Logo Przewdonik Katolicki

Powtórnie narodzeni

Jadwiga Knie-Górna
Fot.

Jest takie miejsce, gdzie młodzi ludzie dostają, czasem ostatnią, szansę na wyprostowanie swoich życiowych ścieżek. Tam często wraca w nich wiara nie tylko w ludzi i Boga, ale przede wszystkim w samych siebie.

 

 

 

 

Mowa o Katolickim Ośrodku Wychowania i Terapii Uzależnień Caritas Archidiecezji Poznańskiej w Wierzenicy, którego kierownikiem jest ks. Waldemar Twardowski, duszpasterz uzależnionych, specjalista terapii uzależnień, terapeuta Punktu Konsultacyjnego dla Młodzieży Zagrożonej Uzależnieniem.

 

Wpierw naprawić ciało, potem cerować duszę

Młodzi ludzie trafiają do ośrodka w różnej kondycji fizycznej i psychicznej, często też przybywają nie z własnej woli. Jednak dla wielu z nich wierzenicki dom jest ostatnią deską ratunku, ostatnim przystankiem przed śmiertelnym przedawkowaniem bądź trafieniem za bramy zakładu poprawczego. Choć jest to ośrodek Caritas, nikt przybywającego pacjenta nie pyta o to, czy jest osobą wierzącą, czy też nie.

- Ważny jest człowiek i jego potrzeby. Tutaj trzeba zadbać o jego sferę fizyczną, psychiczną i duchową.  Wprowadzam go w regulamin funkcjonowania naszego domu. Nowy przybysz widzi w pokojach swoich rówieśników różańce, Pismo Święte. Widzi swoich towarzyszy na Mszy św., podczas modlitwy, z czasem rodzą się w nim pytania. To  jest odpowiedni czas, by mówić mu o Bogu – mówi o swojej pracy ks. Twardowski - Jednocześnie też zajmujemy się jego sferą psychiczną, bo przeważnie nowy podopieczny ma problem z emocjami, radzeniem sobie z narkotycznym głodem i tęsknotą za domem, dlatego też wymaga profesjonalnej opieki. Ale są i tacy, których na początku trzeba po prostu dożywić.

Od początku zakładano, by ośrodek dawał namiastkę rodzinnego ciepła - domu lub przynajmniej internatu, a nie był źle kojarzonym przez pacjentów oddziałem psychiatrycznym. Placówka od samego wejścia pozytywnie zaskakuje nie tylko swoim wyglądem, ale także panującą tutaj uchwytną pozytywną atmosferą. Przy drzwiach stoją poukładane buty, ściany pokryte są miłymi dla oka barwami, w pokojach stoją sosnowe meble, przytulnie wyposażona jest jadalnia, o przeznaczeniu miejsca przypomina w jednej chwili leżący na biurku wychowawcy alkomat oraz fakt, że wszystkie standardy medyczne leczenia uzależnienia są tutaj spełnione.

Profesjonalny jest nie tylko zespół pracujących tutaj specjalistów, ale również program terapeutyczny. Jednym z elementów terapii ośrodka jest ergoterapia, czyli terapia poprzez pracę. W dzień dom tętni rytmem stałych zajęć i wykonywanych prac. - Zawsze jestem mile zaskoczony, gdy widzę, i to nierzadko, że wieczorem, kiedy nastaje cisza, z potrzeby serca młodzi odmawiają Różaniec. Cieszę się, nie tylko jako kapłan, ale także jako terapeuta, że czynią to z własnego wyboru, poza ramami planowanych zajęć. Niewątpliwie wiąże się to na pewno z ogromnym, pozytywnym wpływem na tych młodych ludzi ich kapelana i spowiednika, ks. Przemka Kompfa, który jest człowiekiem-legendą od młodzieży uzależnionej. Ma na nich ojcowski wpływ, to dzięki jego postawie moi podopieczni chcą mówić o Panu Bogu, poszukują Go i odradzają się w Nim – konstatuje ks. Twardowski. I jak dalej podkreśla, w tego typu ośrodkach, i to nie tylko katolickich, ale również świeckich, bardzo ważnym elementem terapii jest właśnie dbanie o sferę duchową, bez której trudno byłoby osobom uzależnionym znaleźć sens zmiany dotychczasowego życia. 

 

 

Poszukują Boga i odradzają się w Nim

Damian ma 16 lat, do ośrodka trafił z nakazu sądowego. Przebywa tutaj już ponad miesiąc. Sam o sobie mówi - jestem narkomanem i alkoholikiem. Miał też konflikty z prawem, żeby brać, trzeba było bowiem kraść.

Początki pobytu w ośrodku wspomina jako bardzo trudny okres. Teraz z uśmiechem mówi, że jest już dobrze, ale tęskni za rodziną i dziewczyną. W Środę Popielcową miał kryzys, strasznie się buntował, w końcu musiał pójść na rozmowę z księdzem kierownikiem. Powiedział, że chce wracać do domu. Usłyszawszy odmowę, wyszedł, mocno trzaskając drzwiami. Tego dnia wszyscy szli do kościoła na Mszę św. Po raz pierwszy wtedy służył do Eucharystii i jak twierdzi, coś wtedy w nim pękło. Gdy jeszcze ksiądz, na którego wcześniej nakrzyczał, przywołał go, by przekazać mu znak pokoju, chłopak poczuł wewnętrzne poruszenie. - Myślę, że przeszedłem duchową przemianę. Wcześniej nawet nie chodziłem do kościoła, teraz chciałem uczestniczyć w porannej Drodze Krzyżowej, ale nie miałem siły, bo jestem krótko po detoksykacji. O mojej modlitwie to wstyd mówić. Na początku obecności w ośrodku też nie odczuwałem potrzeby jej odmawiania, ale z czasem się to zmienia, człowiek się zmienia, jego wnętrze staje się lepsze – twierdzi Damian. 

Narkomania według niego to straszne uzależnienie, nic łatwego do pokonania. Teraz dopiero, jak twierdzi, widzi własną głupotę i choć, jak uważa, na wiele spraw jest już za późno, to nie na terapię, dlatego chce ją ukończyć. - Jak się dużo pracuje, to się nie myśli o głodach, narkotykach czy piciu. Myślę o przyszłości, chciałbym się uczyć i pielęgnować swoje życie duchowe – podsumowuje Damian.

Marek był dilerem narkotykowym, sam też ćpał, w końcu wpadł w depresję, myślał o odebraniu sobie życia. Ośrodek znalazła jego mama i przywiozła go tutaj. Marek twierdzi, że gdzieś w swoim życiu się pogubił, zaraz potem dodaje:  Moja rodzina nie była praktykująca. Tutaj, w ośrodku, po raz pierwszy od dawna wziął do ręki Pismo Święte, po sześciu czy siedmiu latach poszedł do spowiedzi. Po niej poczuł się znacznie lepiej, poczuł się czysty, silniejszy, bo jak twierdzi, modlitwa i Bóg mu pomagają. - Modlę się niemal cały czas, nawet jak pracuję; myślę, że panująca tutaj atmosfera ma na mnie taki wpływ.  Aniołkami na pewno nie jesteśmy, ale jednego jestem pewien, modlitwa nie tylko pomaga, ale i zmienia człowieka. 

Mateusz, dopóki nie trafił na narkotyki, był osobą wierzącą i praktykującą. Uzależnienie z czasem oddaliło go od Kościoła. Miał bowiem ważniejszy i jedyny cel w życiu - ćpanie. Trafił jednak do podobnego katolickiego ośrodka, znów zaczął chodzić do kościoła, zaczął też modlić się, co zawsze pomagało mu w terapii. Uważa, że przeżył tam prawdziwe nawrócenie. - Trzy razy byłem na pieszej pielgrzymce do Częstochowy, pierwsze dwie przeszedłem „obowiązkowo”, trzecią odbyłem już z potrzeby serca. Wiara pomaga w odejściu od narkotyków, jest nieodzowna w budowaniu trzeźwości. Nic tak człowieka nie pokrzepi jak rozmowa z Bogiem. Otrzymałem pomocną dłoń, wyszedłem na prostą i teraz jako neofita - wychowawca  chcę sam pomagać, uczę się to czynić i to daje mi siłę do marzeń o przyszłości. Chcę przede wszystkim zdobyć jak najlepsze wykształcenie – stanowczo stwierdza Mateusz.

 

Modlą się sami, pomódlmy się za nich

– Czujemy się cząstką Kościoła, bardzo ważną, nawet jeśli dotyka tak delikatnej materii, jaką jest poraniony człowiek. Wiemy i czujemy, że nie jesteśmy sami, ale potrzeba modlitwy jest ogromna – stwierdza ks. Twardowski. Dodaje też, że namawia młodzież przygotowującą się do bierzmowania, która zgodnie z programem diecezjalnym zastanawia się nad darem abstynencji, by ten dar ofiarowała w intencji kogoś leczącego się z uzależnienia. – Mamy duchową adopcję, uczyńmy podobnie z osobami uzależnionymi, weźmy pod swoją stałą opiekę jedną konkretną, leczącą się osobę i wspierajmy ją stałą modlitwą. Młodzi żyją pod dużą presją stylu życia cywilizacji śmierci, brania, używania, nieliczenia się z konsekwencjami i drugim człowiekiem. Dlatego apeluję do czytelników „Przewodnika”, by czynnie włączyli się w modlitwę za osoby uzależnione, za moich podopiecznych – prosi ks. Twardowski.

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki