Logo Przewdonik Katolicki

Zaniedbując ciało, zaniedbujemy duszę

Weronika Frąckiewicz
fot. Unsplsh

Rozmowa z Aleksandrą Murphy o samodyscyplinie miłości, metodzie pięciu sekund i zdrowym poczuciu własnej wartości

W psychologii od kilku lat panuje trend „bycia dla siebie dobrym”. Wielu psychologów i osób związanych z coachingiem mówi o tym, żeby „przestać się siebie czepiać”. Tymczasem Ty prowadzisz kursy motywacyjne dla kobiet o nazwie samodyscyplina miłości. Czy dziś „samodyscyplina” nie brzmi trochę groźnie?
– Samodyscyplina jest dla mnie najwyższym wyrazem miłości do siebie. Troska i czułość nie mają być stricte emocjonalne, choć często wyłącznie tak je pojmujemy. Tymczasem samodyscyplina miłości wielokrotnie wymaga podejścia ponademocjonalnego. Mogę dzisiaj mieć ochotę robić tylko rzeczy, które w ostatecznym rozrachunku nie są dla mnie dobre, bo np. coś trudnego się wydarzyło w moim życiu i spędzam trzeci dzień z kolei na kanapie. Nie ma oczywiście nic złego w odpoczywaniu na leżąco, ale warto zadać sobie pytanie, czy podążanie za tą ochotą mi służy. Samodyscyplina miłości, według której żyję i jak przedstawiam ją ludziom, to postawa, w której człowiek świadomie wybiera – na miarę swoich możliwości – to, co jest dla niego lepsze w tym momencie. W praktyce nie zawsze zgadza się to ze stanem emocjonalnym człowieka, co odczuwa się jako zgrzyt. Niektórzy to poczucie określają jako walkę ze sobą, ja tymczasem wolę nazywać to walką o siebie. Jeśli człowiek postrzega się holistycznie, nie tylko przez pryzmat ciała, ale i duszy, w codzienności powinien wybierać to, co będzie troską rzeczywistą o siebie, a nie tylko dyktaturą emocji. Samodyscyplina jest również manifestacją wolności, wykorzystywanej dla swojego dobra. Jest ona wyborem, który podejmuje się świadomie, a nie „działając na autopilocie”. To założenie, że chcę podejmować decyzje odnoszące się do różnych aspektów mojego życia na podstawie miłości. Samodyscyplina bez miłości jest terrorem, ale jeśli punktem odniesienia jest miłość, którą rozumiem w ujęciu chrześcijańskim, to jest to regularne podejmowanie wyborów, które służą mojemu dobru, poprawie mojej sytuacji, pomnażaniu miłości, wiary i obfitości.

Wiele osób – a zwłaszcza my, kobiety – ma tendencję do perfekcjonizmu i dokręcania sobie śruby. Jak praktykując samodyscyplinę, nie wejść wobec siebie w rolę wymagającego rodzica, który będzie wytykał nam każdą porażkę?
– Trzeba dopuścić niedoskonałość ludzkiego bycia i to, że nie jesteśmy stworzeni do perfekcji. Pokazują to badania naukowe z zakresu biologii i psychologii, które zawsze uwzględniają margines błędu, jakiejś mutacji, czegoś, co wymyka się średniej. Nie chodzi o to, aby być idealnym/idealną i perfekcyjnym/perfekcyjną, ale zaakceptować, że to droga rozwoju przez samodyscyplinę jest procesem, w związku z czym należy zaakceptować siebie ze swoimi niedoskonałościami. W pracy z kobietami kładę duży nacisk na codzienną refleksję. Zachęcam, aby zatrzymać się codziennie rano i zapytać siebie, co jest dobre dla mnie dzisiaj. Jednego dnia rzeczywiście trzeba poleżeć na kanapie, ale inny dzień będzie tym momentem, w którym zdam sobie sprawę, że jestem bierna od dwóch tygodni, bo chowam się przed ważnymi dla mnie sprawami, nie chcąc doprowadzić do konfrontacji. Dlatego ważne jest zadawanie sobie codziennych pytań, gdyż być może ciało, napędzane biernym nawykiem, utrzymuje mnie w stanie stagnacji, a ja nareszcie zdecyduję się wstać, bo wiem, że to będzie dla mnie dobre. W ujęciu samodyscypliny miłości nie ma żadnych gotowych odpowiedzi, to ty potrzebujesz skontaktować się ze sobą, aby dowiedzieć się, co jest dla ciebie dobre dziś i to wybrać.

Każdy, kto podejmował jakieś długoterminowe wyzwanie, niezależnie od dziedziny życia, wie, że po okresie zapału przychodzi czas, w którym wymówki przejmują nad nami kontrolę i wszelka energia do działania gaśnie. Jak nie pozwolić, aby to one decydowały, czy podejmujemy działanie, czy też nie?
– Wymówki są naszym naturalnym głosem, a w akceptacji tego faktu pomoże zrozumienie natury ludzkiej, która jest wygodna, ekonomiczna i nie chce się pozbywać energii z ciała poprzez zmiany i wychodzenie ze strefy komfortu. Aby zbudować mocny głos prawdziwego ja, trzeba zaakceptować fakt wymówek. Następnie należy znaleźć swoje własne powody, dlaczego ruszenie się z kanapy i na przykład zrobienie treningu jest dla mnie ważne. Jedna osoba powie, że chce być szczupła, ponieważ marzy, aby ładