Logo Przewdonik Katolicki

Problem w tubce

Szymon Bojdo
Sklep alkoholowy, Łódź, 3 października 2024 r. | fot. Piotr Kamionka/Reporter/East News

Sytuacja z tzw. alkotubkami wywołała niebywałą w Polsce zgodność sądów – to skandal, że taki produkt w ogóle się pojawił. Polacy stosują jednak podwójne standardy wobec konsumpcji alkoholu.

Sprawa wybuchła niczym supernowa między 30 września a 1 października. Czujni internauci zaczęli wrzucać zdjęcia kolorowych opakowań przypominających popularne musy dla dzieci (w niektórych przypadkach ułożonymi nawet na ekspozytorach informujących o tych właśnie musach) z zawartością bynajmniej nie dla dzieci. Zawierały one likiery smakowe i wódki (moc od 15 do 28 proc.) o objętości od 100 do 200 ml. Wszystkie w jaskrawych kolorach, okraszone zabawnymi nazwami nawiązującymi do tzw. małpek, czyli niewielkich buteleczek z wódką czystą tudzież smakową (do niej jeszcze wrócimy) „vodoo monkey”, gdzie pierwszy człon fonetycznie odnosi do wódki, a drugi do Bogu ducha winnych małpek, które to zwierzątka stały się w Polsce metaforą narodowego rauszu. Nie robię zresztą tutaj reklamy tych produktów, bo tak szybko jak się pojawiły, tak szybko zniknęły, choć nie bez oporu producentów. Początkowo firma OLV próbowała wykręcać się sianem, że produkt jest dobrze oznaczony i przeznaczony tylko dla dorosłych, a w ogóle idąc tropem myślenia podobieństwa do musów owocowych, dzieci równie dobrze mogą napić się ketchupu czy szamponu. Bezczelnością nie udało się jednak zdławić krytyki i firma wycofała produkt z dystrybucji i produkcji, komunikując to z lekką obrazą, czemu dziwić się nie należy, bo zamknięcie linii produkcyjnej wiąże się z ogromnymi kosztami.

Akcja – reakcja
Oto skrót afery. Z dystansu możemy się zastanowić, co mówi ona o naszym społeczeństwie. Pierwsza refleksja to zmiana podejścia i stawianie zdecydowanych granic, gdy jakieś działanie czy chwyt marketingowy mogą uderzyć w zdrowie czy ogólnie dobro dzieci i młodzieży. Choć możemy powiedzieć szczerze: nie ma już w Polsce przyzwolenia na to, by osoby niepełnoletnie kupiły alkohol w sklepie, nawet małym osiedlowym – sprzedawcy zdają sobie sprawę, z jak ogromnymi karami się to wiąże. Zatem proceder z lat 90., czyli wyskakiwanie do pobliskiego sklepiku po paczkę papierosów czy „browarka” dla taty czy wujka, bo ekspedientka nas zna i tak dalej, to już właściwie opowiadanie historyczne. Cały ambaras wokół alkotubek nie wynikał więc z tego, że nieletni spożywaliby – albo precyzyjniej mówiąc: kupowali – te produkty. Dużo ważniejszy jest wymiar symboliczny tego, co się stało: oto dla młodego odbiorcy alkohol jest tak samo trendy jak lubiane soki czy musy, co więcej – puszczamy oko, że to nie tylko smaczne i świetne do zabawy, ale też zdrowe, bo przecież musy są zdrowe. Zachodzi więc tutaj typowy błąd poznawczy zwany asocjacją, która charakteryzuje się przenoszeniem cech jednego produktu na drugi dlatego tylko, że są obok siebie lub są podobne. Nawet my, dorośli, mamy z tym problem (bo dajemy się nabrać na celowe ustawienie towarów na półkach tak, byśmy kupili ich więcej), a co dopiero młode osoby. O zgrozo, firma która wypuściła teraz tubkomałpki produkuje także wspomniane musy.
Znamienna jest również zdecydowana reakcja rynku. Markety zaczęły od razu wycofywać się z dystrybucji alkoholu w kolorowych saszetkach, choć zdaje się, że wyczuły nasilające się społeczne oburzenie, wszak część z nich przyjęła ten asortyment na swoje półki (sam spotkałem go nie w części sklepu oznaczonej szyldem „alkohole”, ale pośród innych produktów). Alarm wśród polityków wszczął marszałek Sejmu Szymon Hołownia, szybko zaczął mu wtórować premier, a po nim także politycy opozycji. Temat właściwie wywołał cud, bo nikt z polityków nie miał wątpliwości co do słuszności sprzeciwu, inną kwestią jest to, czy część z nich nie chciała ogrzać swojego wizerunku przy rozpalającej emocje sprawie. Rząd zapowiedział dymisje urzędników, którzy mogli dopuścić do wypuszczenia na rynek tego produktu, regulacje przeciw sprzedaży alkoholu w tubkach i kontrolę fabryki (jak zapowiadał szef sanepidu), czy nie doszło w niej do przypadkowego wlania alkoholu do produktów dla dzieci, a na koniec po raz kolejny zagrzmiał, jak bardzo picie jest szkodliwe dla narodu.

Picie wódy ma być sztuką
Szkopuł jednak w tym, że rynek alkoholi w Polsce właściwie jest bonanzą, bo z jednej strony to żyła złota, a z drugiej przedsiębiorcy nieraz stają na głowie, żeby powiększyć zyski. Alkotubki są tego najświeższym przykładem, a stosowane przy ich promocji marketingowe hasła wywołują konsternację: „to nie tylko marka, to prawdziwy buntownik w świecie alkoholi. Jesteśmy pionierami, którzy zmienili sposób, w jaki doświadczasz alkoholu, oferując go w odważnie zaprojektowanych tubach. (...) Stojąc na przecięciu sztuki, designu i innowacji w branży alkoholowej, Voodoo Monkey to synonim najlepszej jakości, kreatywności i odwagi”. Powtórzmy, picie wódy ma być sztuką, innowacją, kreatywnością i aktem odwagi (podobne chwyty stosuje się w promocji elektronicznych papierosów). Taki kreatywny marketing jest możliwy chyba tylko w naszym kraju, gdzie w bieżącym roku liczba ujawnionych pijanych kierowców wyniosła 60 072, gdzie wciąż odnotowywane są przypadki domowej przemocy wywołanej przez osoby w stanie nietrzeźwości. Takie rzeczy dzieją się w kraju, w którym picie jest niemal dyscypliną sportową, część rodaków rywalizuje o to, kto będzie pić dłużej, więcej i mocniej.

Do torebki i do kieszeni
Wróćmy na chwilę do niesławnych „małpek”. Mało kto pamięta, że na pomysł, by alkohol sprzedawać w formacie 100 czy 200 ml, wpadł w 2008 r. nie kto inny, jak ówczesny właściciel Polmosu Lublin Janusz Palikot – później polityk, dziś upadły patocelebryta z zarzutami o liczne oszustwa. Wprawdzie małe buteleczki z wódką były znane już w początkach XX w., jednak na początku XXI w. przeżyły swój renesans. Ponad 15 lat temu pomysł „małpek” uznano za wielce innowacyjny, świadectwo polskiej zaradności i przedsiębiorczości. Dziś tych różnokolorowych i wielosmakowych buteleczek sprzedaje się dziennie 3 mln, z czego jedną trzecią przed południem! Rozgrzewają one ludzi przed pracą, po pracy i w trakcie pracy, by wspomnieć legendarne (ale mające odzwierciedlenie w rzeczywistości) anegdoty o codziennych wyborach budowlańców. Co więcej, produkt marketingowo przeznaczony miał być głównie dla kobiet, bo mniejsza butelka zmieści się do torebki. Wspomniany Palikot promował także wódkę i piwa z dodatkiem smaku konopi (czyli budzi się skojarzenie z marihuaną), z kolei w sklepach pojawiły się kubki z lodem, do których wystarczyło wlać trochę alkoholowej substancji, by uzyskać przyjemny drink. Szczytem było wypuszczenie w małych plastikowych kieliszkach (objętość 50 ml, czyli tyle co kieliszek) wódek w różnych smakach i kolorach.

Chwytani w sieć
Przekleństwem Polski jest to, że alkohol jest łatwo dostępny, tani jak barszcz i wywołuje skojarzenia związane z przyjemnością, beztroską i stylem. Przybywa też osób traktujących go jak rozwiązanie życiowych problemów, które tym bardziej on stwarza. Uzależnienie od alkoholu jako zespół objawów klinicznych obejmuje populację 600–800 tys. osób. Rocznie umiera z powodu nadużywania alkoholu około 4 tys. Polaków. Część naukowców twierdzi, że każda ilość alkoholu szkodzi, część z nich zauważa, że picie niektórych z nich jest prozdrowotne – żaden z nich jednak nie powie, że będą to zgrzewki czy butelki wypijane bez końca na imprezach. Polskie nieuporządkowanie w tej kwestii uwydatnia się, kiedy samorządy decydują o wprowadzeniu zakazu sprzedaży alkoholu po godz. 22.00. Gdy już uda się go wprowadzić, statystyki przestępczości i awantur drastycznie spadają. Jednak zazwyczaj w procesie konsultacji pada argument o ograniczaniu wolności i upadku drobnych sklepików. Zdaje się bowiem, że już od czasów sarmackich upijanie się było kojarzone z doświadczaniem osobistej wolności. A do dziś aktualna jest fraza o tym, że „szlachta znów rozpija chłopów” z tym że szlachtą są obecnie rekiny biznesu, a chłopami konsumenci, chwytani w sieć najbardziej na świecie uzależniającej substancji.

Regulacja i edukacja
Pewne iskierki nadziei znajdziemy w młodym pokoleniu – moda na niepicie alkoholu ma się całkiem dobrze, choć jak pokazują statystyki, niestety zastępują go inne formy odurzania. Czas z jednej strony na regulację rynku sprzedaży alkoholi, z drugiej na mądrą edukację. Regulacje bez edukacji będą sprawiały, że producenci alkoholu wciąż będą tworzyć niezwykłe pomysły na to, jak sprzedać swoje produkty. Edukacja bez regulacji będzie z kolei bezowocna, bo trudno przekazać komuś, że jakieś zachowanie konsumenckie jest słuszne, kiedy naokoło lansuje się styl życia promujący nadużywanie. Jeśli kogoś to przeraża, to warto pomyśleć o samoograniczaniu w spożywaniu alkoholu. Wszak proroczo brzmią słowa z piosenki Kazika Staszewskiego z 1991 r.: „Zbudowali fabryki/ Opracowali maszyny/ Produkują wódkę/ Tak dużo dużo wódki/Bo im tylko o to chodzi, abyś sam sobie szkodził/Abyś sam nie mógł myśleć/Abyś sam nie mógł chodzić”.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki