Logo Przewdonik Katolicki

Boże, daj mi cierpliwość

Joanna Winiecka-Nowak
Trening cierpliwości zaczyna się bardzo wcześnie / fot. Fotolia

Rodzicielstwo jest doskonałą okazją do praktykowania wielu cnót. Wśród tych, których po mistrzowsku uczą nas dzieci, jest niewątpliwie cierpliwość.

Trening cierpliwości zaczyna się bardzo wcześnie. Ludzie przyzwyczajeni do prowadzonego od lat trybu życia przyjmują pod swój dach noworodka. Zaczynają się nocne pobudki, karmienie na żądanie i wieczorne kolki. Często całe życie koncentruje się wokół potrzeb szkraba. Czas jednak szybko upływa, maluch dorasta, a wraz z nim ewoluują sposoby wystawiania nas na próbę. Drażni nas rysowanie po ścianach i podlewanie paprotki jogurtem. Straty materialne są jednak niczym przy osławionym buncie dwulatka. Oczywiście chcemy, by nasz potomek wyrósł na człowieka samodzielnego, który nie pozwoli sobą manipulować. Nie zmienia to jednak faktu, że wzbiera w nas gniew, gdy co chwilę kontestuje nasze postanowienia. Podobny efekt wzbudza niechętny nauce ośmiolatek, wiecznie wykłócający się trzynastolatek i szesnastolatek, który dla odmiany przestaje z nami w ogóle rozmawiać.
Oprócz naturalnych kryzysów związanych z rozwojem dziecka, mogą pojawiać się również kłopoty innej natury: choroby, niepełnosprawność, problemy w szkole, a nawet kwestie temperamentu różnych członków rodziny. Wystarczy, że mama pedantka opiekuje się małym bałaganiarzem, a towarzyskim rodzicom rodzi się bardzo wrażliwy i miłujący ciszę melancholik. Dobrym – i głośnym – przykładem są tu też walki o władzę toczone w stadzie składającym się z kilku choleryków.
 
SOS! Rodzic wzywa pomocy
Doświadczeni rodzice wiedzą, że można zachować równowagę w otaczającym ich chaosie. Rozwiązanie tkwi w znanej modlitwie: „Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Daj mi siłę, bym zmieniał to, co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego”.
Nie bez przyczyny pierwsza na liście znajduje się cierpliwość. Zanim sprawę przeanalizujemy i wdrożymy nasze przemyślenia w życie, musimy pohamować ogarniającą nas złość. Uczucie to samo w sobie jest dobre, mobilizuje organizm do dużego wysiłku. Jednak w kontakcie z bezbronnym i słabym fizycznie dzieckiem może przynieść wiele szkód. Jeśli więc czujemy, że tracimy kontrolę nad sobą, musimy dać sobie chwilę na ochłonięcie. Poprośmy, by do akcji wkroczył współmałżonek. Sami zaś wyjdźmy na spacer, wykonajmy telefon do przyjaciela lub wypijmy dobrą herbatę. Może przyda nam się wyciszający zestaw ćwiczeń oddechowych, albo przeciwnie, musimy wyładować się, podejmując jakąś wymagającą siły aktywność – szorowanie podłogi czy przekopanie ogródka. W ostateczności wykrzyczmy złe uczucia do poduszki. W takim jednak wypadku musimy mieć pewność, że maluchy nas nie widzą, ani nie słyszą. Postarajmy się o izolację nawet, gdy nie możemy liczyć na pomoc drugiej dorosłej osoby. Upewnijmy się, że malcowi nie stanie się krzywda i przejdźmy do pokoju obok. Lepiej, by przez dziesięć minut pokrzyczał w łóżeczku, niż żeby miał stać się ofiarą aktu agresji z naszej strony.
 
Za naszych czasów…
Przy powtarzającym się uczuciu zniecierpliwienia, warto głębiej zastanowić się nad podłożem całej sytuacji. Wbrew pozorom jest o czym myśleć. W dzisiejszych czasach, mimo wielu technicznych udogodnień, wychowanie dzieci jest niełatwą sprawą. Niegdyś funkcjonowały wielopokoleniowe rodziny. Niemowlętami opiekowali się nie tylko rodzice, ale również dziadkowie, ciotki i starsze rodzeństwo. To ostatnie nabywało przy okazji wielu umiejętności potrzebnych w dalszym życiu. Obecnie po urodzeniu pierworodnego dziecka, mama zwykle pozostaje sama w domu. Być może po raz pierwszy w tym momencie piastuje noworodka. Dodatkowo ma świadomość, że w ostatnich latach bardzo zmienił się system wychowania, dlatego może czuć obawę przed oparciem się na modelu wyniesionym z domu rodzinnego. Kolorowe poradniki i internetowe fora dla rodziców udzielają natomiast sprzecznych wskazań. Przebija przez nie jedna, mało krzepiąca myśl: „Kobieto! Twoja praca w domu jest monotonna i poniżej twoich kompetencji. Jak najszybciej wracaj na etat, bo potem będzie już za późno”. Brzmi to dość rozsądnie, zwłaszcza dla osoby, która spędziła lata na pilnej nauce i chciałaby realizować się w wyuczonym zawodzie. Czasem zresztą kobieta nie ma wyboru, gdyż pensja męża nie starcza na zaspokojenie podstawowych potrzeb rodziny. Mama wraca więc do pracy zawodowej i trafia na kolejny problem – spiętrzenie obowiązków. Etat, opieka nad dzieckiem, sprzątanie, gotowanie, pranie, zakupy – przy pomocy męża i dobrej organizacji na wszystko starcza czasu. Wysokie tempo życia daje jednak znać o sobie. Rodzice, a zwłaszcza matki, często żyją w ogromnym napięciu, są przemęczeni i zagonieni. Wielu tłumi własne potrzeby, by podołać wszystkim zadaniom. I tu na scenę wkracza malec, który tuż przed pilnym wyjściem z domu oblewa całe ubranie sokiem.
 
Po nitce do kłębka
Zastanówmy się, czy nasze zmęczenie, kłopoty w pracy lub nieporozumienia ze współmałżonkiem nie osłabiły nas zanadto. Może powinniśmy się wreszcie zatroszczyć o samego siebie – odpocząć, pomyśleć o swoich zainteresowaniach. Poszukajmy też różnych odciążających nas udogodnień. Zróbmy zakupy przez internet, zatrudnijmy studenta do mycia okien, umówmy się z sąsiadami na współpracę przy opiece nad dziećmi – raz my popilnujemy ich córki, raz oni naszego syna. Przejdźmy się na spotkanie grupy mam, które wzajemnie wspierają się i pomagają sobie.
Z drugiej strony, może faktycznie musimy jeszcze raz przemyśleć nasz system wychowawczy. Dziecko, jak każdy człowiek, czasami ma zły dzień, ale jeżeli sytuacja konfliktowa przeciąga się, warto ją przeanalizować. Wspólnie z małżonkiem zastanówmy się – czy stawiamy dzieciom jasne granice? Czy wiedzą, jakie skutki niesie za sobą ich przekroczenie? Czy jesteśmy konsekwentni w działaniu? Może należałoby pomóc naszemu potomkowi popracować nad tą lub inną cnotą? Praktyczne wskazówki na ten temat można znaleźć na łamach „Małego Przewodnika Katolickiego”.
W trudniejszych sytuacjach, gdy czujemy się bezradni, nie obawiajmy się też skorzystać z pomocy specjalistów – terapeutów rodzinnych i psychologów. Bywa, że problem lepiej widać z zewnątrz. I na koniec pamiętajmy, że – jak powiedział Stanisław Jerzy Lec – trzeba mieć dużo cierpliwości, aby się jej nauczyć. 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki