Logo Przewdonik Katolicki

Nieobecni są najbliżej

Katarzyna Jarzembowska
Fot.

Śp. ks. Włodzimierz Reformat, wierny sługa Jezusa Chrystusa Chłodny szpaler nagrobnych krzyży. Tutaj najłatwiej odczytać wieczną prawdę o przemijaniu dostrzec między wierszami krzepiącą nadzieję na niebo. Każdy może je dosięgnąć. Po drodze trzeba jednak pokonać kilka szczebli zasłużyć, czyli mocno zawierzyć, ofiarnie kochać i bezinteresownie...

Śp. ks. Włodzimierz Reformat, wierny sługa Jezusa Chrystusa

Chłodny szpaler nagrobnych krzyży. Tutaj najłatwiej odczytać wieczną prawdę o przemijaniu – dostrzec między wierszami krzepiącą nadzieję na niebo. Każdy może je dosięgnąć. Po drodze trzeba jednak pokonać kilka szczebli – „zasłużyć”, czyli mocno zawierzyć, ofiarnie kochać i bezinteresownie pomagać. Taką ścieżką zawsze kroczył ks. Włodzimierz Reformat, który 19 kwietnia spoczął na niewielkim cmentarzu w Drzewianowie – wśród swoich parafian.

W Wielki Czwartek odszedł do Domu Ojca nasz brat w kapłaństwie, ks. Włodzimierz Reformat, proboszcz w Drzewianowie. Pozostaje w naszej pamięci jako kapłan głębokiej wiary, gorliwości i troski o dusze powierzone mu przez Najwyższego Kapłana, Jezusa Chrystusa – takie słowa można odnaleźć w lokalnej gazecie. A jest kogo wspominać, bo ksiądz Włodzimierz związał swoje życie z trzema parafiami – w Cielu, Białych Błotach i Drzewianowie, gdzie pasterzował aż 20 lat.

Przede wszystkim – proboszcz
Jego pierwszą proboszczowską parafią było Ciele pod Bydgoszczą. Stamtąd Sługa Boży kard. Stefan Wyszyński skierował księdza Reformata do miejscowości Białe Błota – z zadaniem organizowania nowej placówki duszpasterskiej. Gorliwy kapłan zbudował tam kaplicę i dom katechetyczny, tworząc oddzielną jednostkę parafialną. Sam został proboszczem administratorem. Kolejnym przystankiem na drodze duszpasterskiej posługi było Drzewianowo. „Od księdza biskupa otrzymywał kilkakrotnie propozycję objęcia większej parafii, jednak w swojej skromności prosił o pozostawienie go na dotychczasowej – małej parafii” – dowiadujemy się ze wspomnień.

Ksiądz Włodzimierz – jeszcze jako wikariusz – był przez szereg lat prefektem zarówno w Inowrocławiu, jak i Bydgoszczy.

Kapłaństwo to nie zawód!
Ksiądz Włodzimierz Reformat zawsze z wielką wiarą przeżywał Eucharystię. Do niedzielnego przewodniczenia liturgii przygotowywał się w ciągu tygodnia – nastrajał duchowo, byle nie „na ostatnią chwilę”. Do swego kapłaństwa i posługi duszpasterskiej nigdy nie podchodził jak do wykonywanego zawodu, ale zawsze z należną wiarą i czcią. Sumiennie prowadził katechizację przyparafialną dzieci i młodzieży.

„Dla nas, kapłanów, był czytelnym świadkiem Chrystusa. Jego zażyłość z Bogiem była wyraźna i czytelna, zwłaszcza przy ołtarzu, w konfesjonale, a także w modlitwie osobistej. Dbał o zdrowie swojej duszy – często się spowiadał” – zaświadczają współbracia. Mocno podniszczony brewiarz, różaniec na biurku – jak chleb powszedni.

Ksiądz Włodzimierz z jednakową troską pochylał się nad trudnościami każdej napotkanej rodziny, jak i całej Ojczyzny. Zauważał potrzebujących – nie bał się wyciągnąć pomocnej dłoni, a najuboższych wspomagał ze swoich oszczędności. Mocnym i trafnym słowem formował patriotyczne postawy parafian. Dbał o czytelnictwo prasy katolickiej – w swojej parafii rozprowadzał kilka tytułów czasopism.

Wierny aż do końca
Dla siebie niewiele pragnął – był skromny. Jego mieszkanie było wręcz ubogie. „Do takiego twardego życia Pan Jezus przygotował go od wczesnego dzieciństwa. Jako 11-letnie dziecko stracił matkę Franciszkę. Odtąd ojciec Michał sam wychowywał małego Włodka i jego brata Zenona. Zapewne brak rodzonej matki wzbudził w nim dziecięcą miłość od Matki Bożej” – czytamy.

Odszedł niespodziewanie... Po spełnionej liturgii w trzecią niedzielę Wielkiego Postu nastąpił atak woreczka żółciowego. W nocy z niedzieli na poniedziałek ksiądz Włodzimierz został przewieziony do szpitala w Nakle, a później w Bydgoszczy. Po trzech tygodniach – 13 kwietnia – odszedł do Domu Ojca. Umierał w dniu bardzo wymownym – w Wielki Czwartek, upamiętniający ustanowienie Eucharystii i sakramentu kapłaństwa.
Miał 77 lat, a na barkach brzemię 52 lat posługi duszpasterskiej. Bał się bezczynności kapłańskiej na emeryturze. Do końca chciał „trwać przy ołtarzu”. Jego pragnienie się zrealizowało.

Opracowano na podst. wspomnień ks. kan. Józefa Starczewskiego, dziekana z Mroczy

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki