Witam się z panią Teresą, panem Andrzejem i małym Bartusiem, wnuczkiem, który właśnie przebywa u babci i dziadka. Kiedy pani domu przyrządza herbatę, pan Andrzej opowiada wesoło, jak to wrócił właśnie z siłowni, na której pierwszy raz był wraz z zięciem. – I teraz jestem padnięty – śmieje się. – Ale dobrze. Trzeba coś ze sobą robić.
Rozmowę rozpoczynam od bardzo konkretnego pytania o miejsce Pana Boga w ich życiu. Jestem przekonana, że odpowiedź poprzedzi chwila milczenia, tymczasem oni mówią bez wahania, że Bóg jest z nimi na co dzień i że tę Jego obecność naprawdę czują. A są jej jeszcze bardziej świadomi, odkąd wstąpili do Domowego Kościoła, bo ta wspólnota otworzyła im oczy na wiele spraw i pozwoliła poznać Pana Boga z innej strony.
Bóg nam pobłogosławił
Ważnym wydarzeniem w ostatnim czasie, o którym oboje wspominają, były rekolekcje dotyczące finansów. Tam po raz kolejny uświadomili sobie, że to Pan Bóg jest darczyńcą wszelkiego dobra, a więc także finansowego, zatem to On jest właścicielem ich pieniędzy –oni tylko nimi zarządzają, a powinni to robić w taki sposób, aby tym właśnie służyć innym ludziom.
I tak chyba w ich życiu jest, bowiem o państwu Bobulach już wcześniej słyszałam wiele dobrych i ciepłych słów od osób, które doświadczyły ich pomocy i życzliwości. – Pan Bóg pobłogosławił nam na tyle, że żyjemy w dostatku i dlatego staramy się tym dzielić z kim tylko możemy – mówią. Pomagają z potrzeby serca na wiele sposobów. Na przykład? Przez kilka lat współorganizowali w Skawinie imprezę Okażmy Dzieciom Serce. Były to rozgrywki piłki siatkowej księży, nauczycieli i radnych. Towarzyszyły im licytacje i zbiórki pieniędzy, które w całości przeznaczali na potrzeby najbiedniejszych rodzin w okolicy. – Chodziliśmy potem do konkretnych ludzi z konkretną pomocą. Pamiętam, że widok tej biedy był dla mnie wstrząsający – opowiada pani Teresa – w jednym mieszkaniu żyła rodzina z dziesięciorgiem dzieci, ale było ono tak małe, że abyśmy mogli wejść do środka, wszystkie dzieci musiały je opuścić. Pamiętam, że po takim dniu nie mogłam spać całą noc.
Takie wydarzenia mobilizowały ich do działania, ale w międzyczasie na meczach zaczęło pojawiać się coraz mniej ludzi i zmieniło się prawo, tak że nie można już było zebranych pieniędzy po prostu komuś dać i to dzieło z czasem wygasło. Nie spowodowało to jednak, że Bobulowie przestali angażować się na rzecz innych osób.
Cała szuflada
Pan Andrzej został radnym i całą dietę przeznaczał na pomoc potrzebującym. – Wspierałem szkoły, finansując na przykład obiady dla dzieci lub nagrody w konkursach. Teraz kiedy nie jestem już radnym, dalej to robię – mówi z uśmiechem. I opowiada, jak to dwa dni temu został zaproszony przez jedną ze szkół na jasełka i jak bardzo go cieszy, że o nim pamiętają i chcą zapraszać – chętnie znajduje czas, by pojawiać się na takich uroczystościach.
Od lat także regularnie wspierają misje. – Nie potrzebujesz może jakiegoś kalendarza – pyta wesoło pani Teresa – bo mamy ich całą szufladę! Wiemy, że one są przysyłane w ramach wdzięczności jako cegiełki i podziękowanie za pomoc, ale nam aż tylu nie trzeba – śmieją się.
13 litrów zupy
Dlaczego to robią? – z potrzeby serca. Wspaniałe jest móc komuś pomóc i widzieć radość w oczach ludzi, dla których jest to ważne. Patrzenie na ludzką radość jest naszą radością – tłumaczą. Poza tym mówią, że dobro którym się dzielą, wraca do nich, choćby w postaci otwierającej się nowej możliwości zarobku, a potem nowych możliwości pomocy. – Wokół nas jest tak dużo biedy. Gdyby każdy kto ma, zechciał małą cząstką tego podzielić się z tym, kto nie ma, świat wyglądałby inaczej – zamyśla się pan Andrzej.
Tej szczodrości i gotowości do służenia i poświęceń nie mają znikąd. Pani Teresa wspomina swego tatę, który codziennie rano wstawał o godz. 5.00 tylko po to, żeby mogła napić się ciepłej herbaty przed wyjściem do szkoły. Dziś pani Teresa gotuje 13 litrów zupy, którą dzieli się z dziećmi i ich rodzinami. Bo skoro już gotuje, to dlaczego nie więcej?
Żyć tylko z sobą na nowo
W 15. roku małżeństwa wstąpili do Domowego Kościoła. Zgodnie twierdzą, że na początku oboje byli nastawieni dość sceptycznie. Zachęcił ich ksiądz po kolędzie i się zgodzili, choć wydawało im się to nieco dziwne, że małżeństwa spotykają się w domach w jakiś grupach i coś tam robią… – Byliśmy trudnym materiałem szczególnie dla tych, którzy wprowadzali nas w kręgi Domowego Kościoła. O wszystko pytaliśmy, byliśmy dociekliwi. Dziś mamy wielki szacunek i wdzięczność wobec małżeństw, które towarzyszyły nam na początku drogi w tej wspólnocie. W Domowym Kościele trwamy do dziś, czyli dokładnie 22 lata, i staramy się sami służyć innym i dzielić swoim doświadczeniem. Tym bardziej że mamy świadomość, jak przez tę wspólnotę Pan Bóg zmieniał nas i nasze małżeństwo – opowiadają. Dziś wszystkie niesnaski załatwiają na spokojnie, praktykują i cenią dialog małżeński, wiedzą, że mogą na siebie liczyć. – Od jakiegoś czasu uczymy się także na nowo żyć sami ze sobą – dodają. Dotąd bowiem mieszkali z synem i jego rodziną, ale odkąd młodzi wyprowadzili się, zostali sami i trudno im się przyzwyczaić.
Trzy zdrowaśki
Pani Teresa jest jubilerem i prowadzi prywatną pracownię oraz sklepik jubilerski. W pracy słuchają katolickiego radia eM, w którym o godz. 15.00 nadawana jest Koronka do Miłosierdzia Bożego. – Kiedyś przyszła do sklepu kobieta, która kiedy usłyszała modlitwę, oburzona zapytała, czy my tu Radia Maryja słuchamy? A ja odpowiedziałam jej spokojnie, że nie, ponieważ ono nie odbiera, a to jest radio eM, również katolickie. Nic nie odpowiedziała – śmieje się pani Teresa. I okazuje się, że w takim miejscu jak sklep jubilerski też można dawać świadectwo życia z Panem Bogiem. – Kiedy ktoś przychodzi do mnie z drobną naprawą, którą jestem w stanie zrobić na miejscu, i pyta, ile płaci, odpowiadam zwykle, że proszę o trzy zdrowaśki – mówi pani Teresa. A potem obserwuje zdziwienie na twarzach tych ludzi. Kiedy ktoś przychodzi wybrać prezent i mówi, że krzyża nie, bo krzyża się ludziom nie kupuje, pani Teresa pyta jak to, skoro nasza wiara zaczyna się od krzyża… Czasem przychodzi także ktoś po łańcuszki dla dzieci z pogotowia czy innych placówek i zdarza się, że dostaje je za darmo. – Zawsze mówię, że jeśli dziecko potrzebuje i uszanuje ten święty znak, niech mu służy.
Więcej, niż prosiliśmy
Bo państwo Bobulowie wierzą w Opatrzność i moc modlitwy, której doświadczyli wiele już razy, a która jest ważnym punktem każdego dnia. – Czujemy obecność i błogosławieństwo Boga w naszym życiu. Każdego dnia dziękujemy Mu za to, co mamy i że możemy się tym dzielić. I chcemy to robić dalej, dlatego o taką możliwość prosimy. Wiele spraw udało nam się wymodlić, często otrzymując nawet więcej niż prosiliśmy – opowiadają.
Jędrek-męderek
A gdzie się poznali? – w szkole. Początkowo nie zwracali na siebie uwagi. Pani Teresa mówi nawet, że wtedy obecny mąż ją nieco drażnił. – To był taki Jędrek-mędrek – mówi. Pan Andrzej nie zaprzecza i wszyscy wybuchamy śmiechem. Po jakimś czasie spotkali się na andrzejkach i tak się zaczęło. – Wtedy Teresa spodobała mi się i pobraliśmy się.
Pozostając w atmosferze tych radosnych wspomnień, pytam, czego mogę im życzyć na dziś? – Zdrowia. Żebyśmy mogli dalej pracować i dalej pomagać innym. Nigdy nie odmawiamy pomocy, kiedy ktoś o nią prosi. A jak nie prosi, a zauważymy, że potrzebuje, to też pomagamy! A Panu Bogu dziękujemy, że w Jego imieniu możemy to robić.