Logo Przewdonik Katolicki

Wiara w lepsze jutro

Dorota Niedźwiecka
Depresję określa się jako czwartą z najniebezpieczniejszych pod względem śmiertelności chorób na świecie / fot. Fotolia / J. Tomaszewski

Nazywa się ją chorobą XXI wieku. Unieszczęśliwia, pozbawia chęci do życia, a także generuje duże koszty ekonomiczne i społeczne. Jest też dobra wiadomość: depresję można pokonać.

Depresję określa się jako czwartą z najniebezpieczniejszych pod względem śmiertelności chorób na świecie. Dotyka najczęściej osób aktywnych zawodowo, których kariery nabrały wiatru w żagle: rozwijają się, awansują i… stopniowo ogarnia ich zły nastrój, zmęczenie, drażliwość. Zaczynają unikać kontaktów z ludźmi, obniża się ich sprawność fizyczna, doświadczają coraz większego poczucia bezsensu. Według raportu Uczelni Łazarskiego pt. „Depresja – analiza kosztów ekonomicznych i społecznych” z 2014 r. depresja jest główną przyczyną utraty wydajności w pracy – z powodu zwolnień lekarskich i wcześniejszego przechodzenia na rentę. Co roku kosztuje to Polskę od 1 do 2,6 mld złotych. Ale to nie największy problem. Według danych Komendy Głównej Policji w naszym kraju z powodu depresji codziennie 16 osób odbiera sobie życie.
 
Depresja to nie lenistwo
Przede wszystkim: depresja to nie to samo co lenistwo, fanaberia czy chwilowo obniżony nastrój. Jest chorobą, dlatego trzeba ją leczyć. Depresja może wynikać z przyczyn zewnętrznych: trudnych doświadczeń z przeszłości, silnego stresu, okresu pokwitania. Nazywa się ją wtedy depresją reaktywną. Może jednak nie mieć związku z czynnikami zewnętrznymi i powstawać w wyniku nieprawidłowego funkcjonowania neuroprzekaźników, czyli związków chemicznych, których cząsteczki przenoszą sygnały pomiędzy komórkami nerwowymi. Nazywa się ją wtedy depresją endogenną.
– Tak jak niedobrze jest lekceważyć objawy grypy, tak samo nie należy lekceważyć przeciągających się przez dwa do trzech miesięcy stanów smutku i zmęczenia – mówi Piotr Domaradzki, psychoterapeuta z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem zawodowym. – W takich przypadkach zachęcam do konsultacji z lekarzem psychiatrą bądź z terapeutą. Odradzam natomiast diagnozowanie się na własną rękę, np. przez internet: zwykle przynosi to więcej niepokojów i komplikacji niż rozwiązań.
Specjaliści podkreślają, że im szybciej zdiagnozuje się depresję, tym szybciej można ją wyleczyć, zwykle łącząc podawanie leków z terapią. Pierwszych rezultatów można doświadczyć już dwa do trzech miesięcy od rozpoczęcia leczenia.
 
Wyleczenie jest możliwe
Rozwiązaniem problemu nie jest bierne poddawanie się apatii. Usprawiedliwienia typu „mam depresję, mogę spać do południa” czy „wyrzucili mnie z pracy, ale nie będę szukać innej” lepiej zastąpić aktywną postawą wobec choroby. A jeśli jest to emocjonalnie zbyt trudne, należy zachowywać inny rodzaj aktywności. Najważniejszym z nich jest regularne chodzenie na sesje terapeutyczne czy spotkania grupowe. – Jeśli tylko jestem w stanie, spaceruję, uprawiam sport – to naturalne sposoby suplementowania mózgu hormonem szczęścia – zachęca Piotr Domaradzki.
Wyleczenie jest możliwe nawet w najtrudniejszych przypadkach. Przykładem może być pięćdziesięcioletnia pani Krystyna, pacjentka, której organizm odrzucał leki antydepresyjne, a kilkakrotnie rozpoczynane terapie i modlitwa nie przynosiły efektów umożliwiających zwyczajne, szczęśliwe funkcjonowanie. „Moje życie się już nie zmieni” – mówiła z bólem kolejnemu terapeucie. Mimo to raz jeszcze podjęła leczenie. Tym razem z bardzo dobrym skutkiem: specjalista podjął z nią bardzo trudne doświadczenia z dzieciństwa, które odpowiadały za jej przekonanie, że „jest do niczego”. – Takie słowa jak wyrok potrafią tkwić w głowie człowieka, nawet przez 40, 50 lat. Osoba myśli o sobie jako o głupiej, niepotrafiącej sprostać życiu i organizuje różne sytuacje życiowe w taki sposób, by te przekonania sobie udowodnić. Sama nie potrafi tego dostrzec ani zmienić, bo to proces pozaświadomy – wyjaśnia Piotr Domaradzki.
W przypadku pani Krysi i w podobnych przypadkach skuteczna terapia pomaga przeformułować sposób postrzegania samego siebie: zbudować wiarę we własne możliwości, elastyczność i świadomość, że w każdej sytuacji można sobie poradzić na wiele różnych sposobów – bo istnieje wiele różnych rozwiązań. Pani Krystyna od trzech lat pracuje zawodowo – z satysfakcją. Z radością wspiera córkę i syna w wychowaniu wnuków.
 
Jak pomagają bliscy?
– Chory na depresję czuje się niepotrzebny i niekochany – mówi Bożena Wach, psycholog kliniczny. – Jego życie wydaje się coraz bardziej tracić sens, wykonywanie codziennych czynności staje się coraz trudniejsze. Dlatego bardzo ważne jest, byśmy traktowali go ze zrozumieniem i troską. Z empatią i akceptacją zachowań. Okazujmy życzliwość i ciepło. Bądźmy uważni na jego reakcje. Nie ukrywajmy naszych uczuć, ale informujmy o smutku i bólu, który sprawia nam jego stan. Róbmy to w taki sposób, by chory mógł doświadczyć, że jest dla nas ważny, że zależy nam na jego dobrym samopoczuciu. 
Unikajmy bagatelizowania. „To nic takiego”, „Weź się za siebie”, „Nie nadajesz się do życia” – to opresywne komentarze, które nie przyniosą ani ulgi, ani rozwiązań. Nie rozweselajmy na siłę, nie pouczajmy, nie zrażajmy jego negatywnymi reakcjami. Zachęcajmy do wykonywania różnych drobnych czynności, ale nic na siłę.
– Skupmy się na ostatecznym efekcie: nakłonieniu do korzystania z pomocy lekarza i wyleczeniu – radzi Bożena Wach. Gdyby chory mówił o chęci popełnienia samobójstwa, koniecznie skontaktujmy się z jego lekarzem.
 
Leczenie i wiara
– Gdy zacząłem chorować na depresję, byłem w seminarium – wspomina o. Tomasz Trawiński, kapłan z 7-letnim stażem, franciszkanin, posługujący modlitwą wstawienniczą. – Zwracałem się do Boga z nadzieją, że to wystarczy, by zabrał narastający smutek. Modliłem się usilnie i czułem się coraz gorzej. Z czasem lęk i poczucie winy, że jest ze mną coś nie tak, zaczęły utrudniać lub wręcz uniemożliwiać modlitwę. Pamiętam rozmowę z przełożonym, który powiedział mi, że jeśli chcę się uporać z problemem, konieczna jest terapia. Później okazało się, że także konsultacje u psychiatry i leki antydepresyjne. Bardzo trudno mi się było z tym pogodzić.
O. Tomasz w wyniku leczenia, modlitwy i korzystania z sakramentów zaczął powracać do zdrowia. –Po jakimś czasie zrozumiałem, że Pan Bóg nie zabierając od razu mojego smutku, dał mi możliwość dotarcia do przyczyn trudnego stanu. A to z kolei umożliwiło mi lepsze rozumienie, w jaki sposób funkcjonuję psychicznie i duchowo jako człowiek. Dziś z powodzeniem korzystam z tego doświadczenia podczas rozmów, spowiedzi, głoszenia homilii, posługiwania modlitwą wstawienniczą.
 
Klucz do rozwiązań
Obraz Boga i obraz samego siebie to dwa kluczowe zagadnienia w wychodzeniu z depresji. Praca terapeutyczna polega tu w dużej mierze na zmianie nieprawidłowego obrazu „ja”. Chodzi o to, by docenić siebie, uwierzyć we własną godność i wartość – która jest cechą właściwą każdej osobie – i we własne możliwości. To zmienia diametralnie samopoczucie chorego, jego stosunek rzeczywistości i mobilizuje organizm. Potwierdzenie na to, że jako ludzie mamy nieskończoną godność, znajdziemy w Piśmie Świętym i w tradycji Kościoła katolickiego. Owszem, jako człowiekowi zdarza mi się postępować źle – ale sam w sobie jestem dobry i mam w oczach Boga nieocenioną wartość.
– Pomagając wyjść innym z trudnych stanów emocjonalnych, widzę, jak bardzo pomocne jest przekazywanie prawdziwego obrazu Boga, który jest Nieskończoną Miłością. Przekazywanie zdeformowanej Ewangelii, obciążającej poczuciem winy i lękiem utrudnia kontakt ludzi z Panem Bogiem i, np. w przypadku depresji, leczenie – podkreśla o. Tomasz. – Poznawanie zdrowej nauki Kościoła, mówiącej o nieskończonej miłości Boga do mnie, ułatwia budowanie dobrych relacji z Nim, z ludźmi i wychodzenie z choroby.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki