Anna Maria Jopek śpiewała kiedyś: „Moja miłość ma już nowy adres: to Lizbona. Moja miłość, wszystko czego pragnę, to Lizbona”. Stało się to dla mnie jasne, gdy pierwszy raz odwiedziłem to miasto w 2018 roku, po zakończeniu 10-dniowej pielgrzymki caminho português z Porto do Santiago de Compostela. Właściwie zachwyciła mnie cała Portugalia, a jeszcze bardziej Portugalczycy. Podczas mojej ostatniej wizyty w Bradze, gdzie znajduje się chętnie odwiedzane przez Portugalczyków Santuário do Bom Jesus, pomyliłem kierunki i nie zdążyłem na autobus. Gdy zorientowałem się, w którą stronę powinienem pójść, zobaczyłem, że autobus odjeżdża. Wybiegłem mu naprzeciw, machając rozpaczliwie. Kierowca zatrzymał mnie. Niestety, nie miałem drobnych, by zapłacić za bilet, a duży nominał, jaki mi pozostał, spotkał się z bezradnym spojrzeniem kierowcy. Mimo wszystko ruszyliśmy, nie do końca wiedząc, jak rozwiązać problem. Po chwili za ramię chwyciła mnie młoda kobieta. Obok niej siedział chłopiec. Dała mi monety, równowartość biletu. Nie chciała ode mnie pieniędzy. Nie chciała niczego. Uśmiechnęła się, życzyła dobrego dnia. Takich gestów spotkałem w tym kraju wiele. Wiele miejsc mnie oczarowało. Ale z całą pewnością za polską piosenkarką mógłbym powtórzyć, że „moja miłość ma nowy adres: to Lizbona”. Z miejscami, które zachwycają, jest zawsze pewien problem: jak wybrać to, co udający się tam pierwszy raz „must see”? Jak ująć to krótko i zgrabnie? Jak wybrać spośród wszystkich miejsc te, które najlepiej oddadzą klimat miasta i jego mieszkańców? Wiem, że mój wybór jest niedoskonały. Ale może jeszcze będzie okazja wrócić na łamach „Przewodnika Katolickiego” do Portugalii.
Sé
Krótką wycieczkę po Lizbonie zacznijmy od dzielnicy Alfama, założonej jeszcze przez Maurów. Tu, pośród licznych, krętych i chaotycznie wspinających się i opadających uliczek, skręcających niekiedy pod nieprawdopodobnym kątem, znajduje się katedra. Sedes Episcopalis, w skrócie Sé. Zbudowana została w XII wieku w miejscu dawnego meczetu. Uderza prostotą i majestatycznością. Do środka światło wpada przez kolorowe elementy witraża umieszczonego w rozecie na fasadzie świątyni, tworząc imponującą feerię barw. Na szczególną uwagę zasługuje zdobiona azulejos kaplica św. Franciszka, a w niej chrzcielnica, przy której ochrzczono w 1195 roku św. Antoniego. Warto zobaczyć również skarbiec, w którym znajduje się bogato zdobiony relikwiarz ze szczątkami św. Wincentego z Saragossy, patrona Lizbony.
Św. Antoni Lizboński
Skoro jesteśmy przy katedrze, tuż obok niej, nieco poniżej, znajduje się kościół wybudowany w miejscu narodzin św. Antoniego z Padwy. Być może będzie to dla wielu zaskoczeniem, ale ten słynny święty nie pochodził z Padwy, ani nie był Włochem. Był Portugalczykiem, a jego chrzcielne imię to Ferdynand. Wstąpił najpierw do zakonu kanoników regularnych św. Augustyna, po czym przeniósł się do franciszkanów, gdzie przyjął imię Antoni. Miał nadzieję na pracę misyjną, ale nie pozwoliło mu na to zdrowie. Był wybitnym teologiem i znakomitym kaznodzieją. Co ciekawe, w klasztorze w Padwie osiadł dopiero w ostatnim roku swego życia. Tam zmarł, mając 36 lat.
Hipnotyzujące azulejos
Będąc w dzielnicy Alfama, warto zajrzeć do Panteonu Narodowego, w którym znalazły się tzw. cenotafy, czyli puste grobowce najważniejszych osobistości Portugalii. Nieopodal znajduje się kościół św. Wincentego za Murami, do którego przylegają zabudowania dawnego klasztoru Augustianów. Wyłożone są imponującą liczbą ponad 14,5 tys. azulejos, pochodzących z XVIII wieku.
Azulejos to dekoracyjne płytki ceramiczne, najczęściej o wymiarach 15x15 cm. Nazwa wbrew pozorom nie pochodzi od portugalskiego azul, oznaczającego kolor niebieski. Choć w większości azulejos są właśnie w tym kolorze. Nazwa wywodzi się od arabskiego azzelij, które oznacza mały, polerowany kamień używany przez muzułmanów do projektowania mozaik. To właśnie za sprawą ekspansji Maurów azulejos zagościły w Portugalii, na salony trafiły jednak dzięki królowi Manuelowi I. Azulejos nie tylko swymi geometrycznymi i roślinnymi motywami zdobią ściany domów, ale służą również przedstawieniu ważnych wydarzeń z historii Portugalii oraz życia religijnego.
Bogactwo azulejos można zobaczyć w Lizbonie w Muzeum Narodowym Azulejo.
Belém
Tę znajdującą się na zachód dzielnicę Lizbony trzeba odwiedzić z co najmniej kilku powodów. Zacznijmy od najsłodszego, czyli pastel de nata. To najpopularniejszy portugalski deser, a pochodzi właśnie z lizbońskiej dzielnicy Belém, a dokładniej wypiekane były w klasztorze Hieronimitów. Po kasacie zakonów w Portugalii przysmak zaczęła wypiekać zlokalizowana nieopodal cukiernia. Od 1837 roku pastel de nata wypiekane są na miejscu i sprzedawane, zarówno na wynos, jak i do stolika. Warto ich spróbować, koniecznie z aromatyczną i mocną portugalską kawą – espresso.
Klasztor Hieronimitów jest drugim powodem, dla którego koniecznie trzeba odwiedzić dzielnicę Belém. Przyklasztorny kościół to jeden z cudów stylu manuelińskiego. Znajdują się tu grobowce niektórych królów. Tu znajduje się również nagrobek słynnego podróżnika Vasco da Gamy. À propos podróżników, po przeciwnej stronie, przy brzegu rzeki Tag znajduje się pomnik Odkryć Geograficznych – 52-metrowa betonowa budowla przypominająca dziób żaglowca. Na pokładzie znajdują się m.in. Henryk Żeglarz, Vasco da Gama, Ferdynand Magellan i Luis de Camóes.
Nieopodal znajduje się Torre de Belém, czyli wieża – kamienna budowla wzniesiona w XVI wieku. Uznawana jest za najpiękniejszą portugalską konstrukcję militarną.
W 1983 roku wieżę i kompleks klasztorny Hieronimitów wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.
Baixa i Bairro Alto
Centrum Lizbony to płaska, wciśnięta między dwa wzgórza dzielnica Baixa. To dzielnica handlowa, ulice tworzą tu uporządkowany układ. Stąd niedaleko do Placu Handlowego nad brzegiem Tagu z pomnikiem króla Józefa I i łukiem triumfalnym. Stąd widać figurę Chrystusa Króla, znajdującą się na drugim brzegu rzeki – w miejscowości Almada.
Atutem Lizbony są liczne punkty widokowe, z których jednym z najbardziej znanych jest Elevador de Santa Justa. Winda zabiera na taras widokowy, z którego podziwiać można m.in. zamek św. Jerzego. Z tarasu można się też zanurzyć w świat uliczek kolejnego lizbońskiego wzgórza w dzielnicy Bairro Alto.
Żółty tramwaj i czerwony most
Te dwa elementy przywodzą na myśl raczej San Francisco. Charakterystyczne żółte wagoniki poruszające się po stromych ulicach amerykańskiego miasta i słynny Golden Gate Bridge, otwarty w 1937 roku.
Żółte tramwaje w Lizbonie to dziś symbol miasta, ale też dobry sposób na jego zwiedzenie. Najsłynniejsza linia – 28 – została zainagurowana w 1914 roku. Łączy plac Martim Moniz w centrum miasta z dzielnicą Prazeres. Cała trasa liczy siedem kilometrów. Tramwaj przejeżdża przez najciekawsze dzielnice Lizbony: Alfamę, Baixę, Chiado i Bairro Alto. Taki przejazd to nie tylko dobry sposób na zwiedzenie miasta, ale również niezła atrakcja, zwłaszcza gdy tramwaj mknie (dosłownie!) wąskimi, stromymi i krętymi uliczkami miasta, co chwila sygnalizując przechodniom swoją obecność.
Charakterystyczny most powstał w latach 50., choć pomysł na jego budowę pojawił się dwie dekady wcześniej. W ogłoszonym przetargu wybrano amerykańską firmę United States Steel Export Company. Most początkowo nosił imię portugalskiego dyktatora Antonio de Oliveiry Salazara, po jego obaleniu zmieniono nazwę nawiązującą do daty przewrotu, rewolucji goździków – 25 kwietnia 1974 roku. Ta nazwa obowiązuje do dziś.
Most ma ponad dwa kilometry długości, a najwyższy punkt wynosi 190 metrów nad wysokość wody. Dziennie mostem przejeżdża około 150 tys. samochodów i prawie 160 pociągów.