Jezuicki teolog Hans Urs von Balthasar (1905–1988) napisał kiedyś, że częścią naszego chrześcijańskiego obowiązku jest mieć nadzieję, że wszyscy zostaną zbawieni, bo w innym wypadku ograniczalibyśmy Boże miłosierdzie.
Wizja Dantego
Wieczne potępienie jest jednak dobrze sprzedającym się tematem. Niektórzy potrafią mówić o piekle tak sugestywnie i tak szczegółowo, jakby się tam urodzili. Co jakiś czas do tematu piekła powracają, by napawać się wizją czyichś cierpień. W tym, co chcę czytelnikom przekazać, nie będzie rogatych diabłów i gotującej się w kotłach smoły. Takie piekło nie istnieje.
Na spopularyzowanie najbardziej rozpowszechnionej wizji piekła wpłynęła Boska komedia Dantego. Widzimy w niej, jak diabły rozszarpują ludzi, jak gotują ich w rozgrzanej do białości żywicy, jak grzesznicy są zmuszani do noszenia ołowianych płaszczów, jak ich głowy tkwią w dziurach wywierconych w skale i proszą o spowiedź. Spotykamy potępieńców, którzy zanurzeni w mroźnej wodzie chcą płakać lecz nie mogą, bo zanim pociekną łzy, skuwa je lód. W ten sposób Dante ukazuje ogrom ludzkiego cierpienia i odkrywa rany, jakie sobie nawzajem zadajemy, żyjąc na ziemi. Sami sobie urządzamy piekło. Poeta nie tyle zamierza nas straszyć jakimś koszmarnym miejscem, które nas czeka po śmierci, ile chce przekonać do szlachetnego życia tu, gdzie jesteśmy. Apeluje, abyśmy przechodząc przez „głębię ciemnego lasu”, nie tracili nadziei na odnalezienie drogi i sensu naszej wędrówki, gdyż na jej końcu czeka nas raj.
Nikogo tam nie ma?
Natomiast z Nowego Testamentu dowiadujemy się, że w piekle jeszcze nikogo z ludzi nie ma. Dopiero po zmartwychwstaniu ciał, „przy końcu świata” (Mt 13, 49), „gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale” (Mt 25, 31) może ktoś tam trafi. Oby pozostało na zawsze puste! Taką powinniśmy żywić nadzieję. Jestem przekonany, że Bóg nie przygotował go dla ludzi. To nie nas ma piekło pochłonąć, lecz wszelkie zło, które na nas spada włącznie ze śmiercią i pustką życia (por. Ap 20, 14). Czyż nie jest to dobra nowina?
Co jednak z tymi, którzy za życia nie byli ludźmi? Apokalipsa zapowiada, że tchórze, niewierni, obmierźli, zabójcy, rozpustnicy, guślarze, bałwochwalcy i wszelcy kłamcy będą mieli udział w jeziorze gorejącym ogniem i siarką (por. Ap 21, 8). Na czym ten udział będzie polegał? Mam nadzieję, że na wypaleniu w nich tchórzostwa i niewierności, jak i innych wymienionych wyżej obrzydliwości, bo one nie mogą się ostać w Nowym Świecie. Wierzę, że to nie człowiek jako taki zostanie unicestwiony czy skazany na wieczne potępienie, lecz to, co jest w nim złe.
A co będzie z człowiekiem, z którym zło tak bardzo się zrosło, że nie sposób go od niego oddzielić? To jest pytanie, które rzeczywiście niepokoi. Co będzie z tymi, którzy jak gąbka nasiąknęli złem, czy wręcz utracili człowieczeństwo, jeśli je w ogóle można utracić? Z piekłem trzeba się liczyć, ale trzeba też mieć nadzieję, że ludzi tam nie będzie, bo nie jest ono dla ludzi.
Objawienia prywatne
Wyobraź sobie, jak u kresu życia stajesz przed Najwyższym Sędzią, by wysłuchać, jaki wyrok w twojej sprawie zostanie wydany. Zostają przyniesione dwie księgi. Jedna z twoimi dobrymi uczynkami. Druga z twoimi grzechami. Bóg otwiera najpierw tę pierwszą. Lista godnych pochwały czynów zdaje się nie mieć końca. Przypomina ci najdrobniejsze gesty życzliwości, których już dawno nie pamiętasz. Czujesz się nieco onieśmielony, zawstydzony. Przychodzi jednak czas i na drugą księgę, opatrzoną tytułem „grzechy”. Gdy Bóg po nią sięga, twój niepokój rośnie, i gdy ją otwiera, zapada cisza. Podchodzisz bliżej i widzisz, że wszystkie kartki są puste. Wszystko, co było tam zapisane, zmazał Chrystus swoją własną krwią. Czy czujesz wdzięczność? Za każdym razem, gdy o tym myślę, to wzruszenie ściska mi gardło.
Skoro Bóg „pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2, 4), skoro taki postawił sobie cel, to czy mógłby ponieść porażkę?
Nieraz byłem pytany: Co w takim razie z opisami piekła w Dzienniczku siostry Faustyny Kowalskiej? Otóż doświadczenie mistyczne to nie film dokumentalny, lecz ubrane w obrazy głębokie poruszenia ducha. Faustyna próbuje sobie po ludzku wyobrazić ogrom cierpień człowieka żyjącego bez miłości, szczękającego zębami z nienawiści i świadomie niszczącego samego siebie. Trudno zaprzeczyć, że odmalowany przez nią świat bez Bożego miłosierdzia jest przerażający, okrutny. Może nawet trafny, ale tylko chorego na duszy człowieka mógłby pasjonować tak przedstawiony stan desperacji. Tylko zdegenerowany moralnie człowiek życzyłby komukolwiek, by doświadczył tego na własnej skórze. Miejmy nadzieję, że nikt nie skończy w „jeziorze ognia i siarki”, że wszyscy, oczyszczeni ze złych skłonności ogniem Ducha Świętego, zaludnimy Nowe Jeruzalem.
Piekło na ziemi
Są ludzie, którzy przeżywają piekło już za ziemskiego życia. Niektórzy w sposób niezawiniony, podobnie jak biblijny Hiob, inni na własne życzenie zatracają człowieczeństwo (por. Mt 10, 28). Również takie rozumienie piekła do mnie przemawia. Jest ono zatem stanem człowieka wewnętrznie rozdartego. Jeśli jestem wewnętrznie podzielony za życia, to z trudem przejdę do szczęśliwej wieczności, bo jest istotna ciągłość między tu i teraz, a tym, co nadchodzi. Jeśli już raz umarliśmy w wodzie chrztu świętego i narodziliśmy się na nowo w Chrystusie, to wraz ze śmiercią nie skończy się to, co nas uskrzydla, co jest szlachetne i przepełnione miłością.
Wielokrotnie dyskutowałem z osobami, które nie mogą pogodzić się z tym, że coraz mniej mówi się w Kościele o szatanie i o piekle. Nikomu nie życzą opisanych przez Dantego piekielnych okrucieństw, ale uważają, że ludzie, nie bojąc się potępienia, będą żyli na zbytnim luzie w stylu „róbta, co chceta”. Mam wtedy gotową odpowiedź: jeśli chrześcijanin chce tego, czego chce Bóg, to może robić, co chce, i raj ma zapewniony.
Jako jezuita muszę też przyznać, że w rekolekcjach ignacjańskich nie może zabraknąć rozmyślania o piekle. Ktokolwiek rozważa historię swojego grzechu, musi przyjąć, że ma do wyboru jedną z decyzji. Stanąć przed krzyżem Chrystusa, wybierając jego miłosierdzie, lub odrzucić Bożą miłość. Naszym przeznaczeniem nie jest piekło. Bóg nie odrzuca nawet największego zbrodniarza. W tym rozmyślaniu Ignacy proponuje, abyśmy oczyma wyobraźni widzieli „długość, szerokość i głębokość piekła” niesięgającą rozmiarów Bożej miłości. Ogień, który pali i spopiela, nie sięga tak daleko jak ramiona miłującego nas Chrystusa. Nawet lamenty i krzyki nie są w stanie zagłuszyć wspaniałomyślności Boga. Zaskoczeniem dla rekolektanta może być propozycja Ignacego do tak zwanego zastosowania zmysłów: „Węchem wyobraźni wąchać dym, siarkę, kał i zgniliznę […] smakiem wyobraźni smakować rzeczy gorzkich, jak łzy, smutek i robak sumienia”. To wszystko ma prowadzić do jeszcze większego umiłowania Boga.
Kaznodziejski straszak
Muszę też z pokorą przyznać, że w niedalekiej przeszłości wizja piekła była skutecznym zabiegiem kaznodziejskim, który pozwalał trzymać ludzi w ryzach moralnego życia. Kiedyś jezuici wiedli w tym prym.
W kościele przyciemniano światło, w powietrzu unosił się swąd siarki, a ksiądz na ambonie pobrzękiwał łańcuchami i mówił groźnie:
– Ci, którzy będą źle postępowali, skończą w jeziorze ognia i siarki, a tam będzie płacz i zgrzytanie zębów.
Pewna historia opowiada o przerażonej staruszce, która na te słowa podniosła się z kościelnej ławki i zawołała:
– A co z nami, co zębów nie mamy?
Wybitny kaznodzieja, po chwili konsternacji, pospieszył z ripostą:
– Zęby będą dostarczone!
Teraz już nic jej nie przeszkodzi w podziwianiu dantejskich scen i godnym przeżywaniu piekielnych „atrakcji”.
Gdy robi się zbyt strasznie, warto czasem sięgnąć po poczucie humoru. Jezioro ognia i siarki nie jest przeznaczone dla ludzi, lecz dla diabła i jego szwadronów śmierci. Nie byłoby dobrze, aby jakikolwiek człowiek tam trafił.