Logo Przewdonik Katolicki

Pokonać lęk

Kamila Tobolska
Monika Sklepik wygrała walkę z rakiem / fot. J. Tomaszewski

Różne kobiety i różne historie. Łączy je to, że wszystkie zdecydowały się na jakimś etapie swojego życia poddać się badaniu mammograficznemu. Na szczęście...

Mammografia – to słowo często wywołuje u nas, kobiet, irracjonalny wręcz lęk. Lęk przed rakiem, przed utratą piersi, a w końcu przed śmiercią. Tymczasem samo badanie to dosłownie kilka minut lekkiego dyskomfortu. A może ono naprawdę uratować życie. I, jak pokazują historie naszych bohaterek, nie są to słowa na wyrost.
 
Podszept Anioła Stróża
Z Teresą Żurawik rozmawiam dzień po jej powrocie z parafialnej pielgrzymki na Jasną Górę. – Od lat jeżdżę na nią co roku, jedynie dwa lata temu nie mogłam... – zaczyna swoją opowieść. Na mammografię starała się chodzić regularnie, pierwszą wykonała ponad 10 lat temu, po przekroczeniu 50. roku życia. – Dużo się mówi, że trzeba się w tym wieku zacząć kontrolować, więc też postanowiłam o siebie zadbać. Wprawdzie w mojej rodzinie nie było przypadków raka piersi, ale na raka chorował brat ojca i kuzyn. No i tyle człowiek słyszy o różnych przypadkach zachorowań w bliższym i dalszym otoczeniu – zauważa. Mimo świadomości, że trzeba poddawać się mammografii co dwa lata, jak przyznaje Teresa, tym razem jednak trochę przeholowała. – Od poprzedniej minęło ponad dwa i pół roku. I nagle w głowie pojawiła się myśl: „Idź do szpitala na badanie”. To był niewątpliwie podszept mojego Anioła Stróża. Wprawdzie w badaniu palcami, które sobie robiłam, nic nie znajdowałam, ale okazało się, że nie mogłam tego guza wyczuć. W opisie ze szpitala napisano „niepalpacyjny”. Był tak mały i tak usytuowany, że tylko badanie mammograficzne mogło go wykazać. I niestety złośliwy – wspomina. Po biopsji wykonano zabieg częściowego usunięcia piersi. W czasie operacji okazało się, że są przeżuty na węzły, które też trzeba było usunąć. Potem seria chemioterapii i naświetlań, kilka miesięcy trudniejszego czasu. Po zakończeniu leczenia zalecono dokładną kontrolę, początkowo comiesięczną, a teraz co pół roku. – Zachęcam córkę żeby poszła na badania, właśnie skończyła czterdziestkę i najwyższy na to czas – podkreśla przepraszając, że musi kończyć rozmowę, bo czekają na nią wnuczęta.
 
Z nową piersią
Maria Kałek, kiedy po raz pierwszy poszła na mammografię, miała 46 lat. – Moje znajome, trochę starsze, wybierały się na badanie. Postanowiłam, że też pójdę. Wprawdzie nikt w rodzinie nie chorował, ale co tam, pochwalę się, jak odpowiedzialnie podchodzę do tematu – mówi z uśmiechem. Nic nie przeczuwała, była więc zaskoczona, kiedy po tygodniu otrzymała wiadomość, że ma się zgłosić na dalsze badanie. – Najpierw wyszło, że to coś malutkiego i pierwsza operacja pozwoliła oszczędzić pierś. Po badaniach histopatologicznych okazało się jednak, że to taki rodzaj złośliwości, który wymaga drugiej operacji. Usunięto mi całą pierś i poddano chemioterapii. Od tego czasu minęło sześć lat – wspomina. Tak się zdarzyło, że gdy wykryto u niej chorobę, w jej mieście otwarto właśnie nowy oddział chirurgii onkologicznej. – Byłam jedną z jego pierwszych pacjentek. Może dlatego wszystko tak szybko poszło. Nie miałam czasu na zastanawianie się, co się mogło stać, gdyby nie ta przypadkowa mammografia. Tym bardziej że podczas dalszych badań okazało się, że mam guza na tarczycy i też trzeba było go operować – przyznaje. Od początku Marię wspierali rodzice, rodzeństwo i znajomi. Po czterech miesiącach od operacji zapisała się również do klubu Amazonek. – Usłyszałam o nim od wolontariuszki, która odwiedziła mnie w szpitalu. Teraz sama nią jestem. O, jutro właśnie idę na oddział onkologiczny, żeby wspierać inne kobiety. Takie wizyty każda z ochotniczek w naszym klubie ma zaplanowane dwa razy w miesiącu – relacjonuje. Do Amazonek można zapisać się zaraz po operacji. Organizują one rehabilitację, masaże i gimnastykę, które są wskazane po usunięciu piersi. Proponują też warsztaty chociażby malarskie, wytwarzania biżuterii czy szydełkowania. – Do klubu można przyjść codziennie także po to, żeby po prostu wypić z innymi dziewczynami kawę. Nasz ma około 300 członkiń, najmłodsze mają niewiele ponad 30 lat. Rozumiemy się wzajemnie, a te znajomości pogłębiają się podczas wspólnych wyjazdów – zapewnia Maria. Latem była na jednym z nich, w Karpaczu, już ze swoją nową piersią. Poddała się bowiem rekonstrukcji piersi i od czerwca nie musi nosić już protezy. – W Karpaczu były panie z całego kraju. Teraz szykujemy się na doroczne spotkanie w Częstochowie. W pierwszą sobotę października wszystkie będziemy miały tam słonecznik w dłoni.
 
Telefon to nie wyrok
Wyniki badań mammograficznych nie są pacjentce wydawane od razu. Jeśli wszystko jest w nich w porządku, otrzymuje je drogą pocztową lub odbiera osobiście, w zależności od placówki, po kilku dniach. Jeśli nie, pracownicy instytucji, która wykonywała badanie, dzwonią do danej pani. – Zadzwoniono do mnie, że wymagam dalszej konsultacji. Okazało się, że w badaniu mammograficznym widoczne są podejrzane zmiany i dlatego zalecono mi wykonanie ultrasonografii – wspomina Ewa Leporowska. Jak przyznaje, taki telefon wzbudza niepokój, choć ona nie wpadła w nadmierny popłoch, bowiem już wcześniej stwierdzano u niej zmiany mastopatyczne i torbiele. Po raz pierwszy wykonała mammografię po skończeniu 40. roku życia. Teraz, po trzech latach od ostatniej, skorzystała z zaproszenia w ramach badań profilaktycznych dla kobiet powyżej 50. roku życia. – Zawsze, nawet wtedy, kiedy jest się pewnym stanu swojego zdrowia, a usłyszy się, że w wykonanym właśnie badaniu nie wszystko jest jasne, pojawiają się emocje. Tak było i u mnie. Oczekując na kolejne badanie, jak każda kobieta w takiej sytuacji, przeżyłam kilka dni w niepewności. Na szczęście w moim przypadku ultrasonograf wykazał, że są to jedynie zmiany torbielowate, które wymagają obserwacji, ale nie stanowią zagrożenia – opowiada. Na własnej skórze doświadczyła więc, że telefon nie musi oznaczać wyroku. Ma jednocześnie świadomość, że nawet gdyby wyniki badań miały być niekorzystne, to wykrycie zmian we wczesnym stadium choroby, rokuje o wiele lepiej. Stąd tak ważne jest regularne wykonywanie badań profilaktycznych i to nie tylko mammograficznych, ale również ginekologicznych, cytologicznych, jak i badań krwi, które pozwalają wykryć wiele chorób cywilizacyjnych. Dr Ewa Leporowska zachęca do nich wiele pań i jest w tym bardzo przekonywająca, bowiem pracuje w Wielkopolskim Centrum Onkologii w Poznaniu, gdzie pełni funkcję kierownika Zakładu Diagnostyki Laboratoryjnej. Jest także przewodniczącą poznańskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Diagnostyki Laboratoryjnej. Na co dzień styka się więc z chorobami nowotworowymi, ale jak zaznacza, nawet pracując w takiej instytucji, nie jest się wolnym od obaw. – Myślę, że karcinofobia dotyczy wszystkich, nie tylko osób niemających nic wspólnego z medycyną. Bywa, że nawet sami lekarze zwlekają z przeprowadzeniem u siebie diagnozy – zauważa, podkreślając raz jeszcze, jak ważne jest wykrycie choroby nowotworowej we wczesnym stadium. – Wiedza o tym, że istnieją wówczas różne możliwości leczenia powoduje, że mamy do tematu inny stosunek.
 
Z uszkodzonym genem
Babcia Moniki Sklepik wygrała z rakiem piersi. Nowotwór wykryto u niej po pięćdziesiątce, a parę dni temu obchodziła 80. urodziny. Mama Moniki miała mniej szczęścia, zmarła pięć lat temu. W jej przypadku był to bardzo złośliwy nowotwór piersi. Mając taką rodzinną historię Monika zaczęła się badać jako 36-latka, siedem lat temu, jeszcze podczas choroby mamy. Badania genetyczne wykazały, że podobnie jak ona, ma uszkodzony gen, co zwiększa ryzyko zachorowania na nowotwór. Przy kolejnej mammografii, w grudniu ubiegłego roku, znaleziono u niej guzek. – Reakcja lekarzy była bardzo szybka. W styczniu przeszłam biopsję, po której zdecydowano o usunięciu guzka z częścią zdrowej tkanki. Po operacji, która miała miejsce pod koniec stycznia, została tylko blizna, ubytku w piersi wcale nie widać. Zmiana okazała się dzięki Bogu niezłośliwa i teraz wszystko jest w porządku – opowiada Monika, dodając, że woli sobie nie wyobrażać, co mogłoby się stać, gdyby guzek dalej tkwiąc w piersi, przerodził się w zmianę złośliwą.
W związku z obciążeniem genetycznym Monika co pół roku ma robione USG piersi i co roku mammografię. Dodatkowo zalecono jej wykonywanie USG tarczycy, cytologii i badań ginekologicznych, również minimum raz do roku. – Jestem przykładem na to, że warto się systematycznie badać. Badania dają mi też komfort psychiczny, wiem, że jestem pod stałą kontrolą. Chociaż zawsze idę na nie z duszą na ramieniu. Pokrzepia mnie jednak myśl, że jeśli coś wykażą, lekarze będą mogli szybko zareagować, tak jak w przypadku tego guzka, co zwiększa szansę na wygranie z chorobą. Trafiłam wówczas na bardzo kompetentną lekarkę, która dobrze mnie poprowadziła i nie dała mi się poddać emocjom – wspomina. Monika troszczy się też o badania profilaktyczne swoich dwóch synów. Ma świadomość, że mogła im przekazać uszkodzony gen. Starszy już wkrótce, po uzyskaniu pełnoletniości, zostanie poddany badaniom genetycznym, a młodszy, 9-latek, kiedy tylko ją osiągnie.
 
