Logo Przewdonik Katolicki

Ekologia to synonim relacji

Weronika Frąckiewicz
fot. Unsplash

Rozmowa z o. Cordianem Szwarcem OFM o wykorzystanych i zmarnowanych szansach Laudato si’, rozdźwięku między ekologicznymi hasłami a logiką zysku, który wywołuje bunt młodych, oraz o przeformułowaniu pojęcia ekologii

Obchodzimy 10-lecie encykliki Laudato si’ papieża Franciszka. Czy miała ona realny wpływ na zmianę pojęcia ekologii w Kościele, a co za tym idzie – na podjęcie konkretnych działań prośrodowiskowych?
– Warto przy tej okazji zapytać nie tylko o jej wpływ na rozumienie ekologii w Kościele, ale także o to, jak sami postrzegamy Kościół jako wspólnotę zdolną do nawrócenia i wzrastania.
Już sam fakt, że papież zdecydował się uczynić temat troski o wspólny dom centralnym zagadnieniem dokumentu tej rangi, jest wydarzeniem przełomowym. Wcześniejsi papieże, zwłaszcza św. Jan Paweł II i Benedykt XVI, również podejmowali temat ekologii, często w sposób bardzo radykalny. Jednak to właśnie Franciszek – w duchu św. Franciszka z Asyżu – nadał mu nową głębię, łącząc ekologię z duchowością, ubóstwem, solidarnością i krytyką systemowych niesprawiedliwości. Czy coś się zmieniło? Tak – ale zmiana ta jest nierównomierna. W niektórych środowiskach kościelnych Laudato si’ stała się impulsem do konkretnych działań: powstają wspólnoty ekologiczne, sieci współpracy, zmienia się styl duszpasterstwa, podejmowane są konkretne inicjatywy na rzecz ochrony stworzenia. Rośnie świadomość, że ekologia integralna to nie moda, lecz wymóg wiary. Jednocześnie część wspólnot – zarówno świeckich, jak i duchownych – zredukowała przesłanie encykliki do stereotypów o „ochronie żabek czy delfinów”. To spłycenie ujawnia trudność z przyjęciem eklezjalnej i duchowej wagi tego dokumentu. W ciągu tych 10 lat zauważalna jest również pewna polaryzacja postaw wewnątrz Kościoła. Dla jednych Laudato si’ to droga nawrócenia ekologicznego i odnowy chrześcijańskiego stylu życia. Dla innych – temat obcy, niezrozumiały, a nawet podejrzany. Paradoksalnie, ta różnorodność reakcji pomaga nam spojrzeć na przesłanie ekologii integralnej w sposób bardziej realistyczny – nie jako ideał bezkonfliktowy, lecz jako wezwanie, które wymaga czasu, dialogu i odwagi.

A może Kościół nie był gotowy na Laudato si’?
– Patrząc na kierunki myślenia i działania wewnątrz Kościoła, odnoszę wrażenie, że wciąż – tak jak 10 lat temu – nie jesteśmy gotowi, by wprowadzić w życie to, do czego Laudato si’ nas wzywa. Ograniczamy się często do przyjęcia pewnych pojęć, symbolicznego utożsamienia się z nimi albo – przeciwnie – do ich odrzucenia. Tymczasem sedno encykliki dotyka czegoś znacznie głębszego: jakości naszych relacji – z Bogiem, z ludźmi, ze światem stworzonym. I pokazuje, że to właśnie w nich ukryta jest szansa dla nas samych, dla odnowy Kościoła i świata. To trudne do przyjęcia, zwłaszcza jeśli nasze spojrzenie zatrzymuje się na perspektywie lokalnej, a nie powszechnej. Często skupiamy się na swoich potrzebach, tożsamościach, własnym środowisku – zapominając, że jesteśmy częścią większej wspólnoty. Indywidualizm, który przenika kulturę, przenika też Kościół. Widać to chociażby w sposobie, w jaki odbieramy autorytet papieża: „nasz” lub „nie nasz”. A przecież Franciszek w Laudato si’ nie mówił do jednych przeciw drugim – lecz do wszystkich. Wzywał do jedności, do odnowy Kościoła jako wspólnoty, do troski o dobro wspólne. Pytał, czy moje wybory – duchowe, społeczne, ekonomiczne – wzmacniają Kościół, czy go osłabiają. Czy buduję relacje, czy mury. To nie są pytania wygodne. Ale może właśnie dlatego nie tyle chodzi o to, czy Kościół był gotowy, ile o to, czy my jesteśmy gotowi dojrzewać razem z nim.

Co dziś, po 10 latach, diagnozuje Ojciec jako najbardziej zmarnowane przesłanie papieskiej encykliki?
– Nie uważam się za specjalistę od Laudato si’. Wciąż wiele w tej encyklice pozostaje dla mnie do odkrycia. Ale z perspektywy dziesięciu lat mam poczucie, że jedną z najbardziej zmarnowanych szans, jaką przyniosło to papieskie przesłanie, jest niepodjęta nauka o umiarze. Papież Franciszek zaprosił nas do życia prostszego, bardziej świadomego, zakorzenionego w relacjach i otwartego na stworzenie. Tymczasem w polskim Kościele – i szerzej: w społeczeństwie – ekologia często postrzegana jest jako coś podejrzanego, obcego, wręcz ideologicznego. Zamiast potraktować encyklikę jako wezwanie do nawrócenia ekologicznego i duchowego, zamknęliśmy ją w schemacie zagrożenia. Była określana mianem „antypolskiej” czy „niekatolickiej” – i to często przez osoby, które jej nawet nie przeczytały. Z ramienia Caritas Laudato si’ przygotowaliśmy specjalne wydanie encykliki i rozesłaliśmy je do wszystkich parafii w Polsce. Otrzymywaliśmy sygnały, że niektóre z tych przesyłek trafiały do pieca – bez otwierania, bez lektury. To mocny, symboliczny gest, który stawia pytanie: dlaczego tak trudno nam przyjąć to nauczanie? Może dlatego, że ono dotyka czegoś bardzo głębokiego: naszego sposobu życia, naszej nieumiejętności tworzenia relacji, naszej samotności i zagubienia w świecie zdominowanym przez pośpiech i konsumpcję. Niezależnie od statusu materialnego – zagarniamy. Jedni więcej, drudzy taniej, ale mechanizm pozostaje ten sam: nieustanna pogoń za posiadaniem, za zabezpieczeniem się, za tym, by nie wypaść z obiegu. I niestety, również ludzie Kościoła rzadko bywają dziś pionierami życia prostego i niekonsumpcyjnego. Ekologia integralna, którą proponuje Franciszek, nie jest tylko „tematem zielonym” – jest pytaniem o to, jak żyję, jak kocham, jak buduję wspólnotę. Tymczasem nawet w parafiach, mimo deklarowanej troski o relacje, często zamykamy się na siebie nawzajem. Mówimy o rodzinie, o wspólnocie, ale nie potrafimy być razem. Dlatego być może dziś najpilniejszym wyzwaniem nie jest już zrozumienie encykliki, ale przyjęcie jej jako osobistego zaproszenia do przemiany życia. Do tego, by zwolnić, odkryć siebie, pozwolić się pokochać – i wreszcie zatroszczyć się o świat, który nie jest naszą własnością, lecz wspólnym darem.

Głośnym echem odbijają się w naszym kraju protesty organizacji „Ostatnie Pokolenie”. Niestety odnoszę wrażenie, że tego typu działalność zamiast pobudzać społeczeństwo do mądrych działań ekologicznych, tworzy iluzję ekologii jako przestrzeni ideologicznej…
– Młode pokolenie od zawsze miało w sobie zmysł buntu wobec niesprawiedliwości. Dziś ten bunt znajduje swoje ujście między innymi w sprzeciwie wobec hipokryzji świata dorosłych – zwłaszcza tych, którzy głoszą wielkie hasła ekologiczne, a jednocześnie napędzani są wyłącznie logiką zysku i konsumpcji. Młodzi bardzo dobrze widzą ten rozdźwięk: między obietnicami polityków a realnymi działaniami, między kampaniami „eko”, a niszczącymi środowisko łańcuchami produkcji. I właśnie ta niekonsekwencja najbardziej ich boli. Zdajemy sobie sprawę, że żyjemy w jednym z najbardziej uprzywilejowanych zakątków świata. Mamy dostęp do wody, jedzenia, technologii. A jednocześnie korzystamy z tego wszystkiego dzięki pracy ludzi, którzy w innych częściach globu żyją i umierają w warunkach niegodnych człowieka, wydobywając surowce potrzebne do produkcji naszych telefonów, komputerów czy samochodów. Dla wielu młodych ten dysonans jest nie do zniesienia. Czy blokowanie ulic to skuteczna forma protestu? Trudno powiedzieć. Dla wielu kierowców w korkach jest to po prostu utrudnienie. Ale kiedy sam znajduję się w takim korku, zadaję sobie pytanie: co naprawdę chcą nam powiedzieć ci młodzi ludzie? Ich działania – choć nie zawsze trafione – nie świadczą o ich winie. Raczej są dramatycznym sygnałem o winie systemu, który ich wychował w świadomości kryzysu, a nie daje realnych możliwości jego przezwyciężenia. Ważne jest, by nie zatrzymać się na poziomie oceny form protestu, ale usłyszeć, co za nimi stoi. I nie dać się wciągnąć w narrację, która całą troskę o świat stworzony wrzuca do szuflady „ideologii”. Bo pytanie o przyszłość planety, o sprawiedliwość globalną, o styl życia i solidarność międzypokoleniową – to nie ideologia, ale głęboko etyczne i duchowe wyzwanie.

Jak mówić o ekologii w środowiskach kościelnych, żeby nie była ona jednoznaczne źle przyjmowana?
– Szczerze – nie wiem. Przez kilka lat prowadzenia kampanii i inicjatyw w ramach Caritas Laudato si’ doświadczyliśmy, jak trudno jest zatrzymać uwagę wspólnoty Kościoła na papieskim przesłaniu zawartym w Laudato si’. Ale czy to powinno nas dziwić? Skoro sami mamy trudność z przyjęciem i realizacją nauki Jezusa, tym bardziej trudno nam podjąć temat ekologii, który dotyka konkretnych i często niewygodnych aspektów naszego stylu życia. W przestrzeni kościelnej przeszkodą jest również ogromna dezinformacja. Ekologia bywa zredukowana do segregacji śmieci i oszczędzania wody – co, choć potrzebne, stanowi zaledwie wierzchołek góry lodowej. Takie myślenie fragmentaryczne bierze się z braku spójnych regulacji systemowych i ze zrzucania całej odpowiedzialności na jednostkę. Wmawianie ludziom, że to głównie ich codzienne wybory są przyczyną kryzysu klimatycznego, to – moim zdaniem – poważne nadużycie. Noblista z dziedziny ekonomii Richard Thaler przypomina, że owszem, jesteśmy odpowiedzialni za wybór dobra, ale to system powinien ten wybór realnie umożliwiać. Tymczasem żyjemy w świecie, w którym często nie da się żyć ekologicznie, bo system oparty jest nie na prawdzie i odpowiedzialności, ale na pozorach. Może więc nie chodzi o to, jak mówić o ekologii, ale z jakiego miejsca mówimy. Czy z pozycji lęku i przymusu? Czy z pozycji życia Ewangelią i troski o wspólny dom jako dar Boga? Jeśli zaczniemy od uczciwości i relacji, być może pojawi się przestrzeń, by to przesłanie wreszcie zaczęło rezonować – nie jako ideologia, ale jako wezwanie do nawrócenia.

Jako Kościół doszliśmy do perfekcji w wyczulaniu ludzi na pewnego rodzaju grzechy, chociażby te natury seksualnej. Przestrzeń ekologii jest prawie zupełnie nietknięta, jeśli chodzi o wrażliwość naszych sumień.
– Papież Franciszek w Laudato si’ nie mówił jedynie o „ptaszkach i rybkach” – jak czasem karykaturalnie się to przedstawia. Encyklika jest przede wszystkim głęboko teologicznym i społecznym wołaniem o relacyjność. Franciszek przypomina, że z powodu stylu życia jednych ludzi cierpią inni. Kryzys ekologiczny to w istocie kryzys relacji: z Bogiem, z drugim człowiekiem, z samym sobą i ze stworzeniem.
Dlatego jeśli w naszych kościelnych środowiskach samo słowo „ekologia” wywołuje opór, może warto odejść od etykiet i zadać inne, bardziej fundamentalne pytania: dlaczego chcesz coś kupić, dlaczego coś jesz, dlaczego dokądś idziesz? Czy twoje pragnienia płyną z wnętrza, czy są efektem manipulacji? Czy wybory, których dokonujesz, budują twoje człowieczeństwo i relacje, czy raczej je rozbijają? Mimo że mówimy o „nawróceniu ekologicznym”, w rzeczywistości dotykamy tu głębokiego nawrócenia relacyjnego – powrotu do tego, kim jesteśmy: dziećmi Bożymi, stworzonymi z miłości i do miłości. Wszystko, czego naprawdę potrzebujemy do szczęścia, zostało nam już dane – przez Boga, w stworzeniu, w relacjach, we wspólnocie. Ubrania, elektronika, media, technologie – to dodatki. Ważne jest, byśmy nie pozwolili, żeby narzucone potrzeby przesłoniły nam nasze prawdziwe pragnienia. Jeśli ekologia ma się stać przestrzenią wiary, to nie przez slogany, ale przez powrót do pytania o sens, relację, wybór dobra i wolność. I może to właśnie Kościół – jeśli będzie uważny – może być miejscem, gdzie takie pytania znów będą zadawane z miłością i odwagą.

Więc jak żyć dziś w duchu Laudato si’?
– Przede wszystkim – zacząć od siebie. Zatrzymać się, zwolnić, wsłuchać w potrzeby własnego ciała i serca. Nawiązać relację z przyrodą, która nie jest jedynie tłem naszego życia, ale znakiem Bożej obecności i troski. Duch Laudato si’ to także powrót do mądrości prostego życia – do tradycji, które niegdyś były naturalne, a dziś stają się ekoodkryciem. Przykładem może być zwyczaj używania wielorazowych butelek na mleko. W czasach PRL-u zużyte i umyte butelki wystawiano na zewnątrz – zabierano je, by napełnić mlekiem na nowo. Bez plastiku, bez śmieci, bez zbędnych kosztów. Warto to powtórzyć: ratunkiem dla świata nie jest jedynie segregacja śmieci, ale ograniczenie ich produkcji. To samo dotyczy jedzenia. Nasze babcie – a często także nasze mamy – planowały posiłki tak, by nic się nie marnowało. Symboliczna poniedziałkowa pomidorowa z niedzielnego rosołu to nie tylko kulinarny zwyczaj, ale znak szacunku wobec darów, którymi dysponujemy. Dziś żywność jest kupowana w nadmiarze i często bardzo niskiej jakości – a marnuje się ją na każdym etapie: od pola, przez sklepy, aż po domy. Papież Franciszek, mówiąc o ekologii, podkreśla wartość tradycji – nie jako skansenu, ale jako przekazywanej przez pokolenia mądrości życia. Tymczasem coraz częściej słyszymy, że trzeba odciąć się od przeszłości i zacząć wszystko „z czystą kartą”. Ale taka postawa – choć może brzmieć nowocześnie – pozbawia nas zakorzenienia. A człowiek bez korzeni nie tylko łatwiej błądzi, ale też trudniej kocha. Życie w duchu Laudato si’ to nie rewolucja przez wielkie manifesty. To codzienny wybór: prostoty zamiast nadmiaru, troski zamiast obojętności, relacji zamiast konsumpcji. I może właśnie w to najtrudniej nam dziś uwierzyć – że zmiana świata naprawdę zaczyna się od serca i od małych kroków.

Czy możemy mieć jakieś oczekiwania w dziedzinie ekologii od papieża Leona XIV?
– A gdyby zrezygnowała pani w swoim pytaniu z użycia słowa ,,ekologia”, to o co chciałaby Pani mnie zapytać?

Czy papież Leon XIV może wskazać nowe kierunki w uzdrowieniu relacji z samymi sobą, z drugim człowiekiem i ze światem?
– W gruncie rzeczy już to robi – od samego początku swojego pontyfikatu. Jego hasło, odwołujące się do jedności i zgody, nie jest tylko symbolicznym mottem, ale głębokim wezwaniem do odbudowy relacji na wszystkich poziomach: osobistym, społecznym i duchowym. Wszystko, o czym dziś rozmawiamy – kryzysy tożsamości, samotność, rozdarcie społeczne, dewastacja środowiska – mieści się w tym jednym słowie: wspólnota.
To jednocześnie bardzo prosty i bardzo radykalny głos Kościoła: nie jesteśmy stworzeni do życia w izolacji. Jesteśmy zaproszeni do relacji – ze sobą, z innymi, z Bogiem i z całym stworzeniem. Ale jeśli to wołanie pozostanie jedynie na poziomie pojęć, haseł i ogólnych apeli, nic się nie zmieni. Prawdziwa przemiana zaczyna się wtedy, gdy schodzimy głębiej. Gdy odkrywamy, że świat nie jest przestrzenią do eksploatacji, ale domem. Że drugi człowiek nie jest zagrożeniem, ale bratem. Że nasze własne życie nie jest projektem do zarządzania, ale relacją do przeżycia – w świetle miłości, jaką obdarza nas Bóg.
Jeśli papież Leon XIV będzie kontynuował to zaproszenie w duchu relacji, prostoty i jedności, może naprawdę otworzyć nowy etap. Ale odpowiedź zależy już od nas – czy zechcemy tę drogę podjąć.

---

CORDIAN SZWARC OFM
Koordynator krajowy Wspólnot Działania Laudato si’ oraz proboszcz parafii Chrystusa Króla na olsztyńskim Zatorzu

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki