) decyduje się ich skosztować. To sprzyja przekazaniu tradycji na kolejne pokolenia. Grunt to się nie zniechęcać, ale i nie zmuszać dzieci do jedzenia tych potraw.
Alternatywy dla śmieciowego jedzenia
Zdaję sobie sprawę, że większość z nas nie ma czasu, by samodzielnie przygotowywać każdy posiłek czy przekąskę dla dziecka, by całkowicie wyeliminować ‘śmiecie’. Warto jednak podsuwać zdrowsze alternatywy. Owoc zamiast batonika. Jogurt naturalny zamiast pseudoowoceowego odpowiednika. Proponowanie zdrowych alternatyw jest skuteczniejsze od zakazu. Gdy mówimy „żadnych czipsów”, wzbudzamy zainteresowanie „zakazanym owocem”. Dlatego, podsuwając zdrowszą przekąskę mówmy: „masz, to lepsze”. Jest to ważne właśnie dlatego, że dzieci przyzwyczajone do „śmieciowego jedzenia” mają większe trudności z nauczeniem się jedzenia rzeczy zdrowych.
Różnorodność i prostota
Badania potwierdzają też, że jeśli systematycznie obok ulubionych potraw pojawiają się nowe, dzieci zaczynają się nimi interesować. Ważne jest przy tym, żeby dzieci widziały, że rodzice i rodzeństwo próbują tych potraw. Co oznacza, że warto postarać się, by przynajmniej jeden posiłek dziennie jeść wspólnie, rodzinnie.
Nowe smaki przedstawiajmy w pozytywny sposób. np. „Lubisz indyka, prawda? To mięsko jest jak indyk tylko trochę ciemniejsze, spróbuj, pycha”. Trzeba pamiętać, że w przypadku małych dzieci zbyt wiele nowych potraw naraz działa zniechęcająco, dopiero około 10.–12. roku życia różnorodność potraw zaciekawia, zachęcając do testowania.
Warto też sprawdzić, czy nasze dziecko nie należy do tych, które wolą proste potrawy. To całkiem spora grupa dzieci, które zjedzą prawie wszystko, pod warunkiem że jedzenie jest proste, schludnie podane. Podejrzliwość budzą tajemnicze sosy, farsze, kombinacja niedających się zidentyfikować „wkładek” pływających w zupie. Jeśli dziecko zje z przyjemnością np. kanapkę z tuńczykiem, jednak zaczyna płakać, gdy mu ją „zepsujemy” majonezem czy liściem sałaty – być może zalicza się do tej grupy.
Tego też warto spróbować
Na koniec chciałabym polecić jeszcze dwa triki, które mogą być przydatne. Pierwszy z nich to zaangażowanie dziecka w kupno i przygotowanie jedzenia. Wiele dzieci chce spróbować potraw z produktów, które same wybrały lub w których przygotowaniu uczestniczyły. Czasem wystarczy proste: „kochanie, kupujemy ogórki, wybierz te, które ci się najbardziej podobają”, a potem zaangażowanie w zrobienie z nich sałatki. Latem można zastanowić się nad samodzielnym uprawianiem warzyw. Badanie prof. Marylin S. (Susie) Nanney z 2005 r. pokazało, że niezależnie od pierwotnych gustów dzieci lubią owoce i warzywa z własnego ogródka, szczególnie takie, których wzrost obserwowały.
Inne badanie z 20012 r. (prof. Briana Wansinka) pokazało, że nadawanie jedzeniu śmiesznych, atrakcyjnych nazw powoduje, że uczniowie ze szkół podstawowych częściej sięgają po zdrowe potrawy. Hitem badania okazał się np. „Brokułowy Puchar Mocy”. Dlatego może warto spróbować własnych nazw lub śmiesznego, nietypowego sposobu podania? W internecie aż roi się od zdjęć pomysłów na uśmiechnięte kanapki. Co ciekawe, niekoniecznie musimy poświęcać mnóstwo czasu na przygotowywanie takiego jedzenia. Pamiętam opory naszej pierwszej córki przed jedzeniem owoców, które zniknęły, gdy zaczęliśmy robić „owocowe szaszłyki”, czyli nabijać pokrojone owoce na patyki od szaszłyków. Po trzecim razie nasza trzylatka zaczęła je sama przygotowywać.
Najważniejsze to nie załamywać się, tylko wypróbować kilka sposobów, aż natrafimy na to, co podziała w przypadku naszego dziecka.