Muzyka elektroakustyczna pojawiała się systematycznie na „Warszawskiej Jesieni” od końca lat 50. Traktowana była eksperymentalnie i często poprzedzona wykładem na temat możliwości technicznych. Gasły światła i przy pustej estradzie puszczane były dźwięki z taśmy. Z czasem kompozytorzy zaczęli dodawać do tego instrumenty żywe w wykonaniu obecnych na koncercie muzyków. Na przykład w 1979 r. wśród 21 koncertów połowa miała w programie elektronikę. I już wtedy odbył się „koncert muzyki elektronicznej i komputerowej”. Wśród polskich kompozytorów urodzonych po roku 1970, wielu tworzy muzykę elektroakustyczną. Konrad Kucz pochodzi z trochę innego nurtu i bardziej nawiązuje do Briana Eno, twórcy muzyki zwanej elektro minimal i ambient niż współczesnej muzyki poważnej, nawiązującej do eksperymentów Johna Cage’a.
Muzyka otoczenia
Brytyjski muzyk Brian Eno przyczynił się do powstania muzyki określanej jako ambient. A związana z tym jest taka historia z 1975 r.: do unieruchomionego po wypadku samochodowym muzyka przyszła znajoma, przynosząc mu płytę z XVIII-wiecznymi utworami na harfę. Wychodząc, zapomniała podgłośnić muzykę, przez co Brian Eno ledwo ją słyszał i starał się wyłowić dźwięki harfy z innych dźwięków otoczenia. Ta sytuacja sprowokowała go do rozwinięcia koncepcji muzyki jako elementu tła. To właśnie jest ambient. Brian Eno nie wymyślił nic nowego, taką koncepcję próbował realizować już Erik Satie, tworząc „musique d’ameublement”: muzyka miała być tłem życiowych czynności, niczym mebel. Ambient Briana Eno łączył się z muzyką elektroniczną. Muzyk wspominał, że początkowo wydawcy kręcili nosem na „muzykę bez rytmu, melodii i słów”, ale wkrótce udało mu się ich przekonać. Ambient wykonywany w różnych stylistykach i czerpiący całymi garściami zarówno z popkultury, jak i z muzyki poważnej, stawał się coraz bardziej popularny, ale tylko w pewnych kręgach zbliżonych do awangardy. Podgatunków ambientu jest dziś mnóstwo: ambient dub, ambient world, ambient pop, ambient electronic, ambient techno, minimal ambient. Najważniejszym celem muzyki ambient jest jednak wypełnienie przestrzeni w sposób niemal niezauważalny, powodujący jednak uspokojenie, wyciszenia, a nawet stan kontemplacji. Takie płyty nagrywa właśnie Konrad Kucz.
W kierunku kontemplacji
Kucz jest i grafikiem i muzykiem, a w swojej działalności artystycznej łączy obie dziedziny sztuki, tworząc do swoich koncertów scenografie, slajdy, wideoprezentacje. Mówi, że inspiruje się metafizyką chrześcijańską: wyobrażeniami raju, życia po śmierci, wizjami mistyków i świętych. W jego dorobku znajdują się na przykład płyty, na których próbował tworzyć gatunek, który nazwał sacro-ambient – z troski o jakość współczesnej muzyki religijnej. Niestety nie został zrozumiany przez przedstawicieli Kościoła, którzy podejrzewali go o New Age. Dwa koncerty z tego cyklu Vita Contemplativa doszły do skutku w jednym z warszawskich kościołów. Muzyka ta stała się tłem do medytacji w sakralnym wnętrzu oświetlonym blaskiem świec, przepełnionym zapachem kadzidła, tłem do czytanych na głos fragmentów z Biblii. Kucz odwołuje się do Briana Eno, dzięki któremu odnalazł w muzyce metafizykę.
Na zamówienie Narodowego Centrum Kultury, z okazji programu obchodów 1050-lecia chrztu Polski, zrealizował płytę Symfonia A.D. 966. Mówi, że w tej muzyce jest dużo odwołań do polskich kompozytorów: Góreckiego, Pendereckiego, Szymanowskiego, Kilara. Słychać jednak wyraźne inspiracje muzyką twórców innych narodowości, a z pewnością minimalizmem Arvo Pärta. Monumentalna klasyczna forma z elementami wyciszenia została w całości nagrana w domowym studiu Kucza i niemal w całości została wygenerowana z wirtualnych dźwięków. Może razić plastikowe brzmienie cyfrowego chóru i instrumentarium, ale to jest właśnie zamierzenie tej stylistyki. Żywa pozostaje tylko wiolonczela i perkusja.
„Moim zamierzeniem było, aby ta kontemplacyjna muzyka stała się skromnym impulsem ku duchowemu odrodzeniu”– powiedział artysta.