Logo Przewdonik Katolicki

Błogosławiona telewizja

Natalia Budzyńska
Fot.

Ostatnie 26 lat, a szczególnie niedawne tygodnie, w uderzający sposób pokazały, jak ważnym instrumentem ewangelizacyjnym może być telewizja. Jan Paweł II wiedział o tym doskonale i my dzisiaj możemy za nim powtórzyć, już nie żartując: "błogosławiona telewizja", za pośrednictwem której cały świat mógł wziąć udział w najważniejszych rekolekcjach w życiu. Telewizja - synonim...

Ostatnie 26 lat, a szczególnie niedawne tygodnie, w uderzający sposób pokazały, jak ważnym instrumentem ewangelizacyjnym może być telewizja. Jan Paweł II wiedział o tym doskonale i my dzisiaj możemy za nim powtórzyć, już nie żartując: "błogosławiona telewizja", za pośrednictwem której cały świat mógł wziąć udział w najważniejszych rekolekcjach w życiu.


Telewizja - synonim niewybrednej rozrywki i straty czasu, świątynia konsumpcjonizmu i populistycznych haseł, hołdująca masowym gustom, w której coraz częściej przekraczana bywała granica przyzwoitości i moralności. "Telewizja kłamie" - takim zawołaniom często towarzyszyły gesty pozbywania się telewizora z domu w ogóle. Ale co tydzień, w niedzielne południe, nie kłamała: Jan Paweł II od początku przeczuwał, jakim wspaniałym narzędziem głoszenia Prawdy może się ona stać. Wiedział też, że będzie mu towarzyszyła do końca, a nawet jeszcze dalej, gdy on będzie już u swego Ojca.

Oko kamery


Większość katolików nigdy nie była w Rzymie i nie spotkała się z Janem Pawłem II, a jednak nie ma takiego człowieka na ziemi, który nie znałby jego ruchów, mimiki, głosu, gestów. Wszystkim nam wydaje się, że świetnie go znamy i naprawdę byliśmy naocznymi świadkami tylu wydarzeń w jego życiu. Jan Paweł II był pierwszym papieżem, który do tego stopnia wykorzystał telewizję, że nie wypraszał kamerzystów nawet wtedy, gdy się modlił. Był niewątpliwie najbardziej medialną osobą świata i świetnie zdawał sobie sprawę z tego, że dzisiejsza kultura jest kulturą obrazkową. Współczesny człowiek potrzebuje obrazu, aby cokolwiek do niego dotarło, a jednocześnie na wiele obrazów jego wrażliwość jest już stępiona. Po lekcji wykorzystania obrazu telewizyjnego, jaką dał nam Papież, telewizja już nie będzie taka sama. Okazało się, że kilkadziesiąt minut medytacji w wawelskiej kaplicy bardziej przemawia niż telenowela; cierpiący, stary człowiek, który nie może wydusić z siebie słowa, wzbudza więcej emocji niż polityczne debaty; a prawda o życiu, jaką jest śmierć, porusza głębiej niż najbardziej rzeczywisty reality show.
Ojciec Święty zapraszał telewizję wszędzie tam, gdzie był. W Watykanie, podczas podróży po całym świecie kamera wciąż śledziła każdy jego ruch. Mogliśmy na bieżąco słyszeć słowa, którymi karmił ludzkość, i mogliśmy widzieć na własne oczy jego misję. Dzięki temu teraz - gdy go zabrakło - możemy przypominać sobie sceny, które tak nam zapadły w pamięć: zamach na jego życie i obraz rozmowy z Ali Agcą, zgarbioną postać Papieża wkładającego kartkę z modlitwą w szczelinę Ściany Płaczu w Jerozolimie, Jana Pawła II obejmującego stopy Ukrzyżowanego w Dniu Przebaczenia w roku Wielkiego Jubileuszu, gołębie w oknie jego pokoju, które nie chciały odlecieć, gdy je wraz z dziećmi odganiał, i tyle innych, tysiące wręcz innych scen.

Globalne rekolekcje


Kilka lat temu telewizyjna technologia umożliwiła stworzenie "mostu medialnego", który połączył sześć europejskich miast. Młodzież, która uczestniczyła w czuwaniu modlitewnym, mogła natychmiast usłyszeć słowa Papieża. Powiedział wówczas żartobliwie: "Telewizja to wspaniała instytucja! W tej chwili, będąc w Rzymie, w tej auli, widzę kościół św. Anny w Krakowie, który bardzo dobrze znam... widzę studentów, którzy mają dziś innego kardynała, i jego też widzę dzięki telewizji. Więc obydwaj możemy powiedzieć: ta telewizja to wspaniała instytucja! Błogosławiona telewizja!". Dzisiaj my możemy powiedzieć to samo, i nawet nie tylko dlatego że dzięki telewizji mogliśmy uczestniczyć w uroczystościach pogrzebowych. Jan Paweł II bowiem poprzez to medium zdominowane przez kulturę masową, niewybredną, niską i często prymitywną, pokazał kulturę prawdziwą: kulturę prawdy i miłości. Ostatnie dni jego życia i jego umieranie były największymi rekolekcjami świata - ze względu na przesłanie, a także ze względu na światowy zasięg. Można z całą pewnością przypuszczać, że był tego świadomy. To nie był temat dla telewizji: oblicze cierpiącego człowieka, który z najwyższą trudnością podnosi rękę. Wtedy jeszcze dawały słyszeć się głosy, aby dać mu spokój. Wszyscy jednak zamilkli w piątek - przez dwa dni agonii media pokazywały najmniej medialny na świecie obraz: modlitwę. Przez następne dni miało być tak samo: miliony ludzi towarzyszyło w misterium, dla milionów czas stanął w miejscu i otworzył ich na życie głębsze, duchowe. Znakiem tego były dla mnie wyznania amerykańskich spikerów, którzy płacząc, przyznawali się publicznie do tego, że są katolikami. Nie zapomnę głosu korespondenta polskiej stacji komercyjnej, który łamiącym się głosem mówił w porze najwyższej oglądalności: "Kościół jest potrzebny światu. Bóg jest potrzebny światu".

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki