Logo Przewdonik Katolicki

Obecność

Natalia Budzyńska
Fot. materiały prasowe

Drugie imię podobało mi się z wielu powodów, także formy i konstrukcji, to taka medytacja nad samotnością i relacją z Bogiem.

Mogłabym napisać po prostu recenzję, w kilku zdaniach zarysować opis fabuły i zachęcić do przeczytania. Ale jakoś mi to nie pasuje do tej książki. Książeczki. Niewielkiej rozmiarami, niczym tomik poezji. Jakieś czterdzieści stron. Przechodziłam obok księgarni, jednej z tych autorskich, gdzie pracuje księgarz, a nie sprzedawca, a więc człowiek, który czyta i orientuje się, gdy zapytać go o ostatniego noblistę. Nie musiałam go pytać, bo najnowsza książka-książeczka Jona Fossego stała w oknie wystawowym. Uściślijmy: księgarz wyłożył wszystkie egzemplarze, jakie zamówił, w oknie. Na okładce białe paski przechodziły w czarne, biel zamieniała się w czerń. Bardzo prosty zabieg, gdy tytuł brzmi Białość (przeł. Iwona Zimnicka). Ale to jeszcze nic, po przeczytaniu okazuje się, że okładka jest dokładnie taka, jaka powinna być. Weszłam więc do księgarni i bez zastanowienia kupiłam Białość, bo byłam pod wrażeniem lektury Drugiego imienia, czyli pierwszej części Septologii tego autora, tego, który w tym roku otrzymał Literacką Nagrodę Nobla. A wszyscy się dziwili, że co to się stało, że nagle doceniony zostaje pisarz, który pisze o duchowości, a na dodatek śmiało określa się jako katolik, co jest w świecie tej branży wyjątkowo niepopularne. Drugie imię podobało mi się z wielu powodów, także formy i konstrukcji, to taka medytacja nad samotnością i relacją z Bogiem. Kupiłam jego najnowszą książkę-książeczkę, zdziwiona jednak trochę jej tak niewielką objętością. Włożyłam ją do torebki i poszłam na przystanek tramwajowy. W tramwaju skusiłam się i zaczęłam czytać. I tutaj, tak samo, choć nieco inaczej, Fosse pisze medytacyjnie. Wysiadłam z tramwaju, weszłam do domu, usiadłam i czytałam dalej.
Samotny mężczyzna gubi się w zaśnieżonym lesie. Śnieg sypie niepokojąco mocno, zasypuje ślady, wszędzie jest biało. I więcej nic. Pusty, zaśnieżony las. Czy można by mocniej odczuć samotność i zagubienie? I właśnie tę pustkę. Fosse niby św. Jan od Krzyża stawia swojego bohatera w nocy ciemnej, każe mu spojrzeć w tę pustkę – i co? Może ma szukać Boga? Może. Nie wiem, czy Fosse opisuje człowieka, który gubi drogę i zostaje pozostawiony na pastwę bezlitosnej natury, czy każe mu wyruszyć w duchową podróż. Czy może metaforycznie udowadnia to, o czym pisał w Drugim imieniu, że Bóg pojawia się w pustce. Człowiek z Białości i ja, jako czytelnik, doświadczamy samotności i obecności jednocześnie. Myślę, że to idealna lektura na czas Wielkiego Postu, bo zadaje pytania, odwieczne, ciągle te same, o obecność Boga: to jest czy Go nie ma? Rozmawiam z Nim czy mi się tylko wydaje? Odpowiada czy to zwykłe przewidzenie? I dlaczego znika? „Jestem tu, jestem tu, jestem tu zawsze, zawsze tu jestem”. Czy nie takie mam pragnienie?
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki