Logo Przewdonik Katolicki

Policja w ślepej uliczce

Piotr Zaremba
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Rozumiem policjantów, którzy są rozżaleni, że to na nich wylewane są kubły politycznych pomyj. Ale trudno tu znaleźć systemowy pomysł na ich oddzielenie od polityki

Przytłoczeni kolejnymi politycznymi zdarzeniami ledwie zauważyliśmy tę scenę. Oto przed budynkiem Kancelarii Premiera w Warszawie grupa ludzi taszczyła trumnę. Była to trumna Policji. W ten sposób funkcjonariusze zrzeszeni w policyjnej Solidarności protestowali przeciw opłakanej kondycji swojej instytucji.
Dowiedzieliśmy się, że mamy nieobsadzonych kilkanaście tysięcy policyjnych etatów, co powoduje paraliż. Policjanci nie mogą strajkować. Mogą wyjść na chwilę na ulicę. Ten ich protest zawisł w próżni. Premier Donald Tusk bawił na szczycie unijnym w Brukseli. Także szef MSWiA Tomasz Siemoniak był nieobecny w Warszawie.
Do policjantów nikt nie wyszedł. Sypanie się tej instytucji, niedoinwestowanej i nieoferującej zarobków rekompensujących trudy i niebezpieczeństwa tej wyjątkowej pracy, nie zaczęło się wczoraj. Akurat tu można mówić o dziedzictwie kilku kolejnych ekip. Chyba nie potrzeba lepszego dowodu na to, że mamy państwo z papieru.
Przy okazji słuchania wypowiedzi policyjnych związkowców uderzyło mnie coś jeszcze. Pośród postulatów finansowych i organizacyjnych jeden z nich apelował, aby nie traktować policji jako „politycznych sługusów”. Dopiero co demonstranci związani z poprzednią opozycją nie szczędzili mundurowym oskarżeń o brutalność. Marta Lempart obrzucała ich przy okazji manifestacji soczystymi obelgami. Na ogół powodem było zwykłe wykonywanie obowiązków. Możliwe, że czasem nadgorliwe, zbyt brutalne, co najczęściej bierze się z braku profesjonalizmu.
Zarazem można było odnieść wrażenie, że w stosunku do policji niektórych państw zachodnich (Francja) ta polska pozostaje całkiem łagodna, a czasem wręcz przestraszona rozmiarami nienawiści wobec siebie. Odwet na poprzednim kierownictwie policji został jednak wpisany do 100 konkretów Koalicji Obywatelskiej. Byłego komendanta Szymczyka prokuratorzy ścigają za absurdalny incydent z uruchomieniem w Komendzie Głównej granatnika, prezentu od ukraińskiego ministra. Trudno nie odnieść wrażenia, że to tylko pretekst. Dawni demonstranci, wśród których nie brakowało polityków, chcą widzieć upokorzenie kogoś, kto ich rzekomo prześladował.
Piszę „rzekomo”, choć nie kwestionuję jednego czy drugiego incydentu. Pamiętam emocje znajomej artystki, której przydarzyło się mieć brata w policji. Kiedy na ulicach szalały proaborcyjne protesty, jej koledzy ziali nienawiścią do mundurowych. A ona próbowała im opowiadać, co przeżywa bliski jej człowiek będący przedmiotem agresji.
Rozliczenia poprzedniego kierownictwa policji nie stały się punktem wyjścia do jakiejś poprawy. Natychmiast zamieniły się role. Teraz to prawicowcy oskarżają i demonizują mundurowych. Mają nawet prawdziwe przykłady na potwierdzenie swoich żali. Z demonstracji rolników w Warszawie zapamiętaliśmy funkcjonariusza ciskającego kamieniem w manifestujących i agresję kilku policjantów wobec pojedynczego mężczyzny z flagą. A co powiedzieć o obecnym komendancie głównym policji, chlubiącym się zatrzymaniem podczas powodzi młodego człowieka za wpis w internecie?
Czy to oznacza, że policja stała się narzędziem przemocy nowej władzy? Z pewnością niecała i przede wszystkim chyba tylko o tyle, o ile dostaje takie rozkazy. Rozumiem policjantów, którzy są rozżaleni, że to na nich wylewane są kubły politycznych pomyj. Ale trudno tu znaleźć systemowy pomysł na ich oddzielenie od polityki. Przedmiotem presji powinni być nie oni, a sami politycy. Najwyraźniej jednak każda następna władza jeszcze chętniej niż poprzednia korzysta ze swojej roli dystrybutora przemocy. To kolejny owoc drastycznej polaryzacji.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki