Wersja pierwsza ustawia niedzielę tuż obok soboty, na końcu tygodnia. Razem tworzą one tak upragniony weekend. Pojawia się tylko pewne „ale”. Zespolenie tych dwóch dni sprawia, że właściwie niczym się one między sobą nie różnią. Oba stają się okazją do odrabiania domowych zaległości, wyjazdów turystycznych, odwiedzania galerii handlowych czy pochłaniania kolejnych programów telewizyjnych. Ale bywa, że także podejmowania pracy zarobkowej.
W wersji drugiej niedziela to pierwszy dzień tygodnia, w którym uroczyście świętowane jest zmartwychwstanie Jezusa. To czas poświęcony na własny rozwój duchowy i zacieśnianie rodzinnych czy przyjacielskich więzi. Moment na wyjście z powszedniości i środowiska pracy, na chwilę oddechu.
W rytmie tygodnia
Niezależnie, o którym z dwóch podejść do niedzieli mówimy, jedno jest pewne ‒ nasze ciało funkcjonuje w tradycyjnym rytmie tygodniowym. Specjaliści od chronobiologii, czyli nauki zajmującej się badaniem rytmów biologicznych, stwierdzili, że wydolność i sprawność fizyczna człowieka rośnie od poniedziałku do czwartku-piątku, a zmniejsza się w sobotę oraz w niedzielę. W trakcie tygodnia zauważalne są także zmiany naszego samopoczucia. Spore znaczenie ma tutaj psychiczne nastawienie i świadomość, że kolejny dzień jest wolny. Rytm tygodniowy, w przeciwieństwie do dobowego, jest rytmem reaktywnym, czyli nie działa samoistnie, potrzebuje bodźców aktywujących. Mają one dopasować nasz wewnętrzny rytm do siedmiodniowego. Taki stan możemy osiągnąć, systematycznie powtarzając pewne zwyczaje czy rytuały. Dobrym przykładem jest niedzielna Msza św. czy piątkowy post lub porównywalne obyczaje praktykowane w ramach innych religii. Przeżycia duchowe są zresztą nieodzowne, szczególnie dla osób, które odczuwają potrzebę osiągnięcia harmonii ciała i ducha. Tak naprawdę zresztą, w mniejszym lub większym stopniu, odczuwa ją każdy z nas.
Zrozumieć niedzielę
O to, aby przywracać chrześcijanom świadomość, że niedziela to wyjątkowy dzień, od kilku lat stara się Społeczny Ruch Świętowania Niedzieli. ‒ Zależy nam na tym, aby niedziela była w naszym kraju przeżywana inaczej niż pozostałe dni tygodnia. Pomimo codziennego zabiegania, warto się postarać, by pobyć wówczas w gronie najbliższych ‒ zauważa ks. dr Bogusław Wolański z Legnicy, inicjator ruchu, dodając, że istnieje wiele możliwości wspólnego spędzenia czasu. Obejrzenie wartościowego filmu, spacer, partyjka gry planszowej to tylko pierwsze z brzegu przykłady. Zgodnie z Bożym zamysłem i społecznym nauczaniem Kościoła ks. Wolański z ekipą przez publikacje, prelekcje i inne działania pobudza polskie rodziny do tego, aby stawały się szkołą świętowania niedzieli. ‒ Mówimy o świętowaniu niedzieli pozytywnie, a nie o tym, czego nam się zabrania. Podkreślamy, że naszym celem nie jest walka, ale formacja. Nawet jeśli markety nie będą w niedzielę zamknięte, to człowiek wolny i uformowany nie pójdzie tego dnia robić w nich zakupów – wyjaśnia inicjator ruchu. Jedną z jego ostatnich inicjatyw była konferencja zorganizowana w rocznicę podpisania wspólnej deklaracji o świętowaniu niedzieli przez Polską Radę Ekumeniczną i Kościół katolicki. Troska o dobre przeżycie dnia Pańskiego to bowiem sprawa, która powinna leżeć na sercu wszystkim chrześcijanom.
To, jak przeżywać i rozumieć niedzielę, tłumaczył wcześniej św. Jan Paweł II w swoim liście apostolskim o świętowaniu niedzieli Dies Domini z 1998 r. „Odpoczynek niedzielny pozwala sprowadzić do właściwych proporcji codzienne troski i zajęcia: rzeczy materialne, o które tak bardzo zabiegamy, ustępują miejsca wartościom duchowym; osoby, wśród których żyjemy, odzyskują prawdziwe oblicze, gdy się z nimi spotykamy i nawiązujemy spokojną rozmowę” ‒ pisze w nim papież. Podkreśla przy tym, że potrzebne są działania prowadzące do tego, iż wszyscy będą mogli „zaznać wolności, odpoczynku i odprężenia, które są człowiekowi niezbędne ze względu na jego ludzką godność oraz związane z nią potrzeby religijne, rodzinne, kulturowe i społeczne”. Trudno je zaspokoić, jeśli człowiek nie ma zagwarantowanego przynajmniej jednego dnia w tygodniu wolnego od pracy zarobkowej. ‒ Nam, katolikom, bardzo zależy na wprowadzeniu zakazu handlu w niedzielę, ale należy również wziąć pod uwagę zdanie osób, które nie utożsamiają się z chrześcijańskimi poglądami. Stąd należy dochodzić do pewnych rzeczy małymi krokami, a jednocześnie pracować nad świadomością ludzi, aby zrozumieli i zaakceptowali wprowadzane zmiany ‒ przekonuje ks. Bogusław Wolański.
Bez radykalnych rozwiązań
Dobrym uzupełnieniem działań Społecznego Ruchu Świętowania Niedzieli są te podejmowane przez handlową „Solidarność”. Oba podmioty zresztą od lat ze sobą współpracują, przy czym „Solidarność” bardziej skupia się na kwestiach prawnych, walcząc o wprowadzenie ustawowego zakazu handlu w niedzielę. To od 26 lat niezmienny postulat związkowców, którzy organizują różne kampanie i akcje ukazujące destrukcyjne skutki, jakie niesie dla życia rodzinnego niedzielne handlowanie. − Każdej niedzieli w handlu pracuje, według naszych szacunków, około 250 tys. osób. W większości są to kobiety, którym odbiera się prawo do spędzenia tego dnia razem z rodzinami i do pełnego uczestnictwa w życiu religijnym ‒ mówi Alfred Bujara, przewodniczący Sekcji Krajowej Pracowników Handlu NSZZ „Solidarność”. Powstał więc obywatelski projekt ustawy ograniczającej handel w niedzielę. Rozwiązanie nie ma być radykalne, projekt przewiduje wiele wyjątków. ‒ Czynne będą mogły być chociażby małe sklepiki, bowiem w przypadku jednoosobowych podmiotów gospodarczych właściciel będzie mógł handlować ‒ podkreśla Bujara. Odstępstwa od stosowania zakazu handlu dotyczyć będą także m.in. aptek, sklepów usytuowanych przy zakładach piekarniczych, kwiaciarni, stacji benzynowych (o powierzchni mniejszej niż 150 m2), kiosków ruchu, placówek handlowych prowadzących sprzedaż pamiątek, dewocjonaliów i produktów regionalnych oraz małych sklepów na dworcach czy lotniskach. Zakaz nie będzie obejmował także niedziel przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą, a w Wigilię i Wielką Sobotę dozwolony będzie do godziny 14.00.
Pod koniec kwietnia zawiązał się Komitet Inicjatywy Ustawodawczej Ograniczającej Handel w Niedziele nazywanej „Wolną Niedzielą”, który w momencie przygotowywania tego artykułu wypracowuje ostateczny kształt projektu. ‒ Konsultujemy go ze środowiskami kupców i szeroką grupą różnych środowisk pozarządowych oraz pracodawców polskich, którzy wspierają nas w tej inicjatywie ‒ wyjaśnia Alfred Bujara. Następnie komitet zwróci się do marszałka Sejmu z wnioskiem o rejestrację, a kiedy to nastąpi, ruszy w całym kraju ze zbiórką podpisów. W najbliższych tygodniach solidarnościowcy zamierzają zebrać ich co najmniej 100 tys., co umożliwi złożenie projektu w Sejmie.
Propozycja „Solidarności” spotyka się też z krytyką. ‒ Przeciwko naszemu projektowi są duże organizacje międzynarodowe. Twierdzą, że wprowadzenie go spowoduje spadek obrotów i PKB, co jest naszym zdaniem nieprawdą ‒ mówi Bujara. Wolnych niedziel nie popiera także m.in. Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych „Lewiatan”. Doradca jej zarządu, Jeremi Mordasewicz, w jednym z wywiadów stwierdził, że ograniczenie handlu w niedziele da odwrotny efekt: zmniejszenie zatrudnienia i wynagrodzeń oraz spowolnienie wzrostu gospodarczego. ‒ My z kolei uważamy, że nastąpi wręcz wzrost zatrudnienia, które jest w tej chwili bardzo małe. Ktoś będzie musiał bowiem obsłużyć większą liczbę kupujących w piątek i sobotę ponieważ obroty z niedzieli przeniosą się na te dni. Oznacza to także, że wpływy do budżetu państwa z podatku VAT, CIT czy PIT pozostaną na niezmiennym poziomie lub nawet wzrosną ‒ wyjaśnia przewodniczący Sekcji Krajowej Pracowników Handlu NSZZ „Solidarność”.
Węgierska lekcja
Jak podkreślają autorzy projektu, ograniczenie handlu w niedzielę nie jest w Europie niczym szczególnym. Obowiązuje ono w kilku krajach (niemal całkowity lub częściowy zakaz): w Niemczech, Austrii, Francji, Belgii, Grecji, Holandii i Luksemburgu. Do niedawna do tego grona zaliczały się także Węgry. Jednak w połowie kwietnia parlament tego kraju zniósł ustawę zakazującą handlu w niedziele. Uczynił to na wniosek rządu po ponad roku obowiązywania przepisów, mimo że jak mówił na specjalnej konferencji prasowej minister gospodarki Mihaly Varga, w czasie ich obowiązywania nie odnotowano spadku obrotów. Przeciwnie, w wielu sklepach nastąpił ich wzrost, a sprzedaż detaliczna w całym kraju wzrosła o ponad 5 proc. Zdaniem ministra nie potwierdziły się też obawy o likwidację miejsc pracy, zatrudnienie w handlu wzrosło o niespełna 2 proc. Zauważono również zmianę struktury handlu: klienci częściej odwiedzali małe sklepy, które w większości nie były objęte zakazem, a rzadziej hipermarkety. Mimo to zakaz handlu w niedzielę spotkał się z narastającym społecznym sprzeciwem. Zachęciło to opozycyjną partię socjalistyczną do wyjścia z inicjatywą rozpisania referendum w sprawie zniesienia tych przepisów. Zdaniem rządzących odciągnęłoby ono uwagę Węgrów od referendum w sprawie relokacji imigrantów z krajów islamskich. Dlatego chęć uniknięcia takiego starcia podawana jest jako powód nagłego wycofania się premiera Viktora Orbána z zakazu handlu w niedzielę. Na inny aspekt sprawy zwraca uwagę Alfred Bujara. ‒ Wolne niedziele na Węgrzech premier wprowadził decyzją administracyjną, z nikim tego nie konsultując. Nie chcieliśmy popełnić tego błędu i dlatego wyszliśmy z projektem obywatelskim. Będziemy w najbliższym czasie przekonywali polskich konsumentów do swoich racji ‒ zapewnia. Niewątpliwie, na kształtowanie opinii społecznej wpływa też obowiązujący od 2007 r. zakaz handlu w najważniejsze święta państwowe i kościelne.
Jest zatem o co „powalczyć”. Prof. Aniela Dylus, specjalistka w zakresie etyki i polityki gospodarczej, na jednej z konferencji podkreśliła bowiem, że niedziela jest dobrem publicznym. ‒ Oczywiście jest świętem chrześcijańskim. Jednak w kręgu kultury zachodniej jest jednocześnie instytucją, której znaczenia społeczne i kulturowe trudno przecenić ‒ zauważyła prof. Dylus, dodając, że wolna od pracy niedziela bywa niekiedy określana najstarszym przykazaniem socjalnym świata.