Logo Przewdonik Katolicki

Jedno zdanie o Bogu

Szymon Bojdo
Jon Fosse, norweski autor powieści, opowiadań i sztuk teatralnych, został laureatem Literackiej Nagrody Nobla 5 października 2023 r. fot. Helge Skodvin/Getty Images

Ostatni Nobel z literatury zaskakuje nie tylko pójściem wbrew pewnej poprawności politycznej tej nagrody. Zaskakuje także treść, a nawet forma twórczości Jona Fossego.

Już wszyscy usłyszeli o tym, że Jon Fosse, tegoroczny laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury, jest katolikiem. Co więcej, pewne środowiska chciały zrobić z niego niemal męczennika, okropnie prześladowanego w tej luterańskiej i laickiej Norwegii. Wprawdzie w 1537 r. król Danii Chrystian III Oldenburg, pod panowaniem którego była Norwegia, zarządził konwersję na luteranizm, który oficjalnie został przyjęty dwa lata później, ale generalnie współcześnie – także dzięki imigrantom z Polski – wiara rzymskokatolicka w tym kraju kwitnie. Niemniej wszystkim tym, którzy tak bardzo wznosili na sztandary wiarę Fossego, dedykuję fragment jego kanonicznej Septologii:
„(…) tak jak Chrystus, będąc człowiekiem, żył, umarł, zmartwychwstał i stał się jednością z Bogiem, tak dzieje się też ze wszystkimi ludźmi, ponieważ są ludźmi w Chrystusie, czy tego chcą, czy nie, związanymi z Bogiem w Chrystusie i przez Chrystusa, przez Syna Człowieczego, wszystko jedno, czy wiedzą o tym, czy nie, czy w to wierzą, czy nie, to i tak właśnie tak jest, bo doprawdy, myślę, że również chrześcijaństwo coś wie, przecież sam przeszedłem na katolicyzm, czego raczej nigdy bym nie zrobił, gdyby nie Ales, skoro nawet w poglądzie na chrzest nie zgadzam się z Kościołem katolickim, ale nigdy nie żałowałem tego, że zmieniłem wyznanie, myślę, bo katolicyzm dużo mi dał i postrzegam siebie jako wierzącego, tak, trochę tak, jak postrzegam siebie jako komunistę albo przynajmniej socjalistę, i codziennie odmawiam różaniec na swój sposób, tak, modlę się kilka razy dziennie i chodzę na msze tak często, jak się da (…)”.
Ktoś może zarzucić, że to bohater literacki, fikcyjny, jednak siedmiotomowe dzieło rozpoczynające się od tomu Drugie imię to bardzo autobiograficzna literatura, która w intymny sposób przedstawia to, co jest treścią życia człowieka. Muszą Państwo też wybaczyć długość cytatu – kombinacje składniowe Fossego są tak misterne, że trudno wyciąć z nich fragment, choćby chciało się zwrócić uwagę tylko na jeden wątek.
I przy tym wątku składni Jona Fossego zatrzymajmy się na chwilę. Autor swoją powieść zapisał dosłownie jednym zdaniem. Wprawdzie w ciągu tekstu zobaczymy znaki przystankowe jak „?” czy „!”, jednak nie kończą one zdania, są tylko pewnym wtrąceniem, zaznaczeniem cytatu. To z jednej strony czyni lekturę wartką, ale na pewno niełatwą, momentami męczącą, wymagającą raz po raz powrotu do poprzednich wątków. Jednak jest ona też bardzo medytacyjna – wchodzimy, czytając ją, wręcz w rytm oddechu narratora. Znamy z literatury tego typu zabiegi, jednym z ich protoplastów był Polak, Jerzy Andrzejewski, który swoją powieść Bramy raju zawarł w dwóch zdaniach, z których drugie brzmiało „I szli całą noc”, a poprzedzało je kilkaset stron jednozdaniowego monologu narratorskiego. Zapis myśli może kojarzyć się tu ze swego rodzaju pisaniem automatycznym, może być sprowokowany, jak u Prousta, czymś w rodzaju słynnej magdalenki. W gruncie rzeczy jest jednak dobrze skonstruowanym zbiorem przemyśleń, inaczej nie przypisywalibyśmy go do porządku literatury, tylko uznawali co najwyżej za dobre zapiski wariata.

Wyrazić niewysławialne
Fosse zapisuje swoje doświadczenia, które stają się, po głębszej lekturze to stwierdzam, doświadczeniami uniwersalnymi. Tu znów kłania nam się kwestia tłumaczenia – i to tłumaczenia werdyktu noblowskiej akademii. Otóż polskie media podały, że akademia doceniła norweskiego pisarza za wyrażanie „niewidzialnego”. Z tym że nie użyto słowa unvisible tylko unsayable, co znaczy, że doceniono go za wyrażanie „niewysławialnego”. Nie wiem, czy Państwo mają podobnie, ale ja czasami przyglądam się swoim myślom, niektóre potrafię wyrazić w zdaniach, złapać emocję, która danej myśli towarzyszy. Jest to trudne tym bardziej, że nie żyjemy w czasach ciszy i spokoju, tylko nadciągających wciąż informacji, które nas przytłaczają. Aby usłyszeć swój umysł, trzeba go paradoksalnie „wyłączyć”, a przynajmniej oddzielić od zewnętrznych bodźców. Przecież tylko wtedy można napisać taką myśl – znów z Drugiego imienia:
„(…) wszystko jest posprzątane, wszystko jest uporządkowane, a on tylko leży, trzęsie się i nie myśli o niczym, tylko się trzęsie, a potem znów myśli o tym, że wstanie, wyjdzie, zamknie za sobą drzwi na klucz, pójdzie nad morze i wejdzie w morze i będzie szedł, aż fale zamkną się nad nim i zniknie w morzu, myśli o tym w kółko, i nie ma już nic, nic oprócz mroku nicości, który momentami, w nagłych przebłyskach, wybucha w nim jak oświecenie, a wtedy, tak, wtedy wypełnia go coś w rodzaju szczęścia i Asle* myśli, że być może istnieje gdzieś jakaś pusta nicość, puste światło, i gdyby wszystko mogło nim być, myśli Asle, być pustym światłem, i gdyby takie miejsce istniało? w swojej pustce, w swojej jaśniejącej pustce? w swojej nicości? myśli Asle i myśląc o takim miejscu, które oczywiście nie jest żadnym miejscem, Asle zapada w coś w rodzaju snu, który nie jest żadnym snem, tylko poruszaniem się ciała, podczas którego on pozostaje nieruchomy, w całym tym swoim dygocie, tak, chociaż nieustannie drży, to jednak wszystko jest ciężkie i gdzieś tam, wśród tego wielkiego ciężaru, istnieje to niesłychanie lekkie światło, tak jak wiara, myśli Asle, a ja widzę, jak leży w salonie czy w atelier, czy jak to nazwać, myślę, leży na kanapie stojącej pod oknem, które wychodzi na morze, a przy kanapie stoi niski stolik, na którym leżą dwa zamknięte szkicowniki i kilka ołówków (…)”.
Podkreślenie jest moje – widzą Państwo, że wśród tego ciągu myśli wyłapać można prawdziwe perły znaczeń. I tłumacz też bardzo się nie pomylił, odnosząc się do widzialności, a nie do wyrażania słowem. Wszak ta Septologia rozpoczyna się od doświadczenia malarza, który maluje nietypowy obraz – linie brązową i fioletową, ułożoną w kształt krzyża św. Andrzeja. Wizualizacja słowem i zamykanie w słowie obrazu – to mimowolnie dzieje się w naszym mózgu, ale spotkanie z tą literaturą prowokuje nas do pomyślenia o tym głębiej.

Potrzeba duchowości
Nie bez znaczenia jest fakt, że Fosse pisze też teksty dramatyczne i współpracuje z teatrami. Pewien sposób myślenia o realizacji słowa mówionego narzuca też sposób pisania. Chodzi o to, że inaczej coś może funkcjonować na scenie, w podawaniu tekstu przez aktora, a inaczej w indywidualnej lekturze. Fosse kreśli bohaterów tak charakterystycznych, jakby tworzył gotowe wskazówki dla aktorów, jak taką postać mają zagrać. Mają spierać się z Bogiem, samymi sobą, rzadziej z innymi, bo o odseparowaniu od innych także są te powieści i dramaty. To portrety ludzi rzuconych w trudny świat, którzy muszą radzić sobie ze swoimi emocjami, stratami, bólami i także radosnymi emocjami. Norweski laureat Nagrody Nobla udowadnia, że w świecie zlaicyzowanym, pozornie tylko materialistycznym, jest ogromna potrzeba metafizyki i duchowości. A da się ją ująć w jednym zdaniu, ale rozłożonym na siedem tomów powieści.

* Asle to przyjaciel bohatera – narratora, w mojej ocenie jego alter ego.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki