Logo Przewdonik Katolicki

„Agent Watykanu”

o. Stanisław Tasiemski OP
O. Akvinas Juraj Gabura / fot. Lukas Tomko

17 stycznia w dominikańskim klasztorze w Zwoleniu na Słowacji setną rocznicę urodzin obchodził o. Akvinas Juraj Gabura. Jego hartowi ducha słowaccy dominikanie zawdzięczają przetrwanie 40-letniego prześladowania komunistycznego.

Juraj Gabura urodził się 17 stycznia 1915 r. na Orawie. Pięć lat później rodzina przeniosła się do Bratysławy. Tam jego gimnazjalnym kolegą był wieloletni przywódca partii komunistycznej, a w latach 1975-1989 prezydent Czechosłowacji, Gustáv Husák.
 
Zakonnik, redaktor, misjonarz
Juraj poszedł zupełnie inną drogą. Po ukończeniu matury zgłosił się do dominikanów w Ołomuńcu i tam w 1933 r. przyjął habit oraz otrzymał imię Akvuinas-Maria, złożył śluby zakonne, a w 1939 r. został kapłanem. Po ukończeniu studiów pracował jako duszpasterz, poświęcił się misjom ludowym, organizował pielgrzymki, głosił rekolekcje, wykłady dla młodzieży i inteligencji. Od 1941 r. pracował też jako redaktor adresowanego do inteligencji czasopisma „Smer” (kierunek) Mogło się ono ukazywać jedynie do 1948 r., gdy w lutym pełnię władzy objęli komuniści. W 1949 r. został przełożonym domu w Koszycach. W przeddzień likwidacji  zakonów i uwięzienia 740 zakonników, 13 kwietnia 1950 r. był u rodziny w Bratysławie. Miał stamtąd wyruszyć na pracę misyjną. Dzięki temu uniknął internowania. Po drodze dowiadywał się o aresztowaniu kolejnych zakonników. Mimo to, nie zdając sobie do końca sprawy z zagrożeń, nie zdjął habitu. Kiedy w Trenczynie przechodził obok grupy bezpieczniaków, doszły do niego słowa: „Ten nam chyba nie umknie”. Dotarł do zakonnic, gdzie potwierdziły się najgorsze przeczucia, że jest ścigany. Wtedy za radą znajomych zaczął się ukrywać.
 
Ścigany i uwięziony
Często musiał zmieniać miejsce pobytu, ale najdłużej przebywał w stronach rodzinnych. Pomimo, że sam był stale zagrożony, o. Akvinas nie zaniechał tajnej działalności duszpasterskiej. Pod koniec maja 1952 r. wyspowiadał trzech członków konspiracyjnej organizacji antykomunistycznej „Biała Legia”. Prosił, żeby nic nikomu nie mówili, a jednak bezpieka się dowiedziała. Aresztowano ludzi, którzy udzieli mu schronienia. Postanowił w związku z tym sam zgłosić się na milicję. 22 listopada 1952 r. został skazany na dożywocie „za to, że od kwietnia 1950 do września 1952 roku (...) tajnie wypełniając posługę duszpasterską według dywersyjnych i wrogich instrukcji Watykanu (...) współdziałał ze zdradziecką wyższą hierarchią kościelną i osobami działającymi antypaństwowo i usiłował obalić zapewniony przez konstytucję ustrój demokracji ludowej”. Z sześciu skazanych w procesie pokazowym otrzymał najsroższą karę. Nie ukrywano, że udzielenie pociechy duchowej wrogom reżimu rozsierdziło władze. Wyrok odsiadywał w najsurowszych więzieniach, gdzie spotkał m. in. późniejszego kard. Szczepana Trochtę. Za kratami tajnie sprawował sakramenty. Kiedy rzecz się wydała, poddawany był dodatkowym represjom. W 1955 r. karę dożywocia zamieniono na 25 lat. W maju 1960 r. nieoczekiwanie, mimo że o to nie prosił, został objęty amnestią, pewnie dlatego, że obronił przed pobiciem przez więźniów agenta bezpieki, uwięzionego z kolei w ramach walk różnych komunistycznych frakcji. Czynił to motywowany jedynie wiarą. Powrócił do domu rodzinnego w Bratysławie – bo klasztorów nie było.
 
Tajny duszpasterz
Dzięki pomocy swego zakonnego współbrata o. Akvinas został zatrudniony w przedsiębiorstwie budowlanym jako pomocnik murarza, a następnie magazynier. Pracował tam aż do 1975 r. kiedy przeszedł na emeryturę. Pozostałą część dnia poświęcał tajnej działalności apostolskiej. Po pracy, około 16.00 wracał na chwilę do domu, a później wyruszał na umówione spotkania w mieszkaniach rozsianych po całej słowackiej stolicy. Późno wieczorem wracał do siebie. Z czasem próśb o odwiedziny przybywało. W ich trakcie cierpliwie przygotowywał na przyjęcie sakramentów, tym bardziej że na podstawie specjalnych uprawnień, uzyskanych w Watykanie przy pomocy ówczesnego przełożonego prowincji polskiej, o. Michała Mroczkowskiego, miał też m. in. prawo udzielania bierzmowania. O. Akvinas zwracał szczególną uwagę na pogłębianie życia duchowego poszczególnych osób i wspólnot, co owocowało odnowieniem życia zakonnego, a także powstawaniem wspólnot trzeciego zakonu, czy bractw różańcowych. Od 1975 r. był wikariuszem prowincjała na Słowację i miał prawo przyjmowania do zakonu czy przedstawiania kandydatów do święceń kapłańskich, których tajnie udzielał w latach 80. obecny kard. Jan Chryzostom Korec SJ.
 
Po „aksamitnej rewolucji”, jako wikariusz ówczesnego przełożonego prowincji Czechosłowackiej, założył klasztor w Bratysławie i odzyskał dawny w Koszycach, zajmowany przez szkołę muzyczną. Nadal prowadził intensywną pracę apostolską, publicystyczną, a z biegiem czasu coraz bardziej koncentrował się na posłudze w konfesjonale. Dzięki niemu na Słowacji istnieje dziś samodzielna prowincja zakonna z 58 braćmi. Żywy jest również laikat dominikański.
 
„Gdybym urodził się jeszcze raz i byłoby mi dane decydować, to szedłbym tą samą drogą raz jeszcze, nawet z tymi cierpieniami. To niezasłużony Boży dar, tak to stale pojmuję” - tak mówił o sobie o. Akvinas. Często powraca do szczególnie ukochanego tematu - doświadczenia Bożej Opatrzności. Jej zawdzięcza życie, uwolnienie z więzienia, fakt, że pomimo śledzenia przez komunistyczną bezpiekę mógł odnowić życie zakonne i przeprowadzić swoich braci przez trudne czasy.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki