Logo Przewdonik Katolicki

Szczyty bez limitów

Weronika Frąckiewicz
fot. Bartłomiej Bodzek

Rozmowa z Martą Mazur-Sokołowską o spełnianiu marzeń, towarzyszeniu osobom z niepełnosprawnościami i wyzwaniach, które każdy ma na własną miarę

Natrafiłam na Wasze zdjęcia w internecie. Jestem pedagogiem specjalnym i kocham góry, więc moją uwagę przykuwały wszystkie detale. Jak to się stało, że od trzech lat osoby niepełnosprawne wraz z pełnosprawnymi towarzyszami wychodzą wspólnie na górskie wyprawy?
– Wszystko zaczęło się w ZHP w Chorągwi Śląskiej, hufiec Jastrzębie-Zdrój. W harcerstwie są drużyny Nieprzetartego Szlaku. Zrzeszają one harcerzy z różnego rodzaju niepełnosprawnościami. Maciek Skowronek, nasz skarb 001, jak go pieszczotliwie nazywamy, należał do takiej drużyny, jednak w pewnym momencie swojego życia zapragnął czegoś więcej. Zgłosił się do klasycznej drużyny, gdzie z pomocą swego przyjaciela Kuby eksplorował wszystkie aktywności harcerskie. Z tamtego czasu krąży anegdota o porzuconym w lesie wózku inwalidzkim. W sprawę zaangażowała się policja, podejrzewając, że jakaś osoba z niepełnosprawnością mogła paść ofiarą przestępstwa. Okazało się, że Maciek poszedł na zbiórkę prowadzony przez swoich przyjaciół, a wózek po prostu na niego czekał. Wszystko, co robili pełnosprawni harcerze, Maciej również wykonywał ze wsparciem przyjaciół z drużyny. Kolejnym wspólnym wyzwaniem miał być wyjazd w Bieszczady. Gdy tylko drużyna dojechała na miejsce, zepsuł się maćkowy wózek, więc trzeba było wymyślić inny sposób noszenia chłopaka. Jednym z etapów obozu było wejście na Tarnicę, najwyższy szczyt Bieszczad. Jeśli drużyna, to wszyscy razem, nikt sobie nawet nie wyobrażał, że zostawią Maćka w obozie samego. Zabrali duży plecak podróżny, wycięli otwory na nogi i w dwóch chłopaków wnieśli go na Tarnicę. To było bardzo karkołomne przedsięwzięcie, ponieważ nikt wcześniej nie robił takich rzeczy. Jednak stało się impulsem i u Maćka rozbudziło apetyt na więcej wrażeń. W krótkim odstępie czasowym weszli w zimowych warunkach na Giewont. Wówczas okazało się, że Maciej „przepadł” i nie ma szans, żeby nie kontynuować górskich wspinaczek. Organizacja była wówczas już trochę lepsza, wyposażyli się w nosidło wypożyczone z jakiegoś biegu. Jednocześnie w drużynie chłopaka zdano sobie sprawę, że skoro Maciek ma taką radość z gór, to na pewno są również inne osoby z niepełnosprawnościami, które chciałyby spróbować górskich wypraw. Pierwszą edycję Szerpów Nadziei, bardzo kameralną, zorganizowano w 2021 r.
Maciek wszedł wówczas na Szpiglasowy Wierch, a pozostałe skarby zdobyły Morskie Oko i Dolinę Pięciu Stawów. Nikt nie przypuszczał, że zrodzi się z tego coś większego. W 2022 r. przeprowadzono rekrutację na Facebooku, w której wzięłam udział. Inicjatywa ta jeszcze nie była wówczas tak znana, zaaplikowała około sześćdziesięciu skarbów. Wszyscy, którzy się zgłosili, poszli w góry. Jako nowa osoba w zespole zastanawiałam się, dlaczego o akcji wie tak mało osób, a że w pracy zajmuję się promocją, postanowiłam wydarzenie wypromować (śmiech). Z drugiej edycji zrobiła się naprawdę niesamowita akcja, która w 2023 r. rozrosła się jeszcze bardziej. Widzimy ogromne zapotrzebowanie, ponieważ po 45 minutach od otwarcia formularza zgłoszeniowego dla skarbów zapisało się dwukrotnie więcej chętnych, niż mieliśmy przewidzianych miejsc.

Dlaczego mówisz o uczestnikach z niepełnosprawnością „skarby”?
– Nazywamy ich tak, ponieważ chcieliśmy uniknąć sformułowań „osoba niepełnosprawna” czy „osoba z niepełnosprawnością”, gdyż nie wszyscy to lubią i nie wszyscy czują się dobrze, kiedy słyszą takie określenia. Szukaliśmy nazwy uniwersalnej. Przede wszystkim skarb kojarzy nam się z czymś cennym. Ale mówimy „skarby” również dlatego, że te osoby na czas górskich wędrówek dają swoje życie i zdrowie w nasze ręce, powierzają nam skarb.

Co trzeba zrobić, aby pojechać z Wami w góry?
– Aktualnie pracujemy nad stroną internetową, a jedyne medium, z którego korzystamy, to Facebook. Mimo że akcja bardzo się rozrosła, zostaliśmy przy rekrutacji online zarówno szerpów, jak i skarbów. Dla tych pierwszych rekrutacja jest otwarta przez około trzy tygodnie, nie tylko aby chętne osoby mogły się spokojnie zapisać, ale również abyśmy my mieli możliwość dokonania właściwego wyboru, ponieważ dopasowujemy kandydatów na szerpów do skarbów, które się zgłosiły. W przypadku skarbów decyduje kolejność zgłoszeń. Zastanawialiśmy się nad innym sposobem rekrutacji, ale uznaliśmy, że ten jest najlepszy, ponieważ w naszej fundacji żaden z rodzajów niepełnosprawności nie jest czynnikiem dyskryminującym. Jeśli ktoś ma padaczkę lub głęboką niepełnosprawność fizyczną czy intelektualną, nie oznacza, że nie pójdzie w góry. Chcemy wiedzieć dokładnie, z czym mierzy się dana osoba i wtedy dopasowujemy zespół do jej potrzeb. Jeśli na przykład ktoś ma padaczkę, z taką osobą idzie więcej pomocy medycznej. Przed wyjściem na szlak zawsze powiadamiamy TOPR, ale jednak staramy zabezpieczać wszystko we własnym zakresie. Jeżeli osoby są wózkowe, wybieramy takich szerpów, którzy mają wystarczająco siły, aby ten wózek pchać. Jeśli to osoby, które potrzebują wsparcia mentalnego, dopasowujemy do nich szerpów z wykształceniem psychologicznym lub pedagogicznym, oni się doskonale sprawdzają na szlaku z intelektualistami, jak pieszczotliwie nazywamy osoby z niepełnosprawnością intelektualną.

Kilkukrotnie byłam na różnorodnych wyjazdach z osobami z niepełnosprawnością intelektualną. Zmiana miejsca, nowe osoby, zaburzony rytm dnia to czynniki, które znacząco mogą wpływać na ich zachowanie. Jak sobie radzicie z tego typu wyzwaniem w towarzyszeniu osobom z niepełnosprawnością intelektualną?
– Każdy skarb, który idzie, jest żywą osobą z różnymi wyzwaniami. Mamy świadomość, że możemy spodziewać się różnych reakcji. W ostatnich trzech akcjach osoby z niepełnosprawnością intelektualną szły w zorganizowanej grupie, której przewodził opiekun. Przewidywał, jakie mogą być ich zachowania, znał możliwości. Przed wyruszeniem w drogę dostajemy pełne, możliwe do udostępnienia informacje medyczne na temat danej osoby, byśmy wiedzieli, z czym się mierzyć. Jeśli skarb po drodze zdecyduje, że nie chce iść dalej, bo to go przerasta lub nie ma więcej ochoty, jego zespół wraca. Wyprawa przede wszystkim ma być przyjemnością, a nie katorgą. Franek, jeden z naszych skarbów, dwa lata temu zdobywał z ekipą Kozi Wierch. Bardzo blisko szczytu uznał, że czuje się niepewnie, nie ma wystarczającej satysfakcji, więc prosi o odwrót. Cała ekipa bez słowa dyskusji zawróciła. Osoby wnoszone w nosidłach muszą podczas drogi cały czas balansować swoim ciałem, spędzają w jednej pozycji wiele godzin. Jest to dla nich nierzadko ciężka praca. Nosidła szyje specjalna firma, na wymiar pod skarby. Czasem ekipa szerpów musi rozmasować mięśnie skarba podczas drogi, aby było prawidłowe ukrwienie. Osoby na wózkach często nie chcą, aby je pchać, całą drogę chcą przebyć same. Są też wózki terenowe, które jadą po kamieniach. Zdarza się, że szerpowie przenoszą wózki przez trudniejsze odcinki trasy.

Jaka jest rola rodziców czy opiekunów osób z niepełnosprawnością w przygotowanych przez Was wyprawach?
– Organizując wyjścia w góry, widzimy, jak bardzo potrzebna jest opieka wytchnieniowa dla rodziców i opiekunów osób z niepełnosprawnościami. Jeśli uda się nam pozyskać fundusze, w przyszłości chcielibyśmy zająć się tym tematem. Jedna z mam chłopca, który brał udział w zdobyciu szczytu, została na czas wspinaczki w schronisku. Zdradziła nam później, że pierwszy raz od dwunastu lat została sama. Rodzice, jeśli chcą, mogą brać udział w wyjściu w góry i bardzo ich do  tego zachęcamy. Mogą zobaczyć swoje dziecko w innym środowisku i w innej roli. Mogą zostać w schronisku, ale większość z nich wkłada koszulki, aby razem iść na szlak i chociaż z boku uczestniczyć w tym, co jest udziałem ich dziecka.
Wydaje mi się, że mamy od rodziców duży kredyt zaufania, ponieważ dbamy o to, aby wszystko było maksymalnie zabezpieczone. Każdy wolontariusz przed akcją musi przyjechać na szkolenie. Uczymy technik linowych alpinistycznych, technik łączności radiowej, prowadzimy kurs pierwszej pomocy, który co roku powtarzamy. Bardzo zależy nam, aby każdy wolontariusz miał podstawy wiedzy przedmedycznej.

Kim jest szerpa nadziei?
– Na pewno jest to osoba o wielkim sercu. Jeśli jednak rozmawiamy o funkcji, którą pełni szerpa, to zależy od predyspozycji danej osoby. Są osoby bardzo silne, które są „nosiczami”, a funkcja ta wygląda najbardziej widowiskowo, to przede wszystkim te osoby widać na zdjęciach. Wśród szerpów nie mniej ważną rolę odgrywają też osoby z innymi kompetencjami, które są w stanie zapewnić wsparcie innego rodzaju. Nasza fundacja powstała z potrzeby dzielenia się górami z tymi, dla których samodzielne wejście z różnych powodów nie jest możliwe. Zgłosiłam się do drugiej edycji Szerpów Nadziei. Bardzo szybko przekonałam się, że szerpowie to ludzie o różnych zawodach, z różnymi umiejętnościami, przekonaniami. To, co ich cechuje, to pozytywna energia, chęć realizacji marzeń i potrzeba pomocy innym. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że po każdej akcji my, wolontariusze, otrzymujemy więcej niż skarby, każdy wyjazd nas zmienia. Najmłodsi wśród nas to harcerze, którzy są nastolatkami, najstarsi mają około sześćdziesiątki.
Naszych wolontariuszy poznajemy podczas szkoleń. Są wśród nich psycholodzy, pedagodzy, ale również osoby, które nie mają takich kompetencji, mimo to świetnie odnajdują się w górach i wspinaczkach wysokogórskich. Każdy z wolontariuszy jest przeszkalany z podstawowych zasad savoir-vivre'u wobec osób z niepełnosprawnościami. Opowiadamy im maksymalnie dużo o skarbach, z którymi pójdą, przygotowujemy ich na wszelkiego rodzaju możliwości. W drugiej edycji mieliśmy chłopca, który dostał ataku szału, a był to jeden z objawów jego niepełnosprawności. Osoby, które z nim szły, wiedziały o tym.
Dobrze, by kandydat na wolontariusza znał góry, jednak niekoniecznie musi mieć trudne przejścia na koncie. Nie każdy musi być siłaczem, żeby wziąć udział w wyprawie jako szerpa. Oprócz osób, które będą chodzić w górach, szukamy również kierowców, którzy będą mieć możliwość jeżdżenia autem podczas eventu na przykład 12 godzin czy osób, które poprowadzą biuro.

Jak wygląda techniczna strona przygotowania wyprawy?
– Fundacja Szerpowie Nadziei istnieje od listopada 2023 r., wcześniej działaliśmy jako projekt z ZHP. Odłączyliśmy się od harcerstwa, ponieważ nasze działania przybrały większy rozmiar i nie chcieliśmy obciążać zastępu. Każdy z uczestników otrzymuje ubezpieczenie górskie od następstw nieszczęśliwych wypadków. Zabezpieczamy też transport, aby można było wozić uczestników między szlakiem a noclegiem. Wolontariusze zawsze śpią w schronisku górskim, a skarby w pensjonatach i hotelach, które zapewniają standardy dostosowane do ich potrzeb. Wszystkim uczestnikom wypraw zapewniamy nie tylko noclegi i wyżywienie, ale również atrakcje po zejściu z tras. Z części z nich korzystamy dzięki naszym sponsorom. W poprzedniej edycji, dzięki Skodzie, naszemu partnerowi, mieliśmy możliwość używać gogle VR, na które był zgrany filmik przejścia Orlej Perci. Został on nagrany przez TOPR kamerą 360 stopni. To było niesamowite doświadczenie dla skarbów, gdyż mogli poczuć się, jakby sami wchodzili na Orlą Perć. Pierwsza edycja Szerpów Nadziei była organizowana z prowadzonej zbiórki na jednym z portali crowdfundingowych. Druga edycja była większa i część jej także pokrywała zbiórka, a resztę zapewniło finansowanie czterech firm, które zdecydowały się nas wesprzeć. Zeszłoroczna akcja zasilana była sponsorami, gdyż udało nam się przebić do mediów. Zgłosiły się do nas firmy, jak na przykład Tauron, który wpłacił nam konkretny grant. Nasza fundacja pracuje w 100 proc. pro bono, nikt z nas nie pobiera wynagrodzenia, dlatego mamy olbrzymią nadzieję, że w tym roku również znajdą się sponsorzy, którzy zdecydują się wesprzeć nasze działania. Wszystko, co pozyskamy, przeznaczamy na realizację projektu. W poprzednim roku spora grupa z nas wyruszyła nad Morskie Oko. Było też wejście na Rusinową Polanę, a ci, którzy czuli się na siłach, mogli wejść na Gęsią Szyję. Z Rusinowej Polany jest piękny widok, a wejście na Gęsią Szyję to już malutki fragmencik wspinaczki. Wchodziliśmy także na Kasprowy Wierch ze schroniska Murowaniec. Część osób została pod Murowańcem, gdyż to był szczyt ich możliwości. W naszej fundacji wyznajemy zasadę, że każdy ma swój własny Everest.

---

MARTA MAZUR-SOKOŁOWSKA
Szef działu PR akcji Szerpowie Nadziei, wiceprezes zarządu w Fundacji Szerpowie Nadziei

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki