Logo Przewdonik Katolicki

Kłamią o Kościele

Magdalena Guziak-Nowak
Przez kilka dni media żyły sprawą katechetki z Krakowa / fot. Fotolia

Przez kilka dni media żyły sprawą katechetki z Krakowa. Pomstowały na Kościół, który wyrzucił z pracy kobietę w ciąży. Dlaczego o tym piszemy? Żeby pokazać, jak było naprawdę.

Sprawą katechetki, która spodziewa się trzeciego dziecka, zajęła się „Gazeta Wyborcza”. Pierwszy artykuł na ten temat opublikowała 5 listopada. Bohaterką jest pani Sylwia.
 
Takie jest prawo
Od września 2012/2013 pracowała na umowę o pracę w Szkole Podstawowej nr 62 w Krakowie. Na początku kolejnego roku szkolnego, 14 września 2013 r., poszła na roczny urlop dla poratowania zdrowia, który przysługuje nauczycielom. „Wyborcza” napisała, że jego powodem były SMS-y z pogróżkami, podpalenie jej samochodu i inne szykany, na które naraził ją fakt, że uczy w szkole religii. Gazeta sugeruje, że inspirowali je katolicy, którym nie podobało się, że katechetka jest po rozwodzie i żyje w konkubinacie. Dyrektorka SP nr 62 Ewa Mączka w rozmowie z „Przewodnikiem” przyznaje, że pani Sylwia wspominała o nieprzyjemnych sytuacjach, jakie ją spotykały, ale nie był to temat ich dłuższych rozmów. Z zachowania i słów katechetki wnioskowała, że po prostu chce odpocząć i zająć się prywatnymi studiami z psychologii, które zaczęła. – Poznaliśmy ją jako cichą, spokojną, wycofaną osobę – opowiada o byłej podwładnej. – Jej życie osobiste nie było tematem rozmów w szkole.
Faktem jest, że katechetka rozwiodła się z mężem. Poinformowała o tym krakowską kurię. Sam rozwód nie jest jeszcze podstawą do odebrania nauczycielowi tzw. misji kanonicznej, czyli pozwolenia na nauczanie religii. Sprawy się skomplikowały, kiedy pani Sylwia związała się z kolejnym mężczyzną. Ks. dr Krzysztof Wilk, dyrektor Wydziału Katechetycznego Kurii Metropolitarnej w Krakowie, po konsultacji z kard. Stanisławem Dziwiszem i kanclerzem kurii odmówił dalszego komentowania sprawy do czasu narodzin dziecka katechetki. Zaznaczył jednak, że obowiązujące jest jego oświadczenie, które zamieścił na stronie internetowej wydziału, zaraz po pierwszej publikacji „Wyborczej”. Czytamy w nim, że katechetka nie otrzymała od proboszcza zgody na przedłużenie misji kanonicznej „ze względu na swój osobisty wybór życiowy, którego konsekwencje doskonale rozumiała”. W rozmowie z KAI ks. Wilk podkreślał, że kobieta nie została zwolniona przez dyrekcję, a „utraciła na mocy prawa możliwość nauczania religii”. Zaświadczenie o ciąży dostarczyła do szkoły dopiero 22 dni po wygaśnięciu uprawnień do nauczania religii.
Mimo że to „osobisty wybór” pani Sylwii uruchomił lawinę wydarzeń, ks. Krzysztof Wilk zaproponował jej pracę w charakterze pedagoga w jednej z obleganych katolickich szkół w Krakowie. Z nieoficjalnych źródeł wiemy, że zajmie się rekrutacją, ale nie będzie mieć z młodzieżą bezpośredniego kontaktu.
O pracy w innej szkole Ewa Mączka dowiedziała się z mediów. – Myślałam, że to zakończy sprawę, ale czytam w gazetach, że katechetka chce pozwać naszą szkołę do sądu. Na razie nie dostałam oficjalnego zawiadomienia – dodaje. Pytana, czy uważa, że wyrządziła swojej podwładnej krzywdę, odpowiada, że nie. Zanim podjęła decyzję, radziła się prawników. – Zresztą, nie miałam wyjścia. Przepisy są jasne – pani Sylwia nie miała skierowania do nauczania religii, więc nie mogłam jej dłużej zatrudniać.
Echem w mediach odbiła się też pretensja nauczycielki, że nie został jej zaproponowany inny etat w SP nr 62, mimo że było tam kilka wakatów. To kolejna sprawa, która zaskoczyła Ewę Mączkę. – Kilka wakatów? – mówi „Przewodnikowi”. – Ja nie wiem, skąd pani Sylwia ma takie informacje, ze mną na ten temat nie rozmawiała – twierdzi dyrektorka.
 
Wątek w tle
Za „bardzo niesmaczny”, delikatnie mówiąc, internauci uznali wątek poboczny tej sprawy. „Wyborcza” napisała, że dyrektorka obcięła pani Sylwii etat po to, żeby dodać godzin księdzu katechecie. W przeciwnym razie nie przysługiwałoby mu ubezpieczenie. Cytuje matkę w ciąży, która nie zgodziła się na tę propozycję, bo będąc na L4 albo urlopie macierzyńskim, dostawałaby proporcjonalnie niższe świadczenia.
– Wiem, że ksiądz katecheta rozmawiał z panią Sylwią na temat podzielenia godzin religii. Prosiłam, by udali się do księdza proboszcza i załatwili to między sobą. Na sierpniowej radzie pedagogicznej, kiedy zapytałam, czy wszystko jest porządku, obydwoje odpowiedzieli, że tak – relacjonuje dyrektorka.
Głos w tej sprawie zabrał także ks. proboszcz Jacek Ryłko. Na Facebooku parafii napisał o katechetce: „Po roku czasu, wraca z urlopu i jak gdyby nigdy nic oświadcza, że wraca do pracy w szkole, nie chcąc przy tym rezygnować z rozpoczętych studiów. Trudno było sobie wyobrazić jak samotna kobieta będzie mogła pogodzić pracę na pełny etat, wymagające studia, wychowanie dzieci i utrzymanie domu. Dlatego sama przyznała, że może wziąć najwyżej pół etatu, twierdząc przy tym, że materialnie da sobie radę. Drugie pół miał wziąć ks. Dawid. Wszystko więc było uzgodnione i w szkole przydzielone”.
 
A może… manipulacja?
W sprawie krakowskiej katechetki jest jeszcze więcej niedopowiedzeń i przeinaczeń. Pewne fakty „Wyborcza” rozdmuchała, o innych jakby zapomniała napisać – że pani Sylwia sama zgodziła się na podzielenie swojego etatu, że nawet nie próbowała uzyskać przedłużenia misji kanonicznej i nie poszła w tej sprawie do swojego proboszcza, że to krakowska kuria już w sierpniu troszczyła się o wyjaśnienie jej sprawy. – Od kilku dni mam wrażenie, że chodzę w chmurze – mówi Ewa Mączka i ze smutkiem dodaje, że nie poznaje swojej byłej pracownicy – „cichej i wycofanej”, którą „Wyborcza” kreuje na waleczną obrończynię praw kobiet.
Może więc tak naprawdę wcale nie chodzi o dobro pani Sylwii i jej nienarodzonego dziecka?
 
 
KOMENTARZ
Katechetka z 18-letnim stażem pracy. Zaangażowana w życie religijne. Rozwód, nowy partner i dziecko. To przykre, ale i takie sytuacje się zdarzają. Nie oceniamy, bo tylko Pan Bóg ma monopol naprawdę. Ale skąd się tu wzięła… „Gazeta Wyborcza”? To mój największy smutek – że tak często pozwalamy, aby sprawy Kościoła, zamiast rozwiązywać je przy stole, oddawać ludziom, którzy najpierw nakłamią, skłócą, naplują na Kościół, a potem zadowoleni zapomną i poszukają innego temaciku.
Przyglądam się tej sprawie i żal mi pani Sylwii, z której „Wyborcza” zrobiła worek treningowy. Wystawiła na pierwszą linię frontu po to, żeby załatwić nie jej, ale swoją sprawę – obrzydzenie nam katechezy. Od czasu do czasu wrzuca przecież śmierdzący wątek z cyklu „Z archiwum lekcji religii”. I czeka, aż powiemy, że skoro z tą katechezą tyle problemów, to może faktycznie lepiej odpuścić i zamknąć ją w salce parafialnej.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki