Nie każdy z nas musi cenić sobie klimat jesieni, czyli spadających liści, krótszych dni i chłodnych podmuchów wiatru. Jeśli jednak nasze samopoczucie w określonym czasie w roku jest tak złe, że utrudnia realizację ważnych życiowych zadań, to może być coś więcej niż „antyjesieniarstwo”: czasem przyczyną jest choroba afektywna sezonowa, która wymaga leczenia.
Depresja, która powraca
Niektóre z chorób i zaburzeń psychicznych nauczyliśmy się już jako społeczeństwo traktować „na serio”. Stany psychotyczne, choroba afektywna dwubiegunowa (ChAD) czy depresja poporodowa coraz częściej są przez nas rozumiane jako stany poważne, których wystąpienie u danej osoby powinno się wiązać z udzieleniem jej pomocy. Jednak inne spośród psychicznych dolegliwości wciąż bywają bardzo często bagatelizowane, a osoby nimi dotknięte nie wiedzą nawet, że również potrzebują leczenia. Do tej drugiej grupy bez wątpienia zaliczyć można chorobę afektywną sezonową (SAD), która wciąż bywa mylona z często występującym, jesiennym spowolnieniem i melancholijnym nastrojem. Jednak tak zwana depresja sezonowa jest zaburzeniem, które tak samo jak inne rodzaje depresji tłumi radość życia i może być nawet dla niego zagrożeniem. SAD zalicza się do grupy zaburzeń afektywnych, które w klasyfikacji chorób i zaburzeń jest włączone do kategorii nawracających zaburzeń depresyjnych. Zaburzenie to – jak wskazuje nazwa jego kategorii w klasyfikacji chorób – ma charakter cykliczny i nawracający. W praktyce oznacza to, że osoba, która cierpi na chorobę afektywną sezonową, przez kilka miesięcy doświadcza obniżenia nastroju i innych objawów depresyjnych, a później (np. w okolicach wiosny) jej stan znacząco się poprawia. Jednak poprawa nie ma charakteru stałego. Jest jedynie czasową remisją – wraz z końcem lata stan osoby, u której występuje zaburzenie, znów się pogarsza. Ten cykl może trwać przez wiele lat, powodując u osoby z SAD wręcz lęk przed nadejściem pory jesienno-zimowej. Zdarza się także, że u danej osoby objawy depresji występują nie w sezonie jesienno-zimowym, ale w porze letniej lub wiosennej – są to jednak sytuacje zdecydowanie rzadsze.
Brak światła, problem z neurotransmiterami
Trudno jest ocenić, jak wiele osób zmaga się z chorobą afektywną sezonową – przyjmujemy jednak, że zaburzenie to może dotykać około 2–4 proc. ogólnej populacji. Częściej na SAD zapadają kobiety, a skłonności do tego zaburzenia mogą być dziedziczne (co nie oznacza, że za tym, iż ktoś choruje na SAD, stoją wyłącznie jego geny). Przyczyny występowania depresji sezonowej – jak zresztą większości zaburzeń psychicznych – są złożone. Znaczenie ma niedobór światła słonecznego, nieodpowiednie poziomy neuroprzekaźników, osamotnienie, doświadczenie przemocy oraz tłumienie trudnych emocji. Pierwsze objawy zaburzenia mogą wystąpić w każdym wieku, jednak zazwyczaj SAD daje o sobie znać u osób mających dwadzieścia, trzydzieści lat. Jest z tym związane pewne niebezpieczeństwo – jeśli po raz pierwszy typowe dla zaburzenia dolegliwości występują u osoby bardzo młodej, np. dwudziestoletniej, istnieje ryzyko, że przyzwyczai się ona do myślenia, że skoro „zawsze tak miała”, to widocznie taka jest jej „uroda”, co może zniechęcić ją do poszukiwania pomocy. Objawy, jak w przypadku każdego innego rodzaju depresji, mogą przyjąć różny stopień nasilenia u różnych osób, włącznie z myślami samobójczymi, które zawsze wymagają pilnej konsultacji ze specjalistą. Jednak niezależnie od nasilenia oznak depresja – również ta sezonowa – zawsze wymaga leczenia. Zaburzenie to powoduje bowiem niemożność regulowania własnych emocji, pogorszenie nastroju i spadek energii życiowej, przez co utrudnia bądź uniemożliwia „standardowe” funkcjonowanie. Leczenie SAD odbywa się na ogół przy wykorzystaniu kilku rodzajów oddziaływań: farmakoterapii zalecanej przez psychiatrę, psychoterapii (indywidualnej, rodzinnej lub grupowej) oraz fototerapii, czyli ekspozycji pacjenta na światło. Ekspozycja ta może mieć charakter pobytu na świetle dziennym podczas słonecznych dni, ale niekiedy do „terapii światłem” wykorzystuje się także specjalne lampy medyczne. U niektórych osób cierpiących na SAD wskazana jest także odpowiednia suplementacja i modyfikacja nawyków żywieniowych – pogarszaniu się stanu pacjenta sprzyjać mogą różnego rodzaju niedobory makro- i mikroskładników. Ważna jest także aktywizacja osoby dotkniętej SAD – to niezwykle ważne w przypadku każdego typu depresji. Dla jednych osób będzie to zachęcanie ich do regularnych ćwiczeń, dla innych – sugestia czytania jednego rozdziału książki w tygodniu. Ważne jest to, aby w radzeniu sobie z depresją dostarczyć ciału i umysłowi wysiłku, który przywraca wiarę we własną sprawczość. Uzupełnieniem terapii może być także uczestnictwo w spotkaniach grupy wsparcia – dzięki rozmowom z osobami doświadczającymi podobnych trudności możliwe jest obniżenie napięcia wywołanego poczuciem niezrozumienia i wyobcowania.
Suplementy nie uratowały mojego listopada
Depresja sezonowa często bywa mylona z okresową „niemocą”, której wielu z nas doświadcza jesienią lub zimą. Zdarza się, że z powodu niewiedzy i niezrozumienia natury tego zaburzenia okres diagnozy wydłuża się, co powoduje cierpienie u osoby chorej. Tak właśnie było w przypadku Joanny, która zanim udała się do właściwego specjalisty, próbowała pomóc samej sobie na różne sposoby. – Odkąd pamiętam, jesień i początek zimy był dla mnie parszywym okresem. Często rozmawiałam o tym z mamą i babcią – one twierdziły, że mają tak samo. Tylko że ja i tak czułam, że mój stan jest od nich zupełnie różny – opowiada. – Zdarzało się, że w listopadzie niemal każdego dnia płakałam w poduszkę, czułam, że kończy się moje życie i nie będę więcej szczęśliwa. Jak to się miało do tego, że mama i babcia po prostu narzekały na pogodę? Chyba nijak. Męczyłam się tak przez wiele lat. W liceum zaczęłam chodzić na solarium, bo przeczytałam, że światło może pomóc mi przetrwać jesień. Nic się nie zmieniło. Na studiach z kolei nie byłam w stanie chodzić na zajęcia. Na drugim roku wyczerpałam nieobecności już na początku semestru. Poszłam po zwolnienie lekarskie, od słowa do słowa powiedziałam lekarce, jak się czuję. Wysłała mnie do psychologa, zleciła badania krwi. Badania były w porządku, a pani psycholog… zbagatelizowała sprawę. Powiedziała, że może potrzebuję znaleźć pasję albo uzupełnić witaminy. Kupiłam suplementy, o których przeczytałam w internecie, że podobno podnoszą poziom energii. Piłam też dużo herbaty z miodem lipowym, który podobno miał leczyć dolegliwości psychiczne. Ale suplementy ani miód nie uratowały mojego listopada. Dalej czułam się okropnie. Mój chłopak mnie nie rozumiał – uważał, że mam „lenia” i nie chce mi się chodzić na zajęcia. Na szczęście na studiach (studiowałam finanse i rachunkowość) była ze mną dziewczyna, która poza finansami studiowała też psychologię. Na trzecim roku się zakumplowałyśmy. I ona właśnie powiedziała mi, że jej zdaniem to, co się ze mną dzieje, to sezonowe zaburzenia nastroju. Powiedziała, że powinnam iść do psychiatry i na terapię. Na początku wydawało mi się to dziwne, bo przecież wizytę u psychologa już zaliczyłam, ale potem doszłam do wniosku, że nie mam nic do stracenia, a może jednak poczuję się chociaż trochę lepiej. I tak się stało. Dostałam leki i zapisałam się na terapię (prywatnie, bo na NFZ musiałabym czekać). Mama dała mi pieniądze, chociaż była dość sceptyczna wobec tego, że rzeczywiście potrzebuję takiej pomocy. Dostałam leki i zaczęłam chodzić na regularne spotkania z terapeutką. Na początku nie widziałam efektów. Miałam nadzieję, że ktoś po prostu wyłączy mój jesienny smutek. Ale tak się nie stało. Jednak po paru tygodniach, przed sylwestrem, zauważyłam, że czuję się po prostu lepiej. Miałam nawet myśl, żeby odstawić leki, ale lekarka uprzedziła mnie, że nie wolno tego robić. Dzisiaj nadal jestem w terapii, ale nie biorę już tabletek. Nie powiem, że lubię jesień i zimę. Ale żyję zupełnie normalnie także w październiku, listopadzie i grudniu.
Prawo do jesiennej zadumy
Aby jednak właściwie rozumieć SAD, musimy jednocześnie przyjąć, że nie każdy, kto jesienią czuje się gorzej niż w okresie letnim, będzie potrzebował profesjonalnej pomocy. Biologicznie rzecz ujmując, człowiek jest przecież ssakiem – a dla wielu gatunków ssących po urodzeniu mleko matki spadek temperatury i mniejszy dostęp do światła słonecznego powodują spowolnienie procesów życiowych (niekiedy nawet zapadnięcie w zimowy sen). Nie ma niczego patologicznego w tym, że ktoś w październikowe wieczory woli zająć się książką niż aktywnością fizyczną i że jesienią potrzebujemy więcej snu i odpoczynku. Słynne jesieniarstwo jest swoistym celebrowaniem tego, że kiedy na zewnątrz panuje chłód, a dzień staje się coraz krótszy, nasze potrzeby są inne niż podczas gorących miesięcy letnich. Pod względem psychologicznym jesieniarstwo może być zatem bardzo pozytywnym zjawiskiem. Co więcej, jesień dla wielu może być przygnębiająca z powodu tęsknoty za wakacjami, a więdnące i opadające liście przypominają o przemijaniu (robi to oczywiście także przypadający jesienią Dzień Zaduszny). W naszej kulturze jesień bywa „tradycyjnie” kojarzona z melancholią – dość wspomnieć genialny literacko i zarazem dzwoniący smutkiem wiersz Leopolda Staffa Deszcz jesienny. Jednak mieszcząca się w granicach normy jesienna melancholia, której doświadcza zapewne wielu z nas i naszych bliskich, nie uniemożliwia wykonywania obowiązków rodzinnych czy zawodowych, nie odbiera chęci do życia i zwykle daje się „przegonić” za pomocą sprawiania sobie przyjemności, aktywności fizycznej czy rozmów z przyjaciółmi. W przypadku depresji jesiennej (czy jakiejkolwiek innej) ani herbata z korzennym aromatem, ani maraton jesiennych filmów nie poprawią stanu osoby – niezbędna jest specjalistyczna pomoc.
Kojarzona z krótkimi dniami i spadkiem temperatur jesień może być doskonałym czasem na to, by wsłuchać się w siebie, pozwolić sobie na pewne spowolnienie i głębszą refleksyjność. Nasze ciała i umysły często potrzebują ukojenia i wyciszenia po intensywnym okresie letnim. Jednak jeśli „atrybuty” jesieni nas nie koją, a są związane z występowaniem cierpienia, nie czekajmy ze zgłoszeniem się po pomoc. Nawet jeśli nie pokochamy jesieni, możemy zdecydowanie poprawić swoje funkcjonowanie jesienną i zimową porą.