Zamach na redakcję tygodnika „Charlie Hebdo” na nowo rozbudził falę nastrojów antyimigranckich w Europie, które wspierają liderzy skrajnej prawicy, jak Marine Le Pen z francuskiego Frontu Narodowego. W tym samym czasie w wielu niemieckich miastach Pegida (Europejscy Patrioci przeciwko Islamizacji Zachodu) organizowała demonstracje przeciwko muzułmańskim przybyszom, które zyskały naśladowców w Danii, Norwegii, Hiszpanii i Belgii. Te dwa wydarzenia wpisują się w szerszą falę wzrostu popularności ugrupowań nacjonalistycznych, eurosceptycznych i radykalnie prawicowych, którą można było zauważyć w czasie zeszłorocznych wyborów do Parlamentu Europejskiego. W Wielkiej Brytanii, Francji i Danii eurosceptyczne partie skrajnej prawicy uzyskały najwięcej głosów, zaś w kolejnych sześciu państwach osiągnęły również niezłe wyniki, nierzadko w okolicach 10 proc. W ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych w Szwecji i na Węgrzech wysokie poparcie uzyskały ugrupowania radykalne: Szwedzcy Demokraci i Jobbik. Czy zatem Europa stoi w obliczu nowej fali nacjonalizmu?
Winny kryzys
Jedną z przyczyn aktywizacji ruchów skrajnie prawicowych był krach ekonomiczny. Wzorcowym przykładem jest tutaj Grecja, gdzie siła neofaszystowskiej i nacjonalistycznej organizacji Złoty Świt wzrosła właśnie w czasie, gdy państwo to borykało się z trudnościami finansowymi i drastycznymi cięciami finansowymi. Ugrupowanie zyskało blisko 7 proc. głosów w wyborach z 2012 i 2014 r., a jej popularności nie przyćmiły nawet próby delegalizacji i zabójstwo lewicowego działacza Palosa Fissasa. Partia zasłynęła głównie demonstracjami antyimigranckimi, upamiętnianiem historycznych rocznic i kontrowersyjnymi wypowiedziami liderów. Jej liderzy zwracają się przeciwko rządzącym, których obwiniają za katastrofę finansową, wykorzystują również wciąż żywe nastroje antyislamskie. Działania te wpisywały się w kampanię przed wyborami parlamentarnymi 25 stycznia, w których Złoty Świt uzyskał ponad 6 proc. głosów, stając się trzecim ugrupowaniem w parlamencie. Poprawa koniunktury w Europie może przyczynić się do spadku tak radykalnych nastrojów, ale w przypadku głębokiej zapaści i wciąż niepewnej sytuacji na rynkach może zająć to więcej czasu, niż się wcześniej spodziewano.
Czynnikiem, który obecnie aktywizuje prawicowych radykałów, jest wspomniana wcześniej niechęć wobec muzułmańskich imigrantów po zamachach w Paryżu. Antyislamskie nastroje rozpowszechniły się nie tylko we Francji, ale także w Wielkiej Brytanii i Niemczech. W Belgii i Holandii partie skrajnej prawicy domagały się zakazu noszenia islamskich chust. W Dreźnie 12 stycznia w demonstracji zorganizowanej przez Pegidę wzięło udział 25 tys. osób, choć jeszcze miesiąc wcześniej liczba uczestników nie przekraczała 18 tys. Tej samej nocy zabity został 20-letni erytrejski student, co uznano za przejaw wzrostu nastrojów rasistowskich w Niemczech. We Francji zamach spowodował zwiększenie popularności Frontu Narodowego, szczególnie wśród ludzi młodych. Marine Le Pen pobudzała tę popularność ostrymi wypowiedziami dotyczącymi islamu i przywrócenia kary śmierci. Pojawiły się nawet zarzuty pod adresem… zachodnich służb, które mogłyby odpowiadać za zamach. Według sondaży przywódczyni francuskich nacjonalistów jest jedną z poważniejszych kandydatek do objęcia urzędu prezydenta w 2017 r., zaś Front Narodowy stara się też przekonać wyborców socjalnymi hasłami przed tegorocznymi wyborami regionalnymi.
Wydarzenia we Francji odbiły się szerokim echem także w innych państwach. Przeciwko polityce wielokulturowości i obecności islamu w Europie wypowiadali się m.in. lider holenderskiej Partii Wolności Geert Wilders (wzywał do deislamizacji Europy), przewodniczący Duńskiej Partii Ludowej Kristian Thulesen Dahl, Alexander Gauland z eurosceptycznej Alternatywy dla Niemiec czy też Nigel Farage, znany eurodeputowany z Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) (określił muzułmanów jako piątą kolumnę). Podobne głosy dało się słyszeć także wśród liderów niewielkich skrajnie prawicowych partii z Hiszpanii i Czech. W kilku miejscach w całej Europie doszło do ataków na meczety.
„Nie” dla Zlatana
Antyimigranckie nastroje stały również za sukcesem Szwedzkich Demokratów (SD), trzeciej siły w szwedzkim parlamencie. W słynącej z tolerancji Szwecji lider SD Björn Söder wywołał duże zdziwienie swoją grudniową wypowiedzią, gloryfikującą antysemityzm i uznającą Żydów za niezdolnych do asymilacji. Namawiał również imigrantów do wyjazdu. Wykluczył ponadto z narodu szwedzkiego Lapończyków oraz Kurdów, a wcześniej także najskuteczniejszego napastnika szwedzkiej reprezentacji, urodzonego w Malmö Zlatana Ibrahimovicia. Z powodu swojego radykalizmu partia jest izolowana w szwedzkim parlamencie. Gdy mniejszościowy socjaldemokratyczny rząd nie uzyskał absolutorium, sześć partii z obu stron sceny politycznej porozumiało się w sprawie poparcia dla gabinetu, aby nie dopuścić do wyborów w marcu, bowiem sondaże wskazywały na wzrost popularności Szwedzkich Demokratów. Takie poparcie dla radykalnej czy też populistycznej prawicy jest widoczne także w innych państwach skandynawskich: Duńska Partia Ludowa, Partia Postępu w Norwegii czy Prawdziwi Finowie są również trzecimi siłami w parlamentach. Niewątpliwie nastroje antyimigranckie i antyislamskie będą dominującym elementem retoryki skrajnej prawicy, szczególnie w tych państwach, w których odbędą się wybory i przyczynią się do wzrostu popularności radykalnych ugrupowań.
Ciekawym wyjątkiem od tej reguły jest Wielka Brytania – według raportu Hope Not Hate brytyjska skrajna prawica (np. Brytyjska Partia Narodowa czy Angielska Liga Obrony) są najsłabsze od 20 lat i nawet ataki na redakcję „Charlie Hebdo” nie pomogły ich notowaniom. Natomiast rośnie liczba wystąpień antysemickich, a blisko 300-tysięczna społeczność żydowska w sondażach wykazuje coraz większy lęk o swoje bezpieczeństwo. Antysemityzm (połączony nierzadko z propalestyńskością) wykazują niektóre partie nacjonalistyczne, jak np. węgierski Jobbik czy włoska Forza Nova. Obiektem ataków w Europie Środkowej są natomiast często Romowie (Słowacja, Czechy, Węgry), natomiast ukraiński nacjonalizm, rozkwitły po wydarzeniach na Majdanie, ma wydźwięk zdecydowanie antyrosyjski.
Weto niezadowolonych
Czynnikiem, który stał za sukcesem partii radykalnej prawicy w wyborach europejskich w 2014 r., był sprzeciw wobec samej Unii. Kryzys w strefie euro, konieczność oszczędności z jednej strony, z drugiej zaś przypływ emigrantów z nowych krajów członkowskich zbudował popularność zarówno antyeuropejskiej i populistycznej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, jak i neofaszystowskiego Złotego Świtu. Niechęć do Unii Europejskiej, a także globalizacji i międzynarodowych instytucji finansowych deklarował też Jobbik. Negatywny stosunek do UE łączy niemal wszystkie ugrupowania nacjonalistyczne, neofaszystowskie czy populistyczne, zwracające uwagę na pierwszeństwo narodowego interesu, nawet w powiązaniu ze swoistym egoizmem. Ich obecność jest wyrazem zwątpienia w funkcjonowanie UE, która w obliczu kryzysu na Ukrainie szczególnie potrzebuje spójności i sprawności w działaniu.
Skrajna prawica jest dziś w Europie wyrazem protestu przeciwko status quo w życiu politycznym, społecznym i gospodarczym. Katalizatorem jej poparcia był kryzys ekonomiczny, który pociągnął za sobą niestabilność rządów, spadek zaufania do UE i rewizję wielu poglądów na życie społeczne. Popularność radykałów wynika z oferowanych przez nich prostych, szybkich i zdecydowanych rozwiązań, które mają usunąć wszelkie nieprawidłowości i przywrócić utracony dobrobyt i stabilizację. Ich wybór to też swoiste weto dla dotychczasowych elit rządzących, uznawanych za nieskuteczne, nierealizujące narodowego interesu i dalekie od potrzeb obywateli. Popularność nacjonalistów, eurosceptyków czy prawicowych populistów może świadczyć o radykalizacji nastrojów, ale także o dużej potrzebie zmian. Zapewne w roku 2015, wyborczym dla wielu państw Europy, ten krzyk protestu będzie bardzo głośny. Czy zostanie usłyszany?