Mnie to nie spotka...
Rodzinną historię z nowotworem piersi ma także 51-letnia Violetta Nowak. – Chorowała moja mama, a babcia i kuzynka zmarły z powodu raka. Chore były też prababcia i siostra babci. Z takim obciążeniem, mając nieco ponad 30 lat, po pierwszym badaniu trafiłam do systemu szpitala onkologicznego. Odtąd regularnie poddawano mnie mammografii. W ciągu lat wykryto dzięki niej dwa niezłośliwe guzki, które usunięto. – Dwa lata temu pojawił się kolejny guzek, tym razem złośliwy. Wycięto go i poddano mnie naświetlaniom. Rok później kolejne zmiany wymagały usunięcia drugiej piersi. Teraz jestem po chemii. Nie roztkliwiam się jednak nad sobą. Kiedy się rozklejamy, „rozkleja się” też nasz organizm. Biorę za to przykład z mojej mamy, twardej kobiety, która nie dopuszczała do siebie myśli o najgorszym. Zachorowała w wieku 46 lat, teraz ma 77 i jest po obustronnej mastektomii. Bardzo źle wpływa na chorego osoba, która się nad nim użala i lamentuje. Potrzebni są mu ludzie, którzy twardo do niego mówią, zdecydowanie zachęcają do rehabilitacji i ćwiczeń, a co najważniejsze, do wiary w życie – podkreśla Violetta. Jest nauczycielką, chwilowo na zwolnieniu lekarskim. Żeby stale być w zawodzie prowadzi darmowe warsztaty z dziećmi i wierzy, że wkrótce do niego wróci.
W grupie większego ryzyka zachorowania na raka piersi, jak podkreślają lekarze, są kobiety, które nie karmiły i nie rodziły dzieci. Do tego grona zaliczają się siostry zakonne, stąd tak ważne jest, aby one także regularnie poddawały się mammografii. Wykonała je już, tuż po czterdziestce s. Ines Krawczyk ze Zgromadzenia Misjonarek Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej. – Zachęcił mnie do tego fakt, że do miejsca, w którym pracuję, przyjechał mammobus wraz z fachową obsługą medyczną. Możliwość zrobienia badania na miejscu, w przyjaznej atmosferze, wśród życzliwych osób, na pewno były bardzo pomocne w pokonaniu naturalnej bariery, która pewnie nieobca jest wielu kobietom – wspomina. S. Ines poczuła się też zmobilizowana, ponieważ w ostatnim czasie towarzyszyła dwóm kobietom, u których zdiagnozowano raka piersi. – Dzięki profilaktycznemu badaniu mammograficznemu u mojej cioci wykryto guz piersi. Został on uchwycony w takim momencie, że po mastektomii i chemioterapii całkowicie udało się pokonać chorobę. Niestety, inaczej było ze znaną mi siostrą zakonną, która pozwoliła się zbadać dopiero wtedy, gdy rak dał już liczne przerzuty. Mimo iż lekarze robili, co w ich mocy, walka dość szybko okazała się przegraną – opowiada. Czy mammografia jest dla sióstr zakonnych bardziej krępująca niż dla innych kobiet? – Tego nie wiem. Ale wiem, że dla nas, sióstr, konieczność obnażenia się przed kimś jest bardzo trudna. Argumenty, które podsuwa zdrowy rozsądek, czasami pokonujemy lakonicznym zdaniem: „Mnie to nie spotka”. A spotyka. Oczywiście, możemy pochylać się nad wartością cierpienia, ale w tym miejscu nie o to chodzi. To, na co mamy wpływ, a więc badanie, można rozumieć jako swoisty obowiązek, który mimo oporów warto podjąć. Na wynik i dalsze losy nie mamy wpływu. Tylko Bóg wie, czego potrzeba do uświęcenia nas i zbawiania świata – dodaje.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki