Logo Przewdonik Katolicki

Zmartwychwstanie do trzeźwości

Angelika Szelągowska-Mironiuk
il. Agnieszka Sozańska

Powrót do trzeźwości po wielu latach wiąże się z diametralną przemianą życia. Okres wielkanocny bywa dla trzeźwiejącego alkoholika szczególnie trudnym momentem – w polskiej kulturze ważne okazje celebruje się zwykle spożywaniem alkoholu.

Trzeźwiejących – czasem zwanych też „suchymi” – alkoholików uważam osobiście za bohaterów. Pożegnanie z alkoholem po latach używania go w sposób nadmiarowy i szkodliwy to o wiele więcej niż modyfikacja lifestyle’u.

Nowe życie, nowe wyzwania
Proces trzeźwienia wymaga nie tylko zaprzestania picia. Wiąże się on także z konfrontacją z popełnionymi przez siebie błędami, zrozumieniem mechanizmów, które popchnęły nas w stronę uzależnienia i utrzymywały w tym stanie oraz nauką życia bez regulowania swoich stanów emocjonalnych za pomocą alkoholu. Powody te sprawiają, że zakończenie toksycznego (również dosłownie!) związku z etanolem przypomina zmartwychwstanie – osoba buduje nowe życie, opierające się na zupełnie innych, niż dotychczasowe, wartościach i zasadach. Przemiana życia dotyczy wszystkich sfer, których funkcjonowanie było wcześniej upośledzane przez działanie etanolu: fizycznej (osoba trzeźwiejąca odzyskuje zdrowie i wydolność organizmu), psychicznej (poprawiają się możliwości regulowania emocji i umiejętności poznawcze) oraz społecznej (możliwe staje się odbudowanie chociaż części relacji oraz nawiązanie nowych). Zmiany tego rodzaju nie dzieją się jednak w sposób magiczny i nagły – jest to zwykle dłuższy proces, a decyzja o zachowaniu trzeźwości stanowi dopiero jego początek, nie uwieńczenie. Dla osób, które chcą odzyskać trzeźwość i kontrolę nad swoim życiem, często szczególnie ważne jest naprawienie relacji z rodziną i innymi bliskimi osobami, które zostały zerwane lub nadszarpnięte za sprawą uzależnienia. Uczciwość wymaga stwierdzenia, że próby te nie zawsze kończą się sukcesem: dzieci osoby, która przez całe ich dzieciństwo nadużywała alkoholu, mogą nie być w stanie jej zaufać albo nie chcieć powierzyć jej np. zadania opieki nad własnymi dziećmi. Na ogół możliwe jest jednak choćby częściowe „ocieplenie” ważnych dla trzeźwiejącego więzi – co wymaga jednak nie tylko zaprzestania picia, ale też zbudowania nowego modelu komunikacji z daną osobą.

Akty odwagi w trzeźwieniu
Osoba, która już nie pije, może także sięgnąć po pomoc terapeuty rodzin (aktywne uzależnienie jest przeciwwskazaniem do podjęcia terapii całego systemu). Dzięki pracy z rodziną możliwe jest omówienie krzywd, które wyrządziła osoba uzależniona, a także wspólny namysł nad możliwościami odbudowania relacji – jeśli, oczywiście, pozostali członkowie rodziny chcą tego lub przynajmniej nie wykluczają takiej możliwości. Terapia rodzinna, w której uczestniczy trzeźwy alkoholik, pomaga także zrozumieć jego bliskim, jakiego wsparcia może on teraz potrzebować. Ważne jest np. to, by chociaż przez pewien czas ograniczyć spotkania z osobami, które namawiają trzeźwiejącego do picia, co często ma miejsce podczas świąt, ślubów czy konsolacji. Pewna osoba, trzeźwa już od kilkunastu lat, wspomniała kiedyś na terapii, że najtrudniejsze podczas pierwszych lat abstynencji były dla niej spotkania z rodzonym bratem, który sam był osobą pijącą ryzykownie i podważał możliwość przemiany swojego najbliższego krewnego. Osoba trzeźwiejąca potrzebuje także odbudować relację z samym sobą. Wielu ludzi zmagających się z uzależnieniem myśli o sobie jak najgorzej, czuje do siebie odrazę i pogardę, a także nie wierzy w to, że życie może mieć jeszcze cokolwiek do zaoferowania. Alkoholizm bardzo często współwystępuje także z depresją – zaburzeniem, które ze swojej natury skłania człowieka do widzenia w sobie głównie tych cech i elementów osobistej historii, które uznajemy za niechlubne. Nie chodzi oczywiście o to, by czas walki o trzeźwość stał się pasmem narcystycznych kompensacji i wypierania swoich życiowych błędów, potknięć czy trudnych cech osobowości – do odzyskania trzeźwości i wytrwania w niej niezbędne jest poznanie prawdy o samym sobie, a zatem zmierzenie się również z własnymi cieniami. Nie mniej ważne jest jednak odnalezienie w sobie zasobów psychicznych, które będą pomocne podczas pracy nad sobą. Zasobem tego rodzaju jest również sama umiejętność przyznania, że mamy z alkoholem problem, nie panujemy nad jego spożyciem, a nasze dotychczasowe postępowanie szkodziło nam samym i naszym bliskim. Taka refleksja stanowi akt odwagi – a to właśnie jej trzeźwiejąca osoba będzie potrzebowała podczas dalszych etapów nowej, zdrowszej drogi życia.

Mam wrażenie, że piłem od zawsze
Dużo większe ryzyko uzależnienia od alkoholu dotyczy osób, w których otoczeniu nadmierne spożywanie etanolu jest traktowane jak coś zupełnie naturalnego. W takim właśnie środowisku wychowywał się i dorastał Andrzej, dziś będący już na emeryturze. Mężczyzna pamięta swoją drogę do trzeźwości i moment, w którym postanowił przestać pić – nie umie jednak precyzyjnie określić, kiedy zaczął alkoholu nadużywać, bo w życiu jego rodziny piło się „od zawsze”:
– Kiedyś buntowałem się przeciwko nazywaniu mnie trzeźwym alkoholikiem – liczyłem na to, że skoro już nie piję, to określenie „alkoholik” się ode mnie odklei. Wiele osób leczących się z powodu uzależnienia marzy o tym, żeby nikt o nich w ten sposób nie myślał – w końcu terapię podejmuje się po to, by alkohol przestał zajmować główne miejsce w życiu człowieka, po to jest ten cały trud – opowiada Andrzej. – Teraz jednak, po kilkunastu – dokładnie jedenastu – latach trzeźwości myślę, że takie określenie bardzo mi pomaga: wiem, że muszę być czujny, a mojej alkoholowej historii nie da się wymazać. To nie żaden wstyd, to po prostu fakt, którego nie wolno nam zapomnieć. Nie umiem powiedzieć, kiedy zacząłem pić w sposób szkodliwy – bo mam wrażenie, że tak było od zawsze. Mój ojciec, dziadek i bracia pili regularnie, podobnie jak mój teść. Już jako uczeń technikum potrafiłem wypić z kolegami tanie wino przed zajęciami praktycznymi, a każde imieniny czy sobotę wieczór świętowało się przy wódce. Niejeden raz pod wpływem alkoholu wdawaliśmy się w bójki, a jeden z moich kumpli prawie wpadł pod pociąg, bo włóczyliśmy się przy torach kolejowych. Po takich sytuacjach wszyscy się z siebie śmialiśmy, uważaliśmy, że żyjemy „na całego” – wspomina Andrzej. – Później wziąłem ślub, urodzili się moi synowie. Żona nie pracowała, zajmowała się domem i chłopakami. Ja pracowałem w fabryce i piłem z kolegami – taki był porządek rzeczy. Jednak w latach 90. fabryka padła i zostałem bez pracy, a alkohol w moim życiu obecny był nadal. Małżeństwo zaczęło się sypać, kilka razy żona wyrzucała mnie z domu. Przegapiłem dorastanie synów, odchodzenie mojej mamy. W końcu zmarła moja teściowa i wtedy dotarło do mnie, że moja żona jest z tym wszystkim sama. Zacząłem się modlić i prosić Boga, żeby wyciągnął mnie z bagna wódki. Było mi bardzo trudno, ale wytrzeźwiałem. Postanowiłem, że nigdy więcej nie wezmę alkoholu do ust. Dotrzymałem słowa. Po dwóch latach trzeźwości poszedłem na terapię. Pomogło mi to trwać w trzeźwości, ale też bardziej zrozumiałem siebie – np. to, że przez całe życie uciekałem przed uczuciami, pracowałem i przynosiłem pieniądze, ale bałem się odpowiedzialności. Żona czasami wypomina mi przeszłość – z synami mam dziś dobry kontakt, opiekuję się wnukami. Jednak przeszłość czasami do mnie wraca. Na weselu starszego syna prawie się złamałem. W Wielkanoc, Boże Narodzenie czy podczas innych okazji umiem się trzymać, ale kiedyś było to dla mnie bardzo trudne, bo przecież w moim rodzinnym domu po Mszy rezurekcyjnej się piło. Najtrudniej było mi jednak, gdy przeszedłem zawał. Pomyślałem wtedy: „to ja tu się staram, a serce i tak mi wysiada? Ta abstynencja nie ma sensu!”. Opamiętałem się, bo nie chciałem dokładać zmartwień rodzinie, ale to była największa próba w moim życiu. Każdy ma na ziemi swoje walki – ja walczę o to, żeby nie rozczarować tych paru osób, które mimo wszystko były przy mnie, gdy było ze mną naprawdę źle.

Widzieć swój cel
Osoba z uzależnieniem od alkoholu, która pragnie zmienić swoje życie i wrócić do trzeźwości, nie powinna być pozostawiona sama sobie. Obecność wspierającej rodziny lub przyjaciół, terapeuty uzależnień lub grupy wspierającej w abstynencji (np. anonimowych alkoholików) sprawia, że łatwiej jest utrzymać przed oczami cel, którym jest zdrowsze, trzeźwe życie. Trzeźwienie wiąże się również z przeżyciem straty: osoba uzależniona musi przyjąć, że nie będzie już uczestniczyła w zakrapianych imprezach, straci możliwość łatwego „zalania” niewygodnych emocji, a często także straci część kontaktów społecznych – oczywiście tych, które były cementowane głównie wspólnymi libacjami. Niezbędne jest też pogodzenie się z faktem, który na początku był wypierany przez Andrzeja – że osobą uzależnioną jest się już do końca życia, nawet po kilkudziesięciu latach abstynencji. Nie chodzi tutaj o wypominanie przeszłości czy etykietowanie osoby z trudną historią, ale o to, że nigdy nie będzie ona już mogła wrócić do okazjonalnego spożywania alkoholu, a w niektórych momentach może odczuwać silny pociąg do etanolu (i tym samym – dawnego stylu życia). Świadomość własnego uzależnienia pozwala zachować czujność i motywuje do przyglądania się samemu sobie: zauważania wewnętrznych kryzysów i konstruktywnego rozwiązywania ich. Z drugiej strony – osoba trzeźwiejąca powinna co jakiś czas przypominać sobie o tym, co zdobyła dzięki swojej przemianie: może to być lepsze zdrowie i przewidywane dłuższe życie, kontrola nad swoim postępowaniem, stabilne finanse czy np. możliwość prowadzenia pojazdów. Wiele osób, które wychodzą z aktywnego uzależnienia, chce zrobić dla swojego zdrowia i samopoczucia coś więcej, niż „tylko” zostać abstynentami: jeden z moich pacjentów, który odzyskał trzeźwość, rozpoczął treningi biegowe i po paru latach od odstawienia alkoholu przebiegł półmaraton. Inny mężczyzna, któremu wcześniej alkohol „zabierał” oszczędności, kupił motor i wybrał się z przyjacielem w podróż po Europie. Warto zatem myśleć o trzeźwości nie  tylko jako o wystrzeganiu się napojów wyskokowych, ale jako o wachlarzu nowych szans.
Zmartwychwstając do trzeźwości, żegnamy – oby na zawsze! – starą wersję siebie, która uciekała przed prawdziwym życiem w toksyczne znieczulenie. Zyskujemy natomiast możliwość przeżycia kolejnych lat w zdrowiu i otoczeniu ludzi, których nie będziemy permanentnie zawodzić.

Niektóre szczegóły historii Andrzeja zostały zmienione.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki