Logo Przewdonik Katolicki

Trochę z Judyma, trochę z Samarytanina

Katarzyna Jarzembowska
Fot.

Z prof. Aleksandrem Araszkiewiczem, kierownikiem Katedry i Kliniki Psychiatrii Collegium Medicum UMK w Bydgoszczy, prezesem Stowarzyszenia na rzecz Przeciwdziałania Wykluczeniu Społecznemu Osób z Zaburzeniami Psychicznymi MOST, laureatem wyróżnienia św. Kamila w kategorii Lekarze z pasją realizujący swoją misję na rzecz chorych i cierpiących, rozmawia Katarzyna Jarzembowska Nagrody...

Z prof. Aleksandrem Araszkiewiczem, kierownikiem Katedry i Kliniki Psychiatrii Collegium Medicum UMK w Bydgoszczy, prezesem Stowarzyszenia na rzecz Przeciwdziałania Wykluczeniu Społecznemu Osób z Zaburzeniami Psychicznymi MOST, laureatem wyróżnienia św. Kamila w kategorii „Lekarze z pasją realizujący swoją misję na rzecz chorych i cierpiących”, rozmawia Katarzyna Jarzembowska


Nagrody im. św. Kamila zostały przyznane po raz pierwszy z inicjatywy Zakonu Ojców Kamilianów i Instytutu Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej. Co Pan czuje, będąc w gronie wyróżnionych?
– Odpowiedź jest niesłychanie trudna. Z jednej strony pewien rodzaj zażenowania, że trzeba w sposób szczególny nagradzać takie działania. Z drugiej – niewątpliwie radość, że zauważono moją pracę, chociaż wydaje mi się, że jest to naturalne zachowanie mieszczące się w kanonie wzajemnej pomocy. Najważniejszą ideą przyświecającą mojej działalności jest nagłośnienie problemu ludzi z zaburzeniami psychicznymi, którzy bardzo często znajdują się na marginesie życia towarzyskiego i zawodowego. Choroba psychiczna w świadomości wielu ludzi jest swoistym naznaczeniem – co gorsza, stygmatyzuje się nie tylko pojedynczego człowieka. Jeśli w rodzinie ktoś cierpi z powodu choroby nowotworowej, to wszyscy takiej rodzinie współczują. Ale jeśli znajdzie się w niej człowiek cierpiący z powodu choroby psychicznej, to automatycznie rodzina ta jest mniej wartościowa i wiarygodna w odbiorze społecznym. Staram się walczyć z takim uczuciem niechęci, a nawet nienawiści. Zaburzenie psychiczne jest takim samym zdarzeniem losowym jak choroba somatyczna i wcale nie musi oznaczać wyroku. To zamyka się w sensie ogólnej edukacji społecznej, bo psychiatria w dalszym ciągu jest odbierana jako ta „gorsza część” medycyny. Nie jest to tylko pogląd przeciętnego człowieka, ale również lekarzy. Kiedy skończyłem studia i podjąłem decyzję, że chcę być psychiatrą, pewien kardiolog, opiekujący się moją mamą, powiedział: „To jest zbyt zdolny chłopak, żeby się zajmował ludźmi chorymi psychicznie”. Więc jeśli dzisiaj moi koledzy zauważą, że taka nagroda została ustanowiona i doceniła jako jedną z pierwszych dziedzin właśnie psychiatrię, to dla mnie niezwykle ważne.

Z okazji Światowego Dnia Chorego statuetki będą przyznawane co roku w innych dziedzinach medycyny.
– To jest szczególny dzień – dowód naszej troski o człowieka będącego w trudnej sytuacji choroby. To niesienie idei pomocy wbrew temu, co dzisiaj w społeczeństwie ceni się najbardziej, czyli żądzy sukcesu, pięknego wyglądu czy konsumpcyjnego stylu życia. Taka filozofia spycha na dalszy plan myśl o tym, że każdy z nas może zachorować. Ustanowienie tego święta przez Jana Pawła II to również znak protestu Papieża wobec egoistycznej postawy współczesnego świata. Ten dzień ma służyć refleksji, że obok nas są ludzie, którzy wymagają szczególnej uwagi. Już nawet nie chcę mówić – troski czy miłosierdzia. Na tle innych dni celebrowanych w ciągu roku, ten jest dla mnie najważniejszy. Wybór własnej drogi życiowej traktuję jako służbę. Nie da się tego zawodu wykonywać od godziny do godziny. Choć trudno w to uwierzyć, spotyka się jeszcze Judymów i Samarytan…

Dziedzina, którą Pan Profesor się zajmuje, jest niezwykle trudna. W jaki sposób dociera Pan do osób, które walczą z chorobami psychicznymi?
– Powszechnie sądzi się, że ludzie chorzy są agresywni, nieodpowiedzialni, a ich zachowanie – niekontrolowane. Ten dystans, który wytwarza się między zdrowymi a chorymi, wynika z obaw, a nawet z lęku przed samą chorobą. Wokół ludzi cierpiących z powodu zaburzeń psychicznych narosło wiele mitów. Przez ponad trzydzieści lat pracy nie zostałem nigdy obrażony czy zaatakowany przez pacjenta. Może wynika to z mojej postawy w stosunku do człowieka – pełnej otwartości, poszanowania, zrozumienia jego sytuacji. My, psychiatrzy, dysponujemy mniejszym arsenałem diagnostycznym niż inni lekarze. Badanie polega bardziej na rozmowie, obserwacji, nawiązaniu więzi, żeby to, co jest tajemnicą człowieka chorego, zostało odkryte.

Pełni Pan także funkcję prezesa Stowarzyszenia na rzecz Przeciwdziałania Wykluczeniu Społecznemu Osób z Zaburzeniami Psychicznymi MOST. Chorzy i cierpiący są dzisiaj spychani na dalszy plan. Co zrobić, aby przywrócić ich społeczeństwu?
– Pomysł założenia tego stowarzyszenia wziął się z konieczności walki z takimi postawami, które zmierzają do odrzucenia ludzi cierpiących, pozbawienia ich szans rozwoju czy właściwej opieki i terapii. Stowarzyszenie służy przeciwdziałaniu tendencjom marginalizacji osób z zaburzeniami psychicznymi. Ma charakter zebrania ludzi dobrej woli, którzy rozumieją potrzeby bliźniego. Należą do niego zarówno księża, politycy – nawet komisarz Unii Europejskiej, jak i studenci. Sama nazwa zamyka się w symbolicznym znaczeniu. Most przerzuca się przez coś. Most służy do przechodzenia na jedną i drugą stronę. Gdybyśmy uznali, że rzeka to ta bariera, która oddziela zdrowych od chorych, to najlepszym rozwiązaniem jest zbudowanie mostu pomiędzy tymi, którzy są na lewym i prawym brzegu. Żeby nie było izolacji, ale powstał pewien rodzaj komunikacji. Działanie Stowarzyszenia idzie w kierunku edukacji, mówienia o tym, że ludzie cierpiący z powodu zaburzeń są wśród nas. Wystarczy przejść na drugą stronę, by z nimi być lub zaprosić ich na swój brzeg…

Czy współczesne społeczeństwo jest bardziej podatne na zagrożenia związane z chorobami psychicznymi?
– Zdecydowanie tak. Wszystkie dane epidemiologiczne o tym mówią. W dokumencie, który został przedstawiony w zeszłym roku przez Radę Europy do konsultacji we wszystkich krajach Unii – tzw. Zielonej Księdze – stwierdzono, że 27 procent Europejczyków ma problemy ze zdrowiem psychicznym. To jest niebywała skala! To jedna trzecia społeczeństwa! Zagrożenie jest ogromne. Największe grupy ryzyka stanowią dzieci, młodzież, ludzie bezdomni, starsi, ale także obywatele tych krajów, które przechodzą okres transformacji ekonomiczno-politycznej. W Polsce w latach 2000-2004 liczba osób zarejestrowanych w publicznych zakładach opieki psychiatrycznej wzrosła o 350 tysięcy! To tak, jakby przez te cztery lata do psychiatry poszła cała Bydgoszcz. To pokazuje skalę problemu i tempo narastania zaburzeń psychicznych. Dlaczego tak się dzieje? Przyczyn jest wiele – chociażby ciągła potrzeba doskonalenia się, presja, konieczność dostosowywania do zmieniających się warunków życia. Nie wszyscy są w stanie za tym nadążyć. Tak jak w maratonie – ten, kto zaczyna kuleć, odpada i nie dotrze do mety. Do tego dochodzi wzrost zagrożeń katastrofami technologicznymi, atakami terrorystycznymi czy też narastająca przemoc. Coraz częściej, wychodząc na ulicę czy wsiadając do samolotu, robimy to z duszą na ramieniu. Ciągle tkwi w nas obawa, czy nic nam się nie stanie. Tych elementów jest, niestety, coraz więcej. Na liście zagrożeń znajduje się również określony sposób bycia – na wszystko trzeba zapracować, zdobyć środki. Jeśli ich nie ma, pojawiają się frustracje, rezygnacje, zachowania przestępcze. Problem zdrowia psychicznego dotyka również szerszego kontekstu – zachowań agresywnych oraz narastającej powszechności używania środków psychoaktywnych i alkoholu. To dla wielu doskonały środek niwelowania stanu dyskomfortu, element samoleczenia. Powoli nabiera to charakteru masowej kultury. Osób, które przyjmują takie środki, przybywa, a są to głównie ludzie młodzi. Czy ten problem narasta? Powiedziałbym, że to zaczyna przypominać „śnieżną kulę”, która raz spuszczona z góry nabiera rozpędu i staje się coraz większa.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki