Logo Przewdonik Katolicki

Leczniczy seans

Renata Krzyszkowska
Kadr z filmu "Poradnik pozytywnego myślenia" / fot. materiały prasowe

Rozmowa z Anną Jędryczką Hamerą, psychologiem i psychoterapeutą, o terapeutycznej mocy filmów.

Słowo „filmoterapia” brzmi dość zagadkowo. Czy to znaczy, że w niektórych problemach zdrowotnych pomocy powinniśmy szukać w kinie zamiast w aptece?
– Niestety nie (śmiech). Filmoterapia należy do szeroko rozumianej arteterapii, czyli dziedziny psychoterapii, w której wykorzystuje się różne rodzaje sztuki do wspomagania rozwoju i leczenia. Mamy więc również m.in. muzykoterapię, choreoterapię, dramoterapię. Filmoterapia, którą ja uprawiam, to wspólne z pacjentami oglądanie wcześniej starannie wybranych filmów. Kiedyś w prawie każdym dużym szpitalu psychiatrycznym była sala kinowa. Filmy w nich pokazywane były jednak raczej instruktażowe. Na przykład o tym, jak sobie radzić z objawami różnych chorób psychicznych. To jednak niezupełnie było filmoterapią. Mówimy o niej, gdy film jest wykorzystany jako dziedzina sztuki.
 
Jakie filmy wykorzystuje Pani w swej pracy?
– Do filmoterapii można wykorzystać większość filmów. Każdy musi być jednak terapeucie dobrze znany, by mógł określić, co takiego w nim jest, co może okazać się pomocne pacjentom. Po projekcji zawsze musi być rozmowa o filmie.
 
Filmy powiedzmy kontrowersyjne też mogą działać terapeutycznie?
– Jak najbardziej. Weźmy np. film Egzorcyzmy Emily Rose. Z tego, co można zobaczyć na filmie, wynika, że bohaterka jest chora psychicznie, a uznano ją za opętaną i zmarła z powodu egzorcyzmów. Na końcu filmu pojawia się informacja, że Emily odmówiła leczenia, bo takie wskazówki otrzymała od Matki Bożej. W swojej praktyce miałam pacjentów, którzy kiedyś oglądali ten film, dlatego nie chcieli potem żadnej terapii, bo uważali, że ich cierpienie jest miłe Bogu. To przykład tego, jak film może podziałać na nieprzygotowanego widza.
 
Filmoterapia zabezpiecza przed takimi sytuacjami?
– Oczywiście. Gdyby film ten obejrzeli w ramach filmoterapii i potem porozmawiali z terapeutą, dowiedzieliby się, że nie jest to film dokumentalny, tylko fabularny, że nie podaje całej prawdy. Ja też tej prawdy nie znam, oceniam tylko film. Terapeuta pomaga odróżnić co może być prawdą, a co fikcją. Wytłumaczyć, że ten akurat film jest jedynie oparty na faktach, co znaczy, że reżyser wybrał z jakiejś historii tylko niektóre fakty.
 
Mógł więc wybrać tylko takie, które pasowały mu do tezy, niekoniecznie prawdziwej.
– Właśnie tak. Filmoterapeuta musi zachować dystans i budzić czujność widza, pacjenta. Są też filmy niosące jakiś pozytywny przekaz, ale np. 80 proc. filmu to sceny walki i przemocy, także psychicznej. Nawet jeśli bohater walczy w słusznej sprawie, to współczesna technika filmowa potrafi być tak przytłaczająca, że widzowi umyka idea, a w głowie zostaje tylko przemoc. Terapeuta musi starać się dokładnie rozpoznać, czy dany film nie zrobi więcej złego niż dobrego.
 
Może szkoda, że filmów nie kręcą terapeuci?
– Nie muszą, filmów jest tak dużo, że i tak mają z czego korzystać. Zawsze muszą jednak wiedzieć, jak treść danego filmu może zostać odebrana i jaki efekt wywołać. Terapeuta powinien wcześniej przygotować pacjenta na to, co zobaczy i czemu to ma służyć. Pracuję z osobami bardzo poważnie chorymi, np. z silnym psychozami. Film może być dla nich rodzajem szczepionki. Nie mam możliwości ochronić ich przed wszystkim, co jest w massmediach, a co może utrudnić im powrót do zdrowia albo nawet wepchnąć w jeszcze większy kryzys. Pacjent wyjdzie ze szpitala, kupi sobie kablówkę i będzie np. całymi nocami oglądał, co chce, nawet zbrodnie, przemoc czy pornografię. Ja mogę mu pomóc stworzyć dystans do tego, co może zobaczyć.
 
Uodpornić.
– Tak, uodpornić i uświadomić jakich technik używa reżyser w celu wywołania np. napięcia i strachu. Wiele czynników może sprawić, że film będzie oddziaływał negatywnie i trzeba sobie z nich zdawać sprawę. Reżyser może jakąś scenę wydłużyć ponad miarę albo skrócić. W zależności od tego jej oddziaływanie na widza się zmienia. Niebagatelną rzeczą jest w filmie muzyka lub jej brak. Tragiczna scena okraszona lekką melodią przestaje być taka tragiczna i na odwrót – przyjemna scena z niepokojącą muzyka przestaje być przyjemna.
 
Swego czasu dużą popularnością cieszył się obsypany nagrodami film Piękny umysł, oparty na faktach, w którym bohater cierpiący na schizofrenię dostaje Nagrodę Nobla. Podobnej tematyki dotyczył film Pająk. Czy takie filmy mogą być terapią dla innych cierpiących na to schorzenie?
– Tak, ale osobiście nie lubię tych filmów. W Pająku pokazany jest chory na schizofrenię, który popełnia zbrodnię. Ma to niestety ten efekt, że osoby postronne po jego obejrzeniu nabierają przeświadczenia, że ludzi ze schizofrenią należy się bać. Tymczasem częstość popełniania zbrodni przez osoby psychicznie chore jest taka sama jak wśród osób całej populacji. Piękny umysł to z kolei laurka, bo ilu chorych na schizofrenię dostało Nobla? Do tego bohater tego filmu dostał tę nagrodę za badania przeprowadzone jeszcze przed zachorowaniem.
 
A z jakich filmów lubi Pani korzystać, bo są najbardziej przydatne?
– Takim filmem jest np. Poradnik pozytywnego myślenia. Są w nim poruszone prawie wszystkie problemy, jakie mogą się pojawić w terapii osób chorych psychicznie. Bohater leży w szpitalu psychiatrycznym, leczenie przyniosło skutek, więc musi wyjść do świata, skonfrontować się z codziennością. Świetna lekcja, jak niełatwy może być to proces i otucha, że może się udać. Genialnym filmem jest Wstręt Romana Polańskiego, który bardzo sugestywnie opowiada o rozwoju choroby psychicznej głównej bohaterki. Niektóre dzieła filmowe są ponadczasowe.
 
A czy taki film jak Wstręt nie wzmocni czasem u pacjenta jego objawów?
– Filmoterapia podobnie jak farmakoterapia musi być dozowana w odpowiednich dawkach, w ściśle określony sposób i u wybranych pacjentów. Pacjenci dowiadują się z filmów, że nie tylko oni chorują. Widząc, co dzieje się z bohaterem, wiedzą, na co się przygotować, co robić, a czego nie. Sprawdza się to także w terapii małżeństw czy pacjentów z zaburzeniami seksualnymi.
 
Jakie filmy najlepiej nadają się do filmoterapii w tych przypadkach?
– To zależy od problemu, z jakim pacjenci się zmagają. Może pomocnym okazać się np. film Cząstki elementarne traktujący o złożonych relacjach między kobietą i mężczyzną. Świetną pożywką do dyskusji z psychoterapeutą jest też wielowątkowy film Chromofobia opowiadający jednocześnie historie wielu bohaterów. Powtarzam jednak, że wszystkie wymieniane przeze mnie filmy mają wartość terapeutyczną, jeśli są skierowane do wybranych pacjentów i zawsze po projekcji jest dyskusja.
 
A czy są filmy, które korzystnie oddziałują na wszystkich i nie trzeba oglądać ich z psychoterapeutą by odnieść korzyść lub chociaż sobie nie zaszkodzić.?
Tak, wszystkim mogę polecić na przykład: To tylko miłość, Smak życia, Zakochany Paryż czy nawet Jeden dzień w Europie, komedię pokazującą, jak skomplikowany może być nasz świat.
 
W czasie nadchodzących świąt jedna ze stacji telewizyjnych znowu pokaże film Kevin sam w domu. Wielu ludzi ma już na niego alergię, czy zatem ten film może zaszkodzić?
Trzeba uważać na tzw. reaktancję. To jest termin z psychologii społecznej i dotyczy ograniczonej odporności na jakiś bodziec. Zbyt częste oglądanie jakiegoś filmu, tak jak jedzenie ciągle tej samej potrawy, może skutkować awersją. Ale raczej nikomu nie zaszkodzi.
 
No i nikt nas do oglądania nie zmusza.
Najważniejsze to, aby przy oglądaniu czegokolwiek mieć własny rozum. Pamiętajmy, że nawet jeśli oglądamy dokument, to za nim też stoi reżyser, który wybiera te a nie inne sceny. Zawsze należy się zastanowić, o czym tak na prawdę dany film jest i jaka nauka płynie z niego dla nas.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki