Rozmowa z Bethy Jane (Ruth) o spotkaniu z matką po latach i nadrobionym straconym czasie.
Po 77 latach spotkała Pani swoją biologiczną matkę – Minkę Disbrow. Jakie to uczucie?
– To było naprawdę niesamowite. Byłam zaskoczona, że ona wciąż żyje. Niecierpliwie czekałam na nasze spotkanie, ale równocześnie byłam bardzo zaniepokojona. Czytałam kiedyś część dokumentów adopcyjnych, wśród nich były też listy, które pisała Minka. Wiedziałam więc, że będę przez nią mile widziana.
Czy nigdy nie miała Pani żalu do matki za oddanie do adopcji? Może dorastałaby Pani w gorszych warunkach, ale u boku prawdziwej mamy?
– Nie, nigdy nie czułam do niej żalu. Myślę, że postąpiła słusznie, oddając mnie do adopcji – miała zaledwie 16 lat, kiedy została zgwałcona, nie była nawet świadoma tego, co się z nią stało.
Dlaczego dopiero po 77 latach zdecydowała się Pani skontaktować z matką? Przecież wiedziała Pani znacznie wcześniej o tym, że została adoptowana.
– Kiedy zaczęłam się starzeć, coraz częściej musiałam odwiedzać lekarzy. Ci nieraz pytali mnie o historię chorób w mojej rodzinie, ale zawsze odpowiadałam, że byłam adoptowana i nie znam biologicznych rodziców. To też stało się głównym powodem, dla którego zdecydowałem się znaleźć odpowiednie informacje w dokumentach adopcyjnych. Jak już powiedziałam, kiedy zaczynałam poszukiwania w 2006 r., byłam przekonana, że moja, mająca 94 lata, biologiczna matka najprawdopodobniej nie żyje. Wcześniej z kolei nie czułam potrzeby dowiedzenia się, kim są moi biologiczni rodzice – miałam bardzo szczęśliwe dzieciństwo. Mój starszy brat również był adoptowany, więc było to dla mnie normalne. Mam z tego okresu jedynie dobre wspomnienia.
Co Pani pomyślała, kiedy dowiedziała się, że została poczęta w wyniku gwałtu, jakiego na Pani matce dokonał nieznajomy mężczyzna?
– Początkowo poczułam gniew na tego człowieka. Potem moje myśli skupiły się na Mince, mojej biologicznej matce, i tym co przez musiała przejść w tym okresie na przełomie 1928 i 1929 r.
Po latach dowiedziała się Pani również, że ma przyrodnie rodzeństwo…
– Tak, brata i siostrę. Od mojej rodzonej matki dowiedziałam się, że mój przyrodni brat zmarł w 2000 r., więc nigdy go nie poznałam. Moja przyrodnia siostra mieszka niedaleko swoich dzieci w Portland w Oregon i mogłam się z nią spotkać tylko raz. Kontaktujemy się jednak przez e-maile i inne komunikatory.
Spędziła Pani z biologiczną mamą zaledwie osiem lat. Co to dla Pani oznaczało? Czy udało się choć w minimalny sposób nadrobić stracony czas?
– Dla nas obu możliwość spędzenia ze sobą czasu, telefonowania do siebie, pisania listów i komunikowania się była niezwykle ważna. Niesamowite było odkrycie, jak wiele cech nas łączy. Na przykład obie ubieramy się w podobny sposób i obie lubimy podobną biżuterię. Obie jesteśmy bardzo pracowite (Minka pracowała do 87. roku życia, ja do 80.). Przez te osiem lat mogłam poznać ją i zobaczyć wiele jej cech w moich dzieciach. Ciągle lubię zajmować się pracami ogrodniczymi czy rolniczymi, a to była rzecz, którą bardzo lubiła Minka. Czuję, że w ciągu tych ośmiu lat nadrobiłyśmy stracony czas najlepiej jak tylko mogłyśmy.
Czy Minka odchodziła w spokoju, pogodzona ze sobą, ze swoim życiem? I szczęśliwa, że przed śmiercią udało się jej Panią zobaczyć?
– Minka była szczęśliwa, że mogła poznać mnie i moją rodzinę. W modlitwie wypowiedzianej w moje 77. urodziny prosiła, by mogła zobaczyć mnie tylko raz. Ta modlitwa została wysłuchana z nawiązką. Wierzę w to, że Minka była pogodzona ze swoim życiem, z Bogiem i sytuacją, która spotkała ją w życiu. Zawsze powtarzała mojemu synowi, Brianowi, że znalezienie mnie dało jej nowe życie.
Rozmowa z Cathy LaGrow, wnuczką Minki Disbrow, autorką książki Czekałam na Ciebie. Prawdziwa historia matki i córki, które odnalazły się po 77 latach.
Z dnia na dzień dowiedziała się Pani, że Pani babcia ma jeszcze jedną córkę, o której nigdy nie mówiła. I natychmiast Pani rodzina się powiększyła – trudno było odnaleźć się w nowej sytuacji?
– Ta sytuacja była dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Zresztą nie tylko dla mnie – cała nasza rodzina była w szoku. Babcia zawsze była bardzo dostojna i ułożona. Nawet przez myśl nam nie przeszło, że mogła ukrywać tak wielką tajemnicę. Cieszyliśmy się razem z nią, bo ona była niezwykle szczęśliwa z powodu odnalezienia Ruth.
Jak rodzina ze strony Minki przyjęła informację o Bethy Jane, jej dzieciach, wnuczętach? Nagle w Państwa życie rodzinne wkroczyły całkiem nowe osoby…
– Byliśmy ich bardzo ciekawi, ale kiedy ta historia wyszła na jaw, właśnie urodził mi się pierwszy syn. Przez następne kilka lat byłam całkowicie pochłonięta opiekowaniem się nim, a potem moim drugim dzieckiem. Ale gdy okazało się, że nasz nowo odkryty kuzyn jest astronautą, ucieszyliśmy się, bo moim bracia i ja zawsze interesowaliśmy się kosmosem. Lata mijały, a ja miałam sporadyczny, e-mailowy czy czasem telefoniczny kontakt z Brianem. Cieszyłam się jednak na możliwość spotkania z nim i z Ruth. Brian i jego żona wysyłali też prezenty świąteczne moim synom, co było bardzo miłe.
Skąd pomysł, by napisać książkę o losach Minki?
– Pod koniec 2011 r., kiedy babcia kończyła 100 lat, reporter z „The Associated Press” napisał artykuł o spotkaniu babci z Ruth, który bardzo szybko zaczął zyskiwać popularność w sieci. Historia została zauważona przez wiele redakcji na całym świecie. Czytając artykuł i komentarze pod nim, zauważyłam, że ludzie naprawdę bardzo angażują się emocjonalnie w tę historię. Polubili ją i chcieli dowiedzieć się więcej. Gdzieś na początku 2012 r. Brian doszedł do wniosku, że z tej historii mogłaby powstać wspaniała książka. Zgodziłam się z nim i zaczęłam zbierać dane i materiały, myśląc o tym, by zatrudnić zawodowego pisarza. W miarę upływu czasu zdawałam sobie sprawę, że to ja powinnam być osobą, która ją napisze, bo niełatwo byłoby znaleźć kogoś, kto byłby tak bardzo emocjonalnie związany z tą historią.
Czy trudno było zebrać materiały do książki? W końcu pisała Pani o wydarzeniach sprzed stu lat!
– Przeprowadziłam ogromne poszukiwania, ale to akurat było dla mnie wielką przygodą. Babcia przesyłała mi kartki z notatkami, w których opisała swoje „imigranckie” dzieciństwo i to, jak wyglądało życie na początku XX w. Miała niesamowitą pamięć. Brian przesłał mi kopie dokumentów adopcyjnych, które zawierały setki stron listów pisanych przez babcię do agencji adopcyjnej jeszcze nawet 20 lat po narodzinach Ruth. Zaczęłam wtedy zasypywać babcię stronami pytań, a ona odpowiadała, wysyłając całe strony odpowiedzi. Wszystkie te materiały były dla mnie zachętą, aby zagłębić się w źródła historyczne dotyczące życia w Dakocie Południowej w tamtym czasie. Chciałyśmy dokładnie potwierdzić wszystkie fakty, więc jeśli tylko było to możliwe, sprawdzałam przesłaną przez babcię informację w internecie – każdą dwa razy!
Na ile Minka była zaangażowana w powstawanie książki? Czy jej pamięć sięgała ta daleko?
– Babcia zawsze była bardzo zachowawcza. Po spotkaniu z Ruth uwielbiała opowiadać ludziom swoją historię, ale początkowo trudno było jej myśleć o podzieleniu się szczegółami publicznie. Zawsze jednak wspierała pomysł napisania książki – przez dwa lata, kiedy ją pisałam, każdego dnia modliła się w tej intencji. Byłam zdeterminowana, aby książką uczcić jej osobę, a jednocześnie nie chciałam opublikować żadnej niesprawdzonej informacji, przez którą babcia mogłaby się czuć niekomfortowo. Jej pamięć była fantastyczna. Pamiętała nawet nazwiska sąsiadów i odległości pomiędzy farmami sprzed 90 lat.
Jakie były wrażenia Minki po przeczytaniu swojej sagi rodzinnej?
– Na kilka miesięcy przed tym, nim ostateczny maszynopis był gotowy, poleciałam do babci do Kalifornii i dałam jej większą część książki do przeczytania; brakowało tylko fragmentów o dzieciństwie Ruth, które babcia poznała dopiero, gdy książka był już opublikowana. Powiedziała wtedy, że tekst bardzo jej się podoba. Gdy czytała o dzieciństwie Ruth, nie było mnie obok niej, ale wierzę, że to było dla niej szczególne doświadczenie. Taką mam nadzieję. Następny raz widziałam ją już po tym, jak zachorowała. Chorowała bardzo krótko i zmarła zaledwie miesiąc po wydaniu książki. Bardzo się cieszę, że dożyła wydania publikacji.
Czekałam na Ciebie to piękny hołd dla Pani babci, kobiety niezwykle doświadczonej przez życie. Czy myślała Pani kiedyś o ekranizacji tej historii? Kiedy ją czytałam, miałam wrażenie, że powstałby z tego ciekawy film.
– To zabawne, że o to pytasz, bo Czekałam na Ciebie została pozytywnie zaopiniowana przez producentów filmowych w Hollywood! Zgadzam się, że to może być świetny film i mam nadzieję, że wszystko poukłada się tak, że naprawdę zobaczymy historię mojej babci na ekranie. Producent potrzebuje około 2–4 lat na zebranie funduszy, wymyślenie scenariusza oraz zatrudnienie całej obsady i ekipy technicznej. Wiemy, że to jest ogromny projekt i na razie nic nie gwarantuje nam tego, że całość zakończy się sukcesem, ale mamy nadzieję, że kiedyś na podstawie książki powstanie film.