Przejrzystość komunikacji z dziećmi ma swoje wady i zalety. Podstawowa wada to odsłanianie się. Wiele osób ma wrażenie, że wystawia się tym samym na manipulacje oraz naraża swój rodzicielski autorytet na szwank. Rozwiązaniem idealnym byłoby żyć tak, by nigdy nie musieć się wstydzić niczego, co zrobimy czy powiemy. Jesteśmy jednak ludźmi i każdemu z nas zdarzają się wpadki. Jednak brak szczerości i otwartości ma więcej wad niż zalet.
Przykład: historia z życia wzięta. Marta zobaczyła przypadkiem, że w trakcie zabawy jej syn Janek uszkodził lampę. Chłopiec szybko ustawił ją tak, by nie było widać szkody. Ponieważ Marta nie lubi wchodzić w konfrontacje, postanowiła nie ingerować, tylko opowiedzieć o wszystkim mężowi. W rezultacie Janek został przez ojca ukarany. Następnego dnia w tajemniczych okolicznościach zostały zalane sokiem książki jego siostry. Przeprowadzone przez ojca śledztwo ujawniło, że Janek był przekonany, iż to siostra na niego doniosła i zemścił się. Historia ta pokazuje przykład typowej sytuacji – gdy ktoś zamiast otwartej konfrontacji wciąga w konflikt osobę trzecią, a rezultatem jest skrzywdzenie osoby niewinnej, niemającej z problemem żadnego związku.
Komunikacja otwarta
Otwartość i uczciwość komunikacji jest zasadniczo najlepszym sposobem na życie. Lepiej żyć w prawdzie, nawet jeśli wymaga to przeprowadzenia trudnej rozmowy. Nie oznacza to oczywiście, że trzeba przeprowadzać konfrontację dotyczącą każdego drobiazgu, który nam się nie podoba. W wielu przypadkach najlepszym rozwiązaniem jest zignorowanie irytującego drobiazgu. „Rozważny człowiek nad gniewem panuje, a chwałą jego – zapomnienie uraz” (Prz 19, 11). Nie ma w gruncie rzeczy nic bardziej denerwującego niż osoba, która co chwilę mówi: „Musimy porozmawiać”. Natomiast rozmowa ta jest konieczna, gdy ktoś narusza istotne wartości, krzywdzi drugą osobę lub przekracza zasady. Otwarta komunikacja dotyczy nie tylko rozmowy o problemach, ale także uczuciach, potrzebach czy oczekiwaniach. Nieśmiałe dzieci (a także dorośli) mają z tym problem i potrzebują pomocy. Dlatego warto kierować się kilkoma wskazówkami dotyczącymi komunikacji z dziećmi.
Tata Janka po powrocie do domu zastał syna gorączkowo myjącego podłogę. Dom lśnił czystością, a chłopiec wyglądał na zdenerwowanego. Gdy tata spytał, co się dzieje, syn odpowiedział: „Nie wiem, dzwoniła mama, była zirytowana, nie wiem, co się stało, może chodzi o bałagan w domu, na wszelki wypadek sprzątam”.
Marta nigdy nie komunikuje swych oczekiwań, raczej rzuca aluzje, żali się na nadmiar pracy domowej i że nikt jej nie pomaga, oraz krytykuje niestarannie w jej ocenie wykonane prace. Uczy syna bardzo szkodliwego wzorca. Janek próbuje się domyślać oczekiwań mamy, ale nie wie, kiedy jakąś pracę wykonał dobrze, a kiedy źle. Poza tym uczy się niezdrowego wzorca komunikacji. O tym problemie mówi też Mark Gungor, znany amerykański doradca i mówca, podczas warsztatów Przez śmiech do lepszego małżeństwa. W ocenie Gungora wiele kobiet ma nierealistyczne wyobrażenie, że inni powinni domyślać się ich oczekiwań. Związane jest to z faktem, że jako kobiety potrafimy domyśleć się potrzeb innych ludzi na podstawie subtelnych komunikatów niewerbalnych. Jednak dlatego same musimy uczyć się wyrażania oczekiwań wprost.
Jasne granice i wymagania
Dziecko nie może prawidłowo rozwijać się w domu, w którym nie ma jasnych zasad. Niektórzy nawet zapisują te zasady, umieszczając je w widocznym miejscu. Niezależnie od rozwiązania, domownicy muszą zdawać sobie sprawę z obowiązujących zasad. Wykorzystujmy różne okazje do ich wprowadzania i przypominania. Dla przykładu: Marta wprowadziła zasadę: „Sprzątanie kończymy wyczyszczeniem miejsca pracy i narzędzi”. Gdy Janek zostawił wiadro z mopem pełne brudnej wody na korytarzu, mama spokojnie skorzystała z okazji: „Janku, co mówiłam, czym kończymy sprzątanie?”. „Sprzątnięciem miejsca pracy i narzędzi” – odpowiedział synek. „Co w takim razie robi tu to wiadro i mop?”. Zasady dotyczą z reguły granic samodzielności (np. godzina powrotu do domu, maksymalna kwota samodzielnych zakupów itp.) i relacji w domu (np. zakaz bicia się z rodzeństwem, przeklinania, nakaz wykonywania obowiązków domowych).
Poczucie bezpieczeństwa
Domownicy muszą mieć pozwolenie na komunikację wprost i nigdy nie powinni być karani za szczerość. Dzieci boją się złości rodziców, jeśli przyznają się np. do przekroczenia granic i wyobrażają sobie, że ta złość będzie znacznie większa niż w rzeczywistości. Mogą mieć też poczucie, że nie mają prawa do otwartego wyrażania swoich potrzeb czy emocji. Dlatego uniwersalną odpowiedzią na otwartą komunikację ze strony dziecka (nawet jeśli ma niewłaściwą formę) będzie spokojne wysłuchanie słów dziecka, wyrażenie zrozumienia dla jego uczuć, potrzeb, a potem odniesienie tego do zasad. Przykładowo: dziecko jest złe na zakaz oglądania bajki (kara za pobicie się z kolegą). Powiedz mu, że rozumiesz jego frustrację, rozumiesz jak bardzo lubi bajki, jednak ponieważ przekroczył zasadę zakazu bicia się, dziś bajki nie będzie.
Podobnie nie poddawaj się, jeśli widzisz, że dzieje się coś złego, a dziecko nie chce o tym powiedzieć. Czasem pomaga zachęta: „Wyglądasz na smutną, co się stało?” lub „Mówisz, że nic się nie stało, jednak wyglądasz na przygnębioną, po prostu posiedzę tu z tobą, aż mi powiesz co się dzieje”. Trzeba być przy tym bardzo ciepłym, łagodnym i cierpliwym, czasem pomaga, jeśli dziecko przytulimy.
Pomóc nam w tym może uczenie dzieci mówienia wprost o tym, co czują, czy coś im się podoba, czy nie, mówienia: „nie chcę tego robić”. Nie oznacza to, że na wszystko, co mówi dziecko, mamy się zgadzać, lecz że nie należy nigdy karać za otwartość w komunikacji.
Nie bądź osobą trzecią
„Mamo, a powiedz mu, żeby...” to jedna z częstszych pułapek, w które dajemy się złapać. Nie dajmy się wciągnąć w rolę mediatora (chyba że chodzi o sytuację zagrożenia bezpieczeństwa). Rodzeństwo powinno rozwiązywać konflikty między sobą. Tak samo nie dajmy się wciągać w konflikty między drugim z rodziców a dzieckiem. W przykładzie z początku artykułu ojciec Janka mógłby powiedzieć żonie: „Wiem, że nie lubisz konfrontacji, jednak powiedz Jankowi, co widziałaś i czego od niego w związku z tym oczekujesz. Będę z tobą, będę cię wspierał, ale załatw to osobiście”.
Zasada ta dotyczy też konsekwentnego wspierania współmałżonka w decyzjach. Jeśli np. ojciec stwierdził, że syn będzie musiał odkładać 50 proc. kieszonkowego na pokrycie kosztów nowego klosza, mama nie powinna dyskretnie uzupełniać synkowi kieszonkowego. Pomyślmy w perspektywie. Gdy syn dorośnie, pójdzie do pracy i coś zawali, nie będzie miał pod ręką kochanej mamy pocieszającej po konfrontacji z przełożonym. Może warto nauczyć go radzenia sobie z takimi sytuacjami zawczasu?
Popełniając błąd
Czasem, mimo szczerych chęci, zdarzy się nam błąd. Czy lepiej wtedy iść w zaparte i udawać, że nic się nie stało, czy mężnie przyjąć krytykę? Wydaje się, że warto dziecku dać przyzwolenie na wyrażenie krytyki. Pamiętając jednak, że tu także obowiązywać muszą zasady – kulturalnie, z szacunkiem, w cztery oczy. Na przykład w porządku byłoby powiedzenie mamie: „Uważam, że to nie fair, że nie porozmawiałaś ze mną o lampie tylko wciągnęłaś w to tatę”. Niedopuszczalne byłoby natomiast publiczne wyciągnięcie sprawy na imieninach cioci: „A mama doniosła na mnie tacie zamiast ze mną porozmawiać!”.
Autorytet rodzicielski bardziej podważa brak umiejętności przyznania się do błędu niż szczere „przepraszam”. Nie oznacza to z drugiej strony wylewnego przepraszania za każdy drobny błąd. W wielu przypadkach dziecko naszych drobnych potknięć nawet nie zauważa. Jednak w sytuacji, gdy dziecko samo zwróci na coś uwagę, warto powiedzieć: „Przepraszam, rzeczywiście popełniłem błąd”.