Remonty wiekowych świątyń niemal zawsze przynoszą ciekawe „odkrycia”. Zdemontowanie pięknego wiatrowskazu z zachodniego szczytu bydgoskiej katedry przypomniało o dramacie ostatniej wojny. Okazało się, iż obracany wiatrem metalowy anioł jest w wielu miejscach pokiereszowany przez kule! Czeka go żmudna konserwacja.
Patrząc z dołu – miły dla oka architektoniczny detal. Trzeba podejść znacznie bliżej, aby docenić kunszt mistrzowskiej roboty metaloplastyka, odnaleźć datowanie – „1848”. Ale równocześnie zobaczyć szkody, jakie dmącemu w długą trąbę cherubinowi wyrządził upływający czas, aura oraz ludzie. Korozja, wżery, pęknięcia czy wspomniane postrzały – rykoszety i przestrzały na wylot… Prace remontowe w katedrze dały wyjątkową możliwość oględzin. Grzegorz Chojnacki, konserwator, w sprawach diecezjalnych zabytków jest ekspertem: – Anioł ze szczytu to jedna z najbardziej rozpoznawalnych i lubianych „postaci” naszej katedry – uważa rozmówca: – Wiele razy widziałem, jak ktoś fotografował wysoki szczyt świątyni, po to, aby móc potem do woli i dokładnie przyglądać się figurze. Z dołu nie widzieliśmy szczegółów. W ruch szły więc teleobiektywy, zoomy. Świetnie, że pokażecie mieszkańcom ich ulubieńca „stąpającego” po ziemi… – usłyszałem.

Intrygująca figura z wysokiego dachu…
Czeka w kolejce
Aniołowi trzeba przyjść z pomocą. Konserwator uspokaja: – Nasze skarby zawsze oddajemy w ręce fachowców najwyższej klasy. Wiatrowskaz czeka na swoją kolej. Chciałbym, aby już niedługo trafił do wyspecjalizowanej pracowni na wydziale konserwacji zabytków Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Tam zdecyduje się, czy wszystkie dziury po pociskach zostaną uzupełnione i w jaki sposób. Tego typu zabytki, przez dziesiątki lat wystawione bezpośrednio na działanie pogody, są szczególnie pieczołowicie restaurowane...
Na najważniejsze pytanie: „kto strzelał?” najprawdopodobniej nigdy nie poznamy odpowiedzi. Podczas ostatniej wojny Bydgoszcz nie była miejscem szczególnie zaciętych walk. Mnogość dziur może zaś świadczyć
o tym, że anioł nie był celem przypadkowym. Główne podejrzenia idą w kierunku czerwonoarmistów, którzy w styczniu 1945 roku mocno dali się we znaki w rejonie Starego Rynku, paląc m.in. kilka budynków – jak stwierdzają wiarygodni świadkowie – najzupełniej już neutralnych, nie obsadzonych przez Niemców. Ofiarą euforii zwycięstwa mógł paść też i intrygujący wiatrowskaz. Na swoje nieszczęście, każde trafienie anioł potwierdzał pewnie „zabawnym” obrotem dookoła własnej osi. – To bardzo prawdopodobna hipoteza. Tak mogło być – ocenia Grzegorz Chojnacki.