O tym, jak nie dopuścić do aborcji w przypadku niechcianej ciąży, z Romaną Chruszcz, dyrektorem Chrześcijańskiego Ośrodka Adopcyjno-Mediacyjnego „Pro-Familia” w Poznaniu, rozmawia Kamila Tobolska
Żona i mąż oraz ich wymarzone dziecko pod jej sercem. Tak być powinno, ale nie zawsze życie pisze wzorcowe scenariusze. Bywa, że kobieta jest w tzw. niechcianej ciąży, co więcej, pojawiają się u niej myśli o aborcji. Gdzie powinna wtedy szukać pomocy?
− Spróbujmy najpierw przyjrzeć się sytuacji kobiety, która jest, jak to nazywam, zatrwożona swoim nieoczekiwanym macierzyństwem. Gdy dowiaduje się o tym, że jest w ciąży, a jednocześnie nie pragnie swojego dziecka, wynika to najczęściej stąd, że jest bardzo osamotniona. Zazwyczaj nie jest ważny jej stan cywilny. Mężatka, panna czy rozwódka może być tak samo opuszczona przez ojca dziecka, nie mieć w nim wsparcia i borykać się sama ze swoją trudną sytuacją. Niestety zdarza się, że zaskoczonej macierzyństwem kobiecie przychodzi na myśl również aborcja. Rzecz jasna, nie powinna ona w takiej sytuacji być pozostawiona samej sobie. Jeśli przeraża ją myśl o wychowywaniu dziecka, najlepiej, jeśli jak najszybciej uda się do ośrodka adopcyjnego.
Jednak kobieta w takiej sytuacji zapewne boi się, że zostanie potępiona...
− To prawda, dlatego dobrze, jeśli trafi na kogoś życzliwego, zatroskanego o nią i o jej dziecko. Często matkę potrzebującą pomocy do ośrodka adopcyjnego kieruje zorientowany w temacie ginekolog czy duszpasterz. Natomiast jeżeli chodzi o postawę pracowników ośrodka, to jestem przekonana, że już po pierwszym kontakcie z nimi kobieta zyskuje pewność, iż nie jest oceniana. Wprost przeciwnie, zatrudnieni w ośrodku psycholodzy i pedagodzy próbują ją zrozumieć i udzielić jej wsparcia, którego nie znajduje w swoim najbliższym otoczeniu. Zdarza się przecież, że kobieta doznała różnego rodzaju przemocy i często ma bardzo trudną historię życia. Bywa, że uwikłana jest w przeróżne, czasami niezależne od niej sytuacje, łącznie z próbą namawiania do prostytucji. Dlatego daleka jestem od tego, żeby powiedzieć, że jest to wyrodna matka.
Tak więc kobieta spokojna o to, że zostanie zrozumiana, wspólnie z pracownikami ośrodka poszukuje najlepszego rozwiązania.
− Tak. Oczywiście priorytetem jest ochrona życia. Jeżeli kobieta myśli o aborcji, to pracownicy ośrodka starają się jej uświadomić, że decyzja, którą pochopnie chce podjąć, jest nieodwracalna. Od tego zawsze się zaczyna. Najważniejsze, aby w sytuacji, gdy zagrożone jest życie dziecka, nie dopuścić do tragedii, jaką jest aborcja. Dopiero wtedy spokojnie rozważa się różne możliwości, rozmawia o tym, jak można pomóc. Te rozmowy są często nasycone dużym poziomem emocji i bólu. Kobieta chce się czasem wyżalić, opowiedzieć o krzywdach, których doznała. Oczywiście pada pytanie, co musiałoby się wydarzyć, żeby jednak podjęła się wychowania dziecka.
To znaczy, że kobieta zgłaszająca się po pomoc do ośrodka adopcyjnego wcale nie musi oddać dziecka do adopcji?
− Ależ oczywiście! Sugeruje się jej, że może jednak należałoby nawiązać kontakt z ojcem dziecka. Jeżeli jest taka potrzeba, pracownicy ośrodka pomagają w mediacji z nim, oczywiście zawsze za zgodą matki dziecka i we współpracy z nią. Natomiast kolejnym etapem udzielania pomocy jest poszukiwanie razem z kobietą pozytywnych stron sytuacji, w której się znalazła, tak aby umożliwić jej dostrzeżenie radości, jaką daje macierzyństwo. Wszystko po to, aby zdecydowała się przyjąć i wychować swoje dziecko. Jeżeli te działania nie przynoszą spodziewanego efektu, dopiero wtedy pokazuje się adopcję jako alternatywę.
Zdarzają się także sytuacje, kiedy kobieta dopiero po porodzie, w szpitalu, decyduje się przekazać swoje dziecko do adopcji.
− W takim przypadku szpital powinien wezwać pracownika ośrodka adopcyjnego. Do jego obowiązków należy wsparcie matki oraz odebranie od niej oświadczenia, w którym zwraca się z prośbą o pomoc. Taki wniosek upoważnia ośrodek adopcyjny do tego, aby podjąć działania w sądzie oraz szukać dla dziecka miejsca w pogotowiu rodzinnym. Na tym etapie kobieta nie oddaje dziecka do adopcji, tylko deklaruje, że rozważa taką myśl.
Zapewne jeszcze w szpitalu przekonuje się ją do zmiany zdania?
− Oczywiście. Należy kobiecie wyjaśnić, że powinna swoją decyzję dobrze przemyśleć. Niestety, czas po porodzie, niezwykle dla kobiety trudny, oraz klimat szpitala nie sprzyjają tego typu rozmowom.
Co więc dzieje się dalej, jeżeli matka nadal chce wyjść ze szpitala bez dziecka?
− Ośrodek adopcyjny pisze pismo do właściwego dla sprawy sądu, wyjaśniające zaistniałą sytuację. Równocześnie podobne pismo przesyła do sądu szpital. Na tej podstawie sąd wydaje w trybie natychmiastowym postanowienie o umieszczeniu dziecka we wskazanym pogotowiu rodzinnym. Sama matka otrzymuje również postanowienie sądu i wie, gdzie znajduje się jej dziecko. Oczywiście może je tam odwiedzać. Niektóre matki korzystają z takiej możliwości. Jednak matka, gdyby zmieniła zdanie, nie może samodzielnie odebrać dziecka z pogotowia rodzinnego. Musi na to wyrazić zgodę sąd. Natomiast jeżeli podtrzymuje ona swoją decyzję o przekazaniu dziecka do adopcji, dopiero po okresie 6 tygodni od jego urodzenia podpisuje ostateczną zgodę, ponieważ uwzględnia się możliwość wystąpienia tzw. szoku poporodowego.
Kiedy dziecko przebywa w pogotowiu rodzinnym, nadal prowadzi się rozmowy z jego matką?
− Tak. Przez okres tych 6 tygodni do czasu, kiedy kobieta ostatecznie zdecyduje o oddaniu dziecka do adopcji, pracownicy ośrodka są do jej dyspozycji. Nie narzucają się, ale proponują poradę i pomoc w konkretnych sytuacjach. Doświadczenie pokazuje, że jest tu potrzebny czas. Ważne jest, aby kobieta podejmowała swoją decyzję jak najbardziej świadomie, po przeanalizowaniu wszystkich argumentów.
Kiedy to uczyni i zdecyduje jednak przekazać dziecko do adopcji, może wskazać rodzinę adopcyjną?
− Sytuację, kiedy matka chce powierzyć dziecko konkretnej rodzinie, nazywamy adopcją ze wskazaniem. Dziecko przejmuje wtedy rodzina, która docelowo zamierza je adoptować. Problem pojawia się jednak, kiedy biologiczna matka wycofa swoją decyzję. Między potencjalnymi rodzicami adopcyjnymi a dzieckiem wytwarzają się bowiem więzy, które trudno później zerwać. Z całą odpowiedzialnością muszę powiedzieć, że niestety zdarzają się próby nadużywania adopcji ze wskazaniem. Lepszym rozwiązaniem jest wykorzystanie w procesie adopcji pogotowia rodzinnego i ośrodka adopcyjnego.
W sytuacji adopcji bez wskazania osób przysposabiających matka biologiczna nie zna danych osobowych rodziców adopcyjnych.
− Rzeczywiście. Warto w tym miejscu jednak podkreślić, że matka interesuje się tym, czy dziecko trafi w dobre ręce. Zasadniczo nie zdarza się tak, aby jego los był jej obojętny. Dlatego ośrodek adopcyjny stara się, aby każda ze stron była potraktowana jak najbardziej personalnie, a samo przekazanie dziecka pod opiekę nowej rodzinie dokonało się w sposób jak najbardziej delikatny. Ważny jest w takiej sytuacji choćby list do matki napisany przez rodzinę adopcyjną, w którym dziękuje ona za podjętą decyzję zachowania dziecka przy życiu, zapewniając o trosce o jego wychowanie.
Czy z momentem ostatecznego przekazania dziecka do adopcji kończy się kontakt jego biologicznej matki z ośrodkiem?
− Kobieta zawsze może zwrócić się do ośrodka adopcyjnego o pomoc. Są matki, które dzwonią po miesiącach, a nawet latach, aby zapytać, czy wiadomo, że u dziecka jest wszystko dobrze, czy też po to, żeby uzyskać wsparcie. Czasami z ośrodkiem kontaktują się też babcie dziecka. Szczególnie pamiętam jedną z nich, która pogodzona z tym, że wnuczek musiał trafić do adopcji, mówiła, że modli się za to dziecko i za jego nową rodzinę. Jestem przekonana, że taka modlitwa ma głęboki sens.