Logo Przewdonik Katolicki

Bez populizmu trudno dziś robić politykę

Anna Druś
Jarosław Kaczyński i Donald Tusk podczas orędzia prezydenta Andrzeja Dudy w Sejmie, 16 października 2024 r. fot. Paweł Wodzyński/East News

Rozmowa o powodach programowej wolty, jaką w ciągu ostatniego roku przeszedł premier Donald Tusk, rosnącej sile populizmu oraz kierunkach, w jakich zmierza polska scena polityczna, z prof. Sławomirem Sowińskim

Napisał Pan w rocznicę ubiegłorocznych wyborów, że skala kontynuacji polityki PiS przez obecną koalicję „zarówno w rzeczach słusznych, jak i tych wątpliwych” mocno zaskakuje. Dlaczego jest Pan zaskoczony?
– Zważywszy na intensywność, z jaką obecna koalicja krytykuje dziś swych poprzedników oraz na obserwowane już rok temu zmęczenie wyborców stylem politycznym Prawa i Sprawiedliwości, jednym z najbardziej zaskakujących rysów obecnej sceny politycznej jest to, jak bardzo KO kontynuuje dziś linię PiS. Widać to zarówno w politykach społecznych, takich jak 800+ czy „babciowe”, mocnym akcencie położonym na bezpieczeństwo, w twardym języku dotyczącym kwestii migracji, sposobie traktowania części sędziów, jak i w demonstrowaniu podejścia suwerennościowego do polityki zagranicznej.

Dlaczego poszli w tę kontynuację?
– Przyznam, że to jedna z większych zagadek obecnej sceny politycznej i jako politolog wyobrażam sobie, że powstanie na ten temat wiele książek, seminariów czy konferencji naukowych. Na gorąco mam tu kilka roboczych hipotez. Hipoteza pierwsza jest taka, że w 2015 r. nastąpiła w polskiej polityce nieodwracalna zmiana. Polegała ona na tym, że po pierwsze wszyscy uznaliśmy, że skończyła się transformacja ustrojowa i postrzeganie Polski jako kraju pretendującego w Unii Europejskiej. Po drugie, zmieniła się sytuacja geopolityczna i podstawowym paradygmatem stało się bezpieczeństwo. Po trzecie wreszcie, zaczęły budzić się aspiracje mieszkańców mniejszych miejscowości. A tym, kto dostrzegł klucz do tej nowej sytuacji, był PiS w roku 2015. Klucz ten był na tyle pasujący do nastrojów zwykłych Polaków, że nawet przeciwnicy polityczni PiS muszą dziś z niego korzystać.

A hipoteza druga?
– Już w 2016 r. zobaczyliśmy, że nie tylko w Polsce, ale i w różnych krajach świata – Wielkiej Brytanii, na Węgrzech czy w Stanach – polityka zbliża się mocno do populizmu. W dobie mediów społecznościowych antyelitarny populizm stał się wręcz receptą na popularność. Zrozumiał to w Polsce zarówno Jarosław Kaczyński, jak i Donald Tusk.

No właśnie, ten nieśmiertelny duet…
– Z tym wiąże się hipoteza trzecia. Od dwudziestu prawie lat jesteśmy świadkami duopolu na polskiej scenie politycznej – właśnie ci dwaj politycy dzielą i rządzą na tej scenie, chętnie korzystając z własnych metod politycznych.

Tymczasem do wyborów Donald Tusk szedł z innymi hasłami – zwłaszcza w sprawie migrantów – niż te, które dziś realizuje…
– Oczywiście. Ale pamiętajmy też, że gdy się jest w opozycji, to – mówiąc kolokwialnie – bierze się pieniądze za to, by krytycznie oceniać decyzje rządzących i patrzeć im na ręce. Gdy zaś jest się u władzy – ponosi się odpowiedzialność za państwo, za bezpieczeństwo. To również może tłumaczyć tę woltę Koalicji Obywatelskiej. Choć akurat Donald Tusk zawsze w kwestii migrantów był realistą.

Dziś mówi jednak w tej sprawie trochę językiem populizmu. Dlaczego politycy nam się tak bardzo populizują?
– Zwykle populizm kojarzył się nam negatywnie z powodu tego, że jest to nadmierne i instrumentalizujące ludzi upraszczanie polityki. Jednak gdy zaczęła się obecna rewolucja technologiczna, pozwalająca na kontakt polityków z wyborcami bez pośrednictwa ekspertów czy dziennikarzy, pojawiła się pokusa, by używać w polityce prostego, trywialnego języka, zamazującego rzeczywistość. W ten sposób politycy obchodzą wszystkie zawiłości, na które zwracają uwagę eksperci, a tym prostym językiem starają się uwodzić wyborców. Pamiętajmy też, że media społecznościowe to niejako z definicji przestrzeń emocji. Wprawdzie polityka zawsze była emocji królestwem, ale dziś to się nasiliło. W efekcie wszystko to razem tworzy dla populizmu idealny nastrój, a być może nawet sprawia, że bez odrobiny populizmu dziś polityki uprawiać się już po prostu nie da.

A czy w ogóle już da się wyobrazić sytuację, że wyborcy KO odwracają się od Tuska z powodu owych zmian programowych, czy też ta epoka odchodzenia od polityków, którzy zmieniają poglądy, również przeminęła?
– Zarówno pod sztandarami PiS, jak i KO są dziś bez wątpienia różne grupy wyborców, o różnym stopniu identyfikacji z hasłami danej partii czy przywiązania do jej liderów. Oczywiście więc pewnie tej najbardziej przywiązanej grupy wyborców KO nic nie jest w stanie od Donalda Tuska odwrócić. Ale gdy weźmiemy pod uwagę te 11,5 mln wyborców, którzy rok temu zagłosowali na którąś z trzech partii tworzących obecną koalicję, to tam bez wątpienia jest spora grupa wyborców już wcześniej zmęczonych duopolem PiS–PO. Gdyby więc pojawiła się wystarczająco ciekawa alternatywa dla tego duopolu – pewnie by za nią poszli. Widać to choćby w rosnących notowaniach Konfederacji.

Czyli pomysł na bycie tą alternatywą, jaką rok temu miała Trzecia Droga, która zagospodarowała centroprawicowych wyborców PO, już się wyborcom znudził, wypalił?
– Jest chyba za wcześnie, by wieszczyć zupełne wypalenie się tej formacji. Jeszcze przed wyborami z 15 października ogłaszano przecież to nie raz, a potem zajęła ona wysokie trzecie miejsce w głosowaniu. Trzecia Droga jest dziś jednak w niekomfortowej sytuacji, bo z jednej strony jest w koalicji z jedną z partii duopolu (KO), a z drugiej – chce być dla duopolu alternatywą. Ponadto pogłębia się chyba rozdarcie między PSL-em a środowiskiem Polski 2050: podczas gdy PSL mocno eksponuje swoją konserwatywność, Polska 2050 pozostaje liberalna lub mało wyrazista.

Skoro już jesteśmy przy PSL-u – to naturalne, że ludowcy idą u nas w stronę konserwatyzmu?
– Nie wiem czy naturalne, ale na pewno rozsądne. Jasne jest dla mnie bowiem, że aby przetrwać, w perspektywie kilku lat PSL musi zacząć ewoluować z partii typowo agrarnej w partię klasy średniej, zamieszkującej mniejsze miejscowości. PSL musi zaopiekować się rozbudzonymi przez PiS aspiracjami mieszkańców mniejszych miejscowości, które prawica osierociła. Ponadto sądzę, że PSL strategicznie będzie się przygotowywał na moment końca duopolu PiS–PO w polskiej polityce. A to się musi stać, gdy na emeryturę polityczną przejdą Jarosław Kaczyński i Donald Tusk. Wtedy być może nastąpi pewne przesunięcie bieguna na polskiej scenie politycznej w kierunku podziału, jaki mamy w Ameryce, na obóz lewicowo-liberalny oraz obóz prawdziwej prawicy: wolnorynkowej i jednocześnie konserwatywnej.

I do tych polskich „demokratów” w tym układzie należeć będzie obecna polska lewica?
– Sytuacja obecnej lewicy w Polsce to na pewno temat na osobną rozmowę, ale wydaje mi się, że gdy skończy się u nas ten duopol, zmiana bieguna spowoduje, że faktycznie lewica będzie próbowała przejąć opcję socjalną od prawicowego PiS, łącząc ją – jak to zwykle jest na lewicy – z progresywnością czy liberalizmem kulturowym.

---

SŁAWOMIR SOWIŃSKI
Politolog, doktor habilitowany nauk społecznych w zakresie nauk o polityce, wykładowca akademicki na Wydziale Społeczno-Ekonomicznym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki