Tradycja to jeden z ważnych elementów stanowiący o naszej tożsamości kulturowej. Jest jak linie papilarne, które zostawiamy na kartach historii. Pozwala nam sięgnąć wstecz i poczuć bliską, choć niematerialną więź z surową prababcią Agnieszką z Kresów czy zażywną wujenką Stenią z malowniczych Kujaw. Okruchy i strzępy dawnych obrzędów towarzyszą nam i dziś. Warto zatrzymać ich wspomnienie i spróbować zakorzenić na nowo...
Aleksandra Cieszyńska, metodyk i katechetka w jednej z bydgoskich szkół, tłumaczy, że Wielki Post, ustanowiony w Kościele w II w., początkowo wcale nie był taki „wielki”. − Ze względu na prześladowania chrześcijan trwał bardzo krótko − dwa dni, co najwyżej tydzień. Stopniowo „rozciągnął się” w czasie. Dziś sięga on 40 dni. Liczba ta ma wymiar symboliczny − wyraża trwanie jednego pokolenia człowieka, przypomina też 40 dni Chrystusa na pustyni, również tyle dni Goliat drwił z Ludu Wybranego, zanim poniósł porażkę z rąk Dawida. Ma on znaczenie oczyszczające i umartwiające − podkreśla.
Wstępem do Wielkiego Postu jest oczywiścieŚroda Popielcowa. Popiół ze spalonych palm wielkanocnych ma nam uświadomić marność wszystkiego, co przemija. Życie nasze − jak pisze barokowy poeta Daniel Naborowski − to zaledwie dźwięk, cień, dym, wiatr, błysk, głos, punkt... W tym dniu w menu poza chlebem znajdowała się ryba. Jedzono także potrawy z grochu, prosa, rzepy, a tłuszcze zastępował olej z konopi, maku i słonecznika. Coś dla ducha? − Gorzkie żale to piękne nabożeństwo pasyjne, pokutne, odprawiane wieczorami, zainicjowane w początkach XVIII w. przez parafię kościoła Świętego Krzyża w Warszawie i jej ówczesnego proboszcza ks. Bartłomieja Tarłę. Składa się ono z pieśni wielkopostnych o Męce Pańskiej, zebranych przez ks. Wawrzyńca Stanisława Benka − wyjaśnia katechetka Dorota Harkot.
Na półmetku Wielkiego Postu świętowano półpoście lub śródpoście. − Ten moment był wyjątkowo wesoły i hałaśliwy. Ogłaszał go huk drewnianych młotów, zwanych szlagami, którymi wybijano półpoście. Od domu do domu chodzili chłopcy i − grzechocząc głośno drewnianymi kołatkami i terkotkami − wołali: „Półpoście, półpoście!”. Za tę nowinę gospodynie dawały im drobne pieniądze. O drzwi domów rozbijano gliniane garnki z popiołem. Co ciekawe, takie zabawy i psoty były tolerowane nawet przez bardzo pobożne osoby − dodaje katechetka Agata Wilczewska.
Wielki Tydzień
Ostatni tydzień Wielkiego Postu rozpoczyna Niedziela Palmowa (także Kwietna lub Wierzbna). Kościół święci w tym dniu uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy. – Tego dnia święcone są we wszystkich kościołach palmy wielkanocne. To najważniejszy atrybut Niedzieli Palmowej. Jest to najczęściej wiązanka z gałązek wierzbowych z baziami przybrana puszystymi kitami z trzciny wodnej. Wkłada się do niej także rośliny wiecznie zielone – cisinę, gałązki borówek, bukszpanu, tuję, barwinek. Palmę wielkanocną święci się w kościele, a następnie obnosi w uroczystej procesji. Bardzo popularne są w Polsce tzw. palmy wileńskie, czyli barwne słupki misternie ułożonych, suszonych kwiatów, farbowanych traw, mchu, porostów przywiązanych do patyka lub drążka. Niegdyś ten typ palm, zwanych wałkami, występował głównie w okolicach Wilna i na północno-wschodnich terenach Polski. Palmie przypisywano niezwykłe właściwości ochronne, życiodajne, zdrowotne i dobroczynne. Moc tę potęgowało poświęcenie w kościele – podkreśla Aleksandra Cieszyńska. – Co ciekawe – dodaje Dorota Harkot – z Niedzielą Palmową związany jest nieco mniej znany zwyczaj – Jezusek Palmowy. W uroczystej procesji obwożono figurkę Jezusa jadącego na osiołku, umieszczoną na wózeczku z dyszlem. To prawdopodobnie obrzęd znany już w XV-wiecznej Polsce. Zebrane tłumy rzucały kwiaty i wierzbowe gałązki, niestety, procesja z czasem zamieniła się w hałaśliwą zabawę – tłumaczy.
W tradycję Wielkiego Tygodnia wpisane są także misteria Męki Pańskiej – widowiska pasyjne wywodzące się ze średniowiecznych dramatów religijnych oraz strojenie grobów Pańskich. Te ostatnie pojawiły się w kościołach polskich w XVI w. – Od Wielkiego Piątku do Rezurekcji przy grobach Pańskich wartę honorową pełnią straże grobowe. Najpiękniejsze i najciekawsze z nich są te, zwane turkami wielkanocnymi oraz straże w strojach historycznych – Kilińszczacy i Kościuszkowcy – dodaje Agata Wilczewska. Ciekawą formą nawiązującą do tradycji są Boże rany – czyli smaganie lub dotykanie gałęzią, najczęściej brzozy lub agrestu, w Wielki Piątek o świcie. – Gospodyni uderzała gałązką wszystkie dzieci po kolei, co miało nawiązać do męki i śmierci Jezusa. Zwyczaj ten panował niemal w całej Polsce, z wyjątkiem rubieży północnych i północno-wschodnich – dodaje Wilczewska.
Jajko na topie
Wielkanoc to największe i najstarsze święto obchodzone przez wszystkich chrześcijan na pamiątkę zmartwychwstania Jezusa. Ten okres liturgiczny obfituje w bogate i uroczyste obrzędy kościelne, ale także zwyczaje domowe. – Na wielkanocnym stole króluje jajko, od wieków uważane za symbol życia. Wokół powstania pisanek tradycja ludowa utrwaliła wiele legend opartych na wątkach ewangelicznych. Pierwsze z nich miała ofiarować Piłatowi Matka Boża, aby uratować od śmierci Jezusa. Pisanki, kraszanki, rysowanki, oklejanki miały sens symboliczny. Uważano, że malowanie jajek jest jednym z warunków istnienia świata. Ich zdobieniem we wzory geometryczne lub roślinne zajmowały się tylko kobiety. Nazwy barwionych jaj pochodzą od sposobu, w jaki zostały ozdobione. Ufarbowane na jeden kolor w barwniku naturalnym, noszą nazwę malonek, kraszanek, byczków. Jeżeli na jednostajnym tle zostanie wyskrobany deseń, wówczas jajko zwie się skrobanką, rysowanką. Jeżeli ozdobimy jajko na kolorowo, tworzy się pisankę – tłumaczy Cieszyńska. – Jeżeli chodzi o kraszanki – dodaje Dorota Harkot – według legendy greckiej z X w., Maria Magdalena, która w Niedzielę Wielkanocną chciała przygotować posiłek dla apostołów, znalazła w swej spiżarni jajka, których skorupki zabarwiły się na kolor czerwony, a po chwili wylęgły się z nich piękne ptaki i uleciały do nieba. Apostołowie uznali to za nieomylny znak zmartwychwstania Chrystusa i życia wiecznego.
W Polsce pisankami nazywa się przede wszystkim jajka dekorowane techniką batiku – najstarszą ze wszystkich. Polega ona na pisaniu wzoru roztopionym woskiem na skorupce jajka. Tak ozdobione jajka farbuje się, po czym zdejmuje się wosk i powstają wzory. – Znaleziska skorupek jaj zdobionych tą techniką datuje się na wiek X. Jest to praktyka stosowana do dzisiaj na całym szerokim pasie ziem wschodnich i w dzielnicach centralnych – mówi Wilczewska. W Polsce, z wyjątkiem niektórych regionów północnych i Górnego Śląska, wiernym towarzyszy zwyczaj dzielenia się jajkiem. – To prawdziwa ceremonia domowa, poprzedzająca śniadanie wielkanocne. Zebrani wokół stołu domownicy dzielą się jajkiem, poświęconym w kościele w Wielką Sobotę, i składają sobie życzenia. Jajko wykorzystywano również do nieco innych celów – tradycyjną polską zabawą wielkanocną była gra kraszankami i pisankami ze świątecznego stołu, zwana walatką lub wybijką, a także toczenie jaj po desce, pochylni, do otworu zwanego ducką, co na Śląsku nazywano „kulaniem wajec z górki” – dodaje Dorota Harkot.
Wokół Wielkanocy
A skoro o jedzeniu mowa… Święcenie pokarmów wielkanocnych znane jest w Europie co najmniej od VIII w. Pobłogosławiony pokarm wielkanocny miał przynosić wiernym zdrowie i chronić przed zakusami szatana. – Do kościoła przynosiło się całe świąteczne jadło, chleby, słodkie kołacze, placki i baby, malowane jaja, kiełbasę, słoninę, głowiznę, osełki masła, sery, laski chrzanu. Czego tam nie było! Wszystko ułożone w wielkich koszach, na lnianych obrusach. W ostatnich czasach przynosi się do kościoła tylko symboliczne ilości pokarmów do poświęcenia, którymi zaczyna się śniadanie wielkanocne. Jest to zwyczaj praktykowany w całej Polsce – mówią zgodnie rozmówczynie.
Tradycja Poniedziałku Wielkanocnego pierwotnie zasadzała się na dwóch odrębnych i bardzo starych obrzędach rodzimych, którym nadano nazwy niemieckiego pochodzenia. – Śmigus oznacza „bicie”, czyli dotykanie, uderzanie, smaganie zielonymi gałęziami. W północnej Polsce znano tzw. suchy lub zielony śmigus – bez polewania się wodą. Oblewanie dziewcząt i młodych kobiet było znane tylko w środkowej i południowej części kraju. Z kolei dyngus oznacza „wykupywanie”. Była to wesoła kwesta świąteczna, takie włóczenie się młodych chłopców, często w przebraniach, z różnymi rekwizytami, zawsze z wypraszaniem darów – przede wszystkim jaj wielkanocnych i jadła. Oba te obrzędy zostały z czasem połączone i używa się dla nich wspólnej nazwy śmigus-dyngus. Na Śląsku Cieszyńskim istnieje zwyczaj oblewania wodą, czyli „mycia” młodych dziewcząt i gospodyń, a następnie „suszenia” ich – żartobliwego bicia wierzbowym batem – tłumaczy Aleksandra Cieszyńska. – Warto jeszcze wspomnieć o kurku dyngusowym – dodaje Dorota Harkot. – Ten zwyczaj występował głównie w Polsce centralnej, na Śląsku i w niektórych częściach Wielkopolski. W lany poniedziałek pięknego kurka dyngusowego karmiono ziarnem pszenicznym namoczonym… w wódce. Oszołomiony nie wyrywał się, za to głośno piał. Przywiązywano go do malowanego, dwukołowego wózeczka z dyszlem, przybranego błyskotkami. Chłopcy chodzący z kurkiem mieli ze sobą koszyczki na datki, sikawki i klekoty. Obchody z żywym, a potem sztucznym kurkiem dyngusowym miały zawsze charakter zalotów…
Warto czerpać pełną garścią ze skarbca tradycji. Jesteśmy to winni minionym, ale i następnym pokoleniom.