Jeśli wypada dzisiaj mówić o posłuszeństwie, to zazwyczaj tam, gdzie istnieje nieunikniona zależność. Jesteśmy gotowi uznać, że ma ono swoje zastosowanie na przykład w zakładzie pracy, gdzie ostatecznie ktoś musi decydować za innych, aby nie powstawał chaos. Przyjmuje się też, że dzieci powinny być posłuszne rodzicom, jednak często tylko na poziomie podstawowym, aby np. chronić dziecko przed bezmyślnym dotykaniem gorącego pieca i sparzeniem palca. Coraz częściej słychać głosy krytyki wobec posłuszeństwa „przesadnego” – tych, którzy obawiają się, że rodzice będą stawiać zbyt wiele ograniczeń w swobodnym rozwoju dziecka, wynikających z wychowania go według chrześcijańskich zasad życia moralnego.
Posłuszeństwo a wolność sumienia
Wobec kogo w takim razie miałby pozostać posłuszny człowiek dorosły? Czy sam nie może rozeznać, co jest dla niego dobre, a co złe? Czy uznanie autorytetu Kościoła nie wiąże się wprost z powrotem do dzieciństwa, w którym to inny, a nie ja sam, decyduje o tym, co mogę, a czego nie mogę robić? W kontekście tych pytań zasadne jest, aby zastanowić się, na ile słowo „posłuszeństwo” w Kościele zachowało swoją aktualność. A może dotyczy jedynie osób zakonnych i księży, którzy ślubowali bezpośrednie posłuszeństwo biskupowi i swoim przełożonym? Jak ma się do tego posłuszeństwo osób świeckich? Czy naprawdę nie można pozostawić ludziom swobody decydowania o swoim życiu, a sprawy religii oddzielić od moralności? Czy nie wystarczy wierzyć w Boga, a etykę ograniczyć do zdrowego rozsądku?
Dobrze rozumiane posłuszeństwo wcale nie musi być ograniczeniem wolności człowieka. Wręcz przeciwnie, gwarantuje zachowanie pewnej wrażliwości na jego niepowtarzalność, chroniąc go jednocześnie przed uleganiem pokusie życia w banalnej dowolności robienia czegokolwiek.
Autorem, który bardzo często odwoływał się do słowa „posłuszeństwo” był bł. John Henry Newman. Paradoksalnie z podobną częstotliwością mówił także o wolności sumienia. Pytanie, jakie sobie postawił angielski kardynał, odnosiło się do sposobu życia, w którym człowiek mógłby w wolności decydować o samym sobie, ale jednocześnie nie czułby się podporządkowany i ograniczony przez narzucone mu normy moralne. Warto posłuchać jego teologicznej lekcji życia, ponieważ jest on jednym z nielicznych pisarzy chrześcijańskich, którym tak umiejętnie udało się uzasadnić wewnętrzną łączność wspomnianych wymiarów życia człowieka: posłuszeństwa normom moralnym, wolności sumienia i wychowania religijnego.
Dwie drogi poznania Boga i Jego woli
Według kard. Newmana Bóg objawia się człowiekowi na dwa podstawowe sposoby. Pierwszym jest Objawienie pisane wielką literą i oznacza Boga, który mówi do człowieka przez Pismo Święte i tradycję Kościoła. Pisane małą literą jest natomiast objawieniem, które dokonuje się za pomocą głosu sumienia. Istnieją więc dwie zasadnicze drogi, za pomocą których człowiek może poznać Boga i Jego wolę: nauka Kościoła i głos własnego sumienia. Wielu powiedziałoby w tym momencie, że jeśli tak się sprawy mają, to nie trzeba wierzyć w Boga i słuchać Jego słowa, aby być dobrym i porządnym człowiekiem. Poznanie woli Boga, a więc tego, co dla człowieka jest naprawdę dobre – twierdzą ci sami – nie wymaga nauki katechizmu. Trzeba jednak pamiętać bardzo podstawową prawdę, która wynika z naszego codziennego doświadczenia. Sumienie może błądzić. Wynika to z grzechu pierworodnego, który zaciemnił w nas poznanie Boga. Natura ludzka wolna od zła miała zupełną łatwość w odkrywaniu obecności Boga i podążania drogami, po których On chciał prowadzić ludzi. Od momentu grzechu pierwszych rodziców nie mamy jednak tej zdolności bezpośredniego i pełnego poznania Boga oraz prawdy o tym, kim jesteśmy. Toczy się w nas nieustanna walka duchowa między tym, co dobre i prawdziwe, a tym, co fałszywie podpowiada nam skażona natura ludzka i szatan. Zbyt optymistycznie byłoby więc myśleć, że człowiek sam z siebie będzie w stanie zasłuchać się w głos sumienia i żyć według jego nakazów. Potrzebna jest mu droga oczyszczenia tego poznania, które zakłócił grzech. Inaczej mówiąc, potrzebuje stopniowego wprowadzania go w świat wartości, który będzie odkrywał jako swoją wewnętrzną przestrzeń wolności.
Sumienie przeniknięte nauką Kościoła
Stąd Newman podkreślał, że dopiero wtedy, kiedy sumienie przeniknięte jest nauką Kościoła, można powiedzieć, że człowiek poznaje pełną prawdę o Bogu i Jego woli. Bez zewnętrznego światła, które zagwarantuje mu bardziej jasne rozpoznanie dobra i zła, tego co prawdziwe i fałszywe, człowiek pozbawiony jest możliwości decydowania w pełni o sobie. Może błądzić po omacku, przeczuwając jedynie pewne zasady moralne i żyjąc wyrzutami wobec tych, które zdążył już złamać. Ten natomiast, kto z wrażliwym sumieniem słucha słowa Bożego nauczanego w Kościele, nie tylko uczy się pewnych treści katechizmu i potrafi je powtórzyć, ale sercem i umysłem przekonuje się, że owe treści są prawdziwe i warto według nich żyć. Człowiek o wrażliwym sumieniu wsłuchuje się w naukę Kościoła i za jej pomocą zostaje wewnętrznie pociągnięty ku Bogu. Dlatego też, dodaje błogosławiony kardynał, sumienie czyni naukę Kościoła wiarygodną drogą życia.
Nie ma więc sprzeczności między wolnością człowieka, który pragnie poznać prawdę osobiście, a nie tylko dostosować się do tego, czego ktoś go nauczył. Tę wolność gwarantuje mu sumienie. W nim Bóg bezpośrednio pociąga go ku temu, co dobre i prawdziwe. Człowiek prawego sumienia potrafi także głęboko w sercu odczytać prawdziwość Ewangelii Chrystusa i nie musi przymuszać się do tego, aby uznać ją za prawdziwą i wartą życiowego zaangażowania. Uznaje wprost, że to, co Bóg mu podpowiada za pomocą Kościoła, naprawdę jest dla niego dobre. Tak więc sumienie, uwrażliwione i zainspirowane przez naukę Kościoła, prowadzi go do moralnej odnowy, czyli odbudowania w nim zniszczonego przez grzech obrazu i podobieństwa Boga.
Zupełnie uzasadnione wydaje się więc to, co papież Pius XII w encyklice Humani generis i następnie Sobór Watykański II w Konstytucji dogmatycznej o Kościele zapisali o tzw. sincera adesione, czyli o potrzebie szczerej uległości chrześcijanina wobec nauki Kościoła. Słowo szczerość nie jest tu dodatkiem, ale wskazaniem na wrażliwość sumienia. Tylko bowiem otwarte sumienie może szczerze chcieć ulegać wobec pasterskich wskazań Kościoła, nawet wtedy, gdy w człowieku wierzącym rodzą się jakieś trudności. Tylko sumienie może bowiem ostatecznie przekonać człowieka, że Bóg nie odbiera mu wolności w Kościele, ale w jego wnętrzu mówi do niego tym samym głosem, które płynie z nauczania Kościoła.