Logo Przewdonik Katolicki

Pokój i radość

ks. Mariusz Piecyk
Fot.

Jest 22 grudnia 2004 roku, wieczór. Z okna samolotu rozciąga się wspaniały widok na stolicę Portugalii, zaraz potem doświadczenie południowego klimatu: palmy, drzewa mandarynkowe i ciepło! Podróż do starego monastyru, który przez blisko dwa tygodnie będzie moim domem, mija szybko i jest dobrą okazją, aby zobaczyć siedemnastokilometrowy, najdłuższy w Europie most, który w Lizbonie...

Jest 22 grudnia 2004 roku, wieczór. Z okna samolotu rozciąga się wspaniały widok na stolicę Portugalii, zaraz potem doświadczenie południowego klimatu: palmy, drzewa mandarynkowe i ciepło! Podróż do starego monastyru, który przez blisko dwa tygodnie będzie moim domem, mija szybko i jest dobrą okazją, aby zobaczyć siedemnastokilometrowy, najdłuższy w Europie most, który w Lizbonie łączy brzegi Rio Tejo. Ten most dociera do okolicy, gdzie zbudowano hale FIL, w których będą się odbywać wspólne modlitwy. I od razu skojarzenie - to symbol tego spotkania: wyruszyć daleko, do innych ludzi, opuścić ziemię stałą i wygodną, aby tworzyć przestrzeń dzielenia się z innymi.
"Tylko marzenia pozwalają iść do przodu" (Sebastino da Gama). Te marzenia zawiodły mnie w kolejne dni do grobu Vasco da Gamy, który z Portugalii wyruszył torować drogę z Europy do Indii, do św. Antoniego, który choć Padewski, to tak naprawdę Lizboński, bo tam się narodził, do katedry patriarchów Lizbony, do twierdzy Castello, z której rozciąga się cudowny widok na siedem wzgórz (Colinas), na których Lizbona jest położona, wreszcie do licznych kościołów, z których Mosteiro dos Jerónimos to wręcz perełka architektoniczna. Nie mogło zabraknąć podróży do Cascais, aby zobaczyć bezkres Atlantyku. Ale samo piękno miasta byłoby bezwartościowe bez mieszkańców, którzy tworzą prawdziwy jego klimat. Wielu z nich otworzyło drzwi swych domów, aby przyjąć młodych pielgrzymów, wielu z nich musiało przekroczyć różne ograniczenia i trudności, aby udzielić gościny tym, którzy przemierzyli czasem całą Europę. Wielką radość sprawia obserwacja, w jaki sposób nawiązywane są więzi, których źródłem jest zwykłe ugoszczenie, rozmowa, modlitwa, odnawianie nadziei poprzez świeżość myśli i spojrzenia. Otwartość i życzliwość, serdeczność i przywiązanie szczególnie widoczne były w dniu odjazdu, na autobusowym parkingu, kiedy wiele łez wzruszenia towarzyszyło pożegnaniom. Niby tylko pięć dni bycia w gościnie, a zarazem tak silne więzy!
Wewnętrzny pokój, radość, serce otwarte na działanie Ducha Świętego, przyszłość, która nie wydaje się już straszna, nawet mimo katastrofalnego tsunami w Azji, dystans wobec przeciwności. Tak! To wszystko w Lizbonie było widoczne jak na dłoni. Z pasją wsłuchiwałem się w opowiadania moich znajomych z różnych części Europy, z którymi dopinaliśmy na ostatni guzik lizbońskie spotkanie od strony organizacyjnej, jak ważna jest wiara, zaufanie, miłość i wspólnota. Spotkania przy posiłku, herbacie, spacery były doświadczeniem piękna i wielkości człowieka, który w miejscu, gdzie żyje i pracuje, jest zaczynem pokoju i pojednania. Wspólne rozmowy, dzielenie się doświadczeniem, jak Chrystus może przemienić zarówno nasze serca, jak i całe życie, ukazywały, że w życie młodych ludzi Ewangelia wnosi tak wielką nadzieję, że w niej zawsze można odzyskać utracony albo zgaszony zapał.
Dwa tygodnie w Lizbonie to pokorna nauka, jak się wzajemnie rozumieć, przebaczać, pojednać się, przeżywać radość. To zrozumienie, że "Bóg nie wzywa nas do wygłaszania deklaracji, ale do prostych i konkretnych czynów pokoju i komunii w naszym otoczeniu". Pielgrzymując dalej w zaufaniu przez ziemię, daleki od zniechęcenia, w mojej kruchości, wzywam pomocy Ducha Świętego i ruszam naprzód, "aby ciągle zaczynać od nowa i iść ku przyszłości pełnej pokoju" (brat Roger).

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki