Monika Białkowska: Niebo nam się nie należy. Ale to chyba nie znaczy, że mamy żyć w ciągłym lęku przed piekłem? W jednym z filmów pada zdanie, które bardzo lubię: że Pan Bóg nie będzie nas rozliczał z tego, przed jaką ilością zła zdołaliśmy się uchronić, ale z tego, ile dobra udało nam się zrobić. Podzielmy ludzi na dwie kategorie: tych, którzy wierzą, że coś będzie po śmierci, i tych, którzy nie wierzą. Tych niewierzących na chwilę zostawmy: oni będą mieli swoje zdziwienia. A ja chciałabym wierzyć, że spośród tych, którzy wierzą w niebo i piekło, nikt nie będzie piekłem zaskoczony. To nie może być tak, że ktoś w życiu kocha, ufa w Boże miłosierdzie, żyje tak dobrze, jak tylko potrafi, a na końcu słyszy: „Nie udało ci się, wyliczyłem, że robiłeś jeszcze za mało, idziesz do piekła”. Chcę wierzyć, że Pan Bóg nie jest matematykiem i że ważne są dla Niego nasze decyzje i wybór, a nie to, że po drodze czasem coś nam nie wyjdzie.
H.S.: Nauka Jezusa o piekle jest oczywista. Mamy dużo Jego słów o tym, że zły człowiek zostanie wrzucony w otchłań, że nie będzie brał udziału w uczcie, że będzie wyrzucony w ogień – jeśli nie będzie miał szaty godowej, jeśli nie będzie miał oliwy w lampie, jeśli odrzuci głodnego czy przybysza. I nie możemy zapominać. To jest jednoznaczne: tak mówił miłosierny i dobry Jezus. Ale nie możemy też zapominać o tym, że w nauce o piekle paradoksalnie kryje się obrona ludzkiej wolności! Piekło rzeczywiście nie spada na człowieka niespodziewanie: jest sprawą twojego wyboru, „samowykluczenia”.
M.B.: Niebo nas nie porwie na siłę.
H.S.: Niebo nas nie porwie. Nikt na siłę nie zostaje zbawiony. Oczywiście pragnienie jest tu ważne, ale równie ważne jest to, jak to pragnienie realizuję. Ale jeśli mówimy o piekle, są tu jeszcze inne ciekawe rzeczy. Ks. Hryniewicz przypomina, że Kościół formułując Credo na soborze w Nicei, wyznał wiarę w powtórne przyjście Jezusa, w zmartwychwstanie i sąd. Nie tam mowy o piekle. Z tego między innymi bierze się nauka o apokatastazie, czyli ostatecznym odnowieniu wszystkiego, przeniknięciu Boską miłością i miłosierdziem również diabłów i złych ludzi. Tak uczył kiedyś Orygenes, Grzegorz z Nyssy czy modny dzisiaj Ewagriusz z Pontu. I to jest temat, wokół którego toczy się do dziś naprawdę poważny spór teologiczny, w którym wielu gotowych jest nawet swoich przeciwników nazwać heretykami czy ekskomunikować. Ja ze swej strony uważam, że jeśli nawet piekło ostatecznie miałoby pozostać puste, to musi ono istnieć przynajmniej jako pewna możliwość.
M.B.: Dla tych, którzy zdecydowanie i kategorycznie je wybiorą? Jeśli jakiś artysta wychodzi na scenę i tam drze Biblię, świadomie występując przeciwko Panu Bogu, co ma z nim Pan Bóg zrobić? Nawet jeśli go kocha, to musiałby go przytrzymać i kochać na siłę, powiedzieć: „Jeszcze ci udowodnię, że ze Mną będziesz szczęśliwy”. Taka „miłość na siłę” na swoją nazwę. Pan Bóg tego nie robi.
H.S.: Ale też ciekawe jest, czy wszyscy ludzie, którzy takiego artystę spotykają na co dzień, żyją z nim, uważają, że jest podłym człowiekiem? A może coś mu strasznie przysłoniło to piękno Biblii? Może o to właśnie chodzi, że ratują nas przed piekłem choćby jakieś przebłyski dobra? A może komuś pomógł? Może kogoś naprawdę kocha? Może oddałby za niego życie?
A może jeszcze usłyszy Słowo? Słowo zachęty do przewartościowania swojego życia, słowo napomnienia, wezwania do podjęcia nawrócenia?
M.B.: Jedna z teorii mówi, że nie Pan Bóg będzie nas sądził, ale że sami, postawieni wobec Jego miłości, albo do Niego przyjdziemy, albo odejdziemy zasmuceni, ze świadomością, że jesteśmy niegodni.
H.S.: Mówisz o hipotezie ostatecznej decyzji w śmierci. Stworzył ją węgierski teolog László Boros. Rzeczywiście jest ciekawa. Boros twierdzi, że w momencie śmierci będziemy pozbawieni wszystkich uwarunkowań determinujących naszą wolność, wyrwani z wszystkich krzywd, zranień, które nam kiedyś uczyniono i które pchnęły nas ku złu. Że w tym jednym momencie będziemy nieobciążeni uprzedzeniami i będziemy mogli dokonać autentycznie wolnego wyboru – wybrać Boga albo opowiedzieć się przeciw Niemu. To ciekawa hipoteza, problem tkwi jednak w tym, że my naprawdę nic o tym nie wiemy. Wiemy tyle, że jest życie i jest śmierć. I że Kościół od wieków ostrzega, że ten, kto umiera w grzechu popełnionym świadomie i dobrowolnie, będzie potępiony. I dopóki żyjemy, Pan Bóg daje nam w życiu takie momenty szansy, żeby nawet z najgłupszej drogi zawrócić, żeby nie grzęznąć dalej w bagnie. I dopóki żyjemy, musimy się modlić właśnie o to: żeby On był miłościw mnie, grzesznemu. Bo z żadnego bagna, sam ciągnąc się za włosy, się nie wydostanę, to może zrobić tylko Zbawca.
M.B.: Żeby się modlić, trzeba wierzyć. Stalin czy Hitler raczej się nie modlili. Ale to pewnie również z myślą o nich dostaliśmy w Fatmie tę modlitwę: „Zaprowadź wszystkie dusze do nieba i dopomóż szczególnie tym, którzy najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia”. Ciekawe, ilu z nas ma świadomość, że modli się w ten sposób również o niebo dla nich.
H.S.: Księża na kazaniach lubią przypominać Jeana-Paula Sartre’a i jego słowa, że „piekło, to inni”. Myślę o tym, co widzieliśmy i słyszeliśmy niedawno w Tykocinie, w dawnej synagodze. Jednego dnia z miasteczka wywieziono 1600 Żydów i w pobliskim lesie wszystkich zastrzelono. Tylu ludzi jednego dnia! To jest tak bolesne, tak dramatyczne, że trudno się dziwić ludziom, którzy mówią: to jest piekło. Piekło to Tykocin, to Oświęcim, to łagry. Po co szukać innego piekła? Ono tam już było. Ci straszni ludzie je stworzyli, dlatego tak trudno za nich się modlić.
M.B.: Nie zgadzam się. To nie było prawdziwe piekło, bo się skończyło. Bo ludzie mieli nadzieję, że się skończy, bo próbowali przetrwać, bo czekali. Dramat piekła polega na tym, że ono się nigdy nie skończy. Nie można zacisnąć zębów i próbować przetrwać. Wie Ksiądz, kiedy ludzie popełniają samobójstwa? Nie wtedy, kiedy ich coś boli. Nie wtedy, kiedy ich nikt nie kocha. Nie wtedy, kiedy są sami. Zabijają się, kiedy tracą nadzieję, że ból i niekochanie kiedykolwiek się skończą.
H.S.: „Lasciate ogni speranza, voi ch’ entrate qui”. Jak na bramach piekieł Dantego, „Zostawcie wszelką nadzieję”? Kiedy Rodin rzeźbił swoje „Bramy piekieł”, stworzył tam trzy rozpaczliwe postaci, jakby cienie. I kobietę, piękną, młodą, w której twarzy widać tylko rozpacz. Chcesz powiedzieć, że piekło to jest wieczna rozpacz?
M.B.: Piekło jest tam, gdzie nie ma nadziei. Gdzie jest Bóg, jest wiara, nadzieja i miłość: to wszystko spełni się w niebie. W piekle człowiek zostaje bez miłości i wie, że to się nigdy nie skończy.
Ks. prof. Henryk Seweryniak prof. dr hab. teologii fundamentalnej, przewodniczący Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych w Polsce.
Dr Monika Białkowska doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka Przewodnika Katolickiego