Jednak kiedy kobieta wydaje na świat dziecko, zmienia się nie tylko jej świat – poważne zmiany zachodzą niemal zawsze także w całym systemie rodzinnym.
Matka jest wciąż córką
Niewiele jest w życiu zmian, które są w stanie tak bardzo wpłynąć na naszą tożsamość i postrzeganie swojego „ja” jak zostanie matką. Narodziny dziecka – a nawet już samo zajście w ciążę – sprawia, że w ciele i psychice kobiety zachodzą niezwykłe zmiany: subtelna gra hormonów nie tylko podtrzymuje przy życiu dziecko połączone z nią pępowiną, umożliwia przejście przez poród i laktację, ale także wpływa na zmiany w zakresie emocjonalności. Młoda matka często staje się niezwykle wrażliwa na potrzeby swojego dziecka, pojawia się w niej nieznany wcześniej lęk o bezpieczeństwo malucha, a jej aparat psychiczny musi poradzić sobie z przetwarzaniem tego, co psychoanalitycy nazywają matczyną ambiwalencją: zarówno miłości do dziecka, jak i czasami odczuwanej niechęci do zajmowania się nim (nawet najbardziej chciane i uwielbiane dziecko potrafi przecież męczyć i frustrować). Związek między matką a jej niemowlęciem jest jedną z najsilniejszych więzi, jakie mogą zaistnieć między przedstawicielami naszego gatunku – ponieważ zaś jesteśmy istotami społecznymi, to pojawienie się nowego człowieka i nawiązanie z nim przez kobietę niezwykle bliskiej relacji ma wpływ nie tylko na nią samą, ale także na cały jej system rodzinny: na partnera, rodziców, rodzeństwo, dziadków, a także na wzajemne powiązania między nimi. Kiedy kobieta zachodzi w ciążę i rodzi dziecko, to starzeje się nie tylko o dziewięć miesięcy, ale o całe pokolenie. Od tej pory to już nie ta kobieta – będąca na przykład dwudziestopięcioletnią młodą mężatką – jest najmłodszą potomkinią swoich rodziców i dziadków. Świeżo upieczeni dziadkowie stają się rodzicami młodej matki – widzą swoją córkę już nie tylko w roli swojej ukochanej córeczki, ale także kogoś, kto wozi dziecko w wózku, karmi je i przewija. Rodzice młodej matki widzą, jak ich córka wykonuje dokładnie to, co oni przed laty robili dla niej – i co prababcia noworodka robiła dla jego babci. Może być to wzruszające doświadczenie, ukazujące nam ciągłość trwania rodziny – ale jednocześnie w młodych dziadkach może budzić się lęk o to, jak ich córka poradzi sobie w nowej roli i czy dalej będą dla niej ważni, a także… zazdrość o to, że to córka wydała na świat dziecko, dając wyraz swojej młodości i witalności, podczas gdy młodość dziadków nieubłaganie topnieje.
Czas podsumowań
Widok własnej córki opiekującej się dzieckiem to także moment, w którym wielu młodych dziadków i pradziadków dokonuje podsumowań własnego rodzicielstwa. Pojawiają się pytania: „jakim byłem ojcem?”, „czy dość często przytulałam moje dzieci?”, „czy moje dzieci nie żyły zbyt ubogo?”. Przed rodzicami młodej mamy staje także wyzwanie uszanowania jej autonomii: ich zaangażowanie w wychowanie dziecka może być cenne, bo dziadkowie przekazują dzieciom ciągłość pokoleń. Jednak to matka wraz z partnerem są odpowiedzialni za podejmowanie najważniejszych decyzji dotyczących niemowlęcia i starszego dziecka: to rodzice, a nie dziadkowie decydują o diecie, wyborze imienia, sposobie pielęgnacji małego człowieka. Młoda matka potrzebuje doświadczyć swojej siły i sprawczości – odbieranie jej możliwości decydowania o sprawach dotyczących własnego dziecka może położyć się cieniem na jej późniejszej relacji z potomkiem. Jednocześnie nie tylko noworodek, ale i jego matka potrzebują dostępności i obecności kogoś, kto będzie w stanie ukoić ich trudne emocje. Nie powinniśmy zapominać, że bycie mamą malutkiego dziecka (zwłaszcza czas przed tym, jak nauczy się ono mówić, a tym samym wyrażać swoje potrzeby) jest bardzo obciążające emocjonalnie dla mamy. Pełni ona bowiem rolę „rzeczniczki praw” swojego dziecka oraz osoby, która ma niejako zamiast niego rozumieć to, co ono czuje. Wobec tego sama potrzebuje wsparcia i możliwości wypłakania się na czyimś ramieniu po kolejnej źle przespanej nocy czy z powodu bezradności wobec kolki. Niestety, zbyt często młode matki słyszą zdawkowe „ciesz się, że masz zdrowe dziecko” albo propozycje wyręczenia w opiece, zamiast słów „słyszę, że jest ci trudno, masz prawo tak się czuć”. Macierzyństwo na zawsze zmienia także dynamikę w parze małżeńskiej. Związane z rodzicielstwem zachwyty i frustracje mogą zbliżać do siebie partnerów, ale zwiastują także pewną stratę. Od tej pory kobieta i mężczyzna (w początkowych etapach życia dziecka częściej kobieta) kierują swoją uwagę na „tego trzeciego” w ich związku. Zarówno ona, jak i on bywają we wczesnym rodzicielstwie rozdarci: z jednej strony dziecko wzbudza w nich czułość i chęć opieki, z drugiej – kiedy cała rodzina kieruje swój zachwyt w stronę noworodka, młody rodzic (będący przecież wciąż również po prostu człowiekiem ze swoimi potrzebami) może czuć się odsunięty na dalszy plan, mało istotny w nowym rodzinnym „rozdaniu”. Brak uwagi ze strony innych osób bywa dotkliwy szczególnie dla mężczyzn, którzy w wielu rodzinach schodzą na ostatni plan, a ich kompetencje rodzicielskie bywają podważane. Niekiedy jednak małżonkowie po narodzinach dziecka zakochują się w sobie na nowo – mały człowiek jest ich wspólnym „dziełem”, żywym dowodem wyjątkowości łączącej ich więzi. Dla wielu par to właśnie okres tuż po urodzeniu pierwszego dziecka jest najlepszym czasem w ich związku.
Rodzice traktują mnie jak siostrę mojego syna
Młoda matka Ewelina opowiada, że odkąd urodziła dziecko, stała się dla swoich rodziców „przezroczysta”, a jednocześnie członkowie jej rodziny uważają ją za niewystarczająco kompetentną, aby mogła się zająć swoim synem. – Urodziłam go dosyć młodo, po niecałym roku małżeństwa, które z kolei zawarłam po mniej niż roku „chodzenia” z moim mężem – opowiada. – Było to ekspresowe tempo, ale zgodne z tym, czego chcieliśmy – oboje od zawsze chcieliśmy być rodzicami, a skoro tu byliśmy zbieżni – to na co czekać? W ciąży dużo podróżowaliśmy i spotykaliśmy się ze znajomymi, bo wiedzieliśmy, że później czas swobody się skończy. Ale, o dziwo, to nie synek okazał się wymagający, to nie kolki czy wysypki stanowiły problem – a moi rodzice, którzy nie byli i nadal nie są w stanie zrozumieć, że wiem, co robię, i umiem się zająć moim dzieckiem.
Ewelina ma żal o nadmierną liczbę ingerencji bliskich w jej sposób wychowania dziecka. – Na pierwszy spacer po powrocie ze szpitala chciałam iść z synem i mężem nad pobliski zalew. Moja matka jednak powiedziała, że nie ma takiej opcji, żeby pierwsze wyjście z dzieckiem odbyło się bez niej. Tłumaczyła, że przecież w połogu na pewno jestem słaba, a mąż niech się zajmie pracą. Żałuję, ale się zgodziłam. Pierwsza kąpiel – to samo. Tłumaczyła, że nie mam wprawy w trzymaniu dzieci i że ona się tym zajmie. Kiedy syn miał cztery miesiące, upierała się, że trzeba mu rozszerzać dietę, choć chciałam go karmić wyłącznie piersią przez pierwsze pół roku życia. Za moimi plecami podała mu ryż z marchewką, bo uznała, że jest głodny i mleko mu nie wystarcza.
Potrzeby młodej mamy schodzą na dalszy plan, a jej rodzice traktują ją jak… dziecko, które nie potrafi zadbać o własne dziecko. – Nigdy nie zapytała, jak ja się czuję, czego mi potrzeba, nawet gdy miałam po porodzie lekkiego baby bluesa. Za to twierdzi, że najlepiej wie, czego potrzebuje mój syn. Upiera się, że to ona najlepiej rozpoznaje, kiedy mu zimno, a kiedy jest zmęczony. Ciągle kupuje mu ubrania. Twierdzi, że ja i mój mąż „musimy się jeszcze dużo nauczyć”. Czasami jednocześnie poucza mnie i syna – mówi, że mamy siedzieć prosto przy stole, choć synek ma dopiero trzy lata. Ojciec mniej rzeczy komentuje, ale na pomysł wakacji z dzieckiem i mężem w Bułgarii parsknął śmiechem, mówiąc, że nie wiemy, na co się piszemy i takie małe dziecko na pewno zachoruje na wyjeździe. Rodzice traktują mnie nie jak matkę, ale jak siostrę mojego syna. Jestem dorosła i radzę sobie w życiu, ale przy nich czuję, jakbym znowu miała szesnaście lat.
Sprawdzian z separacji
Młoda matka wciąż jest córką swoich rodziców – i potrzebuje być przez nich zauważona, doceniona i kochana nie tylko jako ta, która dała im rozkosznego wnuka, ale jako ich dziecko, owoc ich miłości. Jest już jednak córką, która dojrzała (przynajmniej z założenia) do decydowania o swojej rodzinie. Co więcej, stawanie się rodzicem stanowi weryfikację naszej dorosłości. O ile dziewiętnasto- czy dwudziestolatek, choć według prawa jest pełnoletni, w naszej kulturze ma jeszcze prawo zachowywać się infantylnie i lekkomyślnie, o tyle bycie matką czy ojcem wymaga od nas wzięcia odpowiedzialności za życie i bezpieczeństwo drugiego człowieka. Macierzyństwo i ojcostwo uświadamiają nam, na ile jesteśmy samodzielni finansowo, zawodowo i społecznie, a z drugiej strony – na ile udało nam się odseparować od własnej rodziny pochodzenia. Nie chcę bynajmniej sprowadzać rodzicielstwa do egzaminu – nie istnieje żaden test, który trzeba zaliczyć, aby otrzymać patent „dobrej matki”. Jednak chwile, w których trzymamy na rękach własne dziecko, które kochamy, ale które jednocześnie wymaga długiej i momentami frustrującej opieki, mogą pomóc nam odkryć to, gdzie mamy jeszcze niezagojone rany z własnego dzieciństwa, w jakich stosunkach jesteśmy z własnymi przodkami i jakie mity rodzinne zinternalizowaliśmy. Czasami kobiety, które podczas terapii czy szkoleń zgłaszają, że swoje własne matki trzymają na dystans, kiedy same zostają matkami, nie potrafią wyznaczyć tym matkom granic, gdy rodzicielki dają im nieproszone (i czasami absurdalne) porady dotyczące opieki nad maluchem. Inne młode matki z kolei dopiero wtedy, gdy patrzą na swoje dziecko spokojnie zasypiające w ich ramionach, zaczynają odczuwać tęsknotę (niekiedy przybierającą postać rozpaczy) za kojącym matczynym dotykiem, którego same wcześnie zostały pozbawione – i którego brak dopiero teraz może być opłakany jako bolesna strata. Start w macierzyństwo może być jednocześnie startem pracy nad sobą, nauki asertywności i budowania dorosłych relacji z naszymi przodkami, a także – jeśli samodzielne starania nie wystarczają – motywacją do podjęcia własnej terapii. Trudno jest być matką dla swojego dziecka, partnerką dla męża i córką dla rodziców, jeśli na którejś z relacyjnych linii pojawiają się poważne zakłócenia.
---
Na szczęście wiele rodzin posiada liczne zasoby, które pozwalają nie tylko na opiekę nad dzieckiem, ale także na przyjęcie i otoczenie nienachalną troską kobiety w jej nowej roli. A wiele kobiet – także tych samodzielnych, sprawczych i zaradnych życiowo – posiada dość odwagi, by przyznać, że one również, a nie tylko ich dzieci, potrzebują czasami usłyszeć: „córeczko, jesteś wspaniała” i wtulić się w ramiona kogoś, kto je rozumie i kocha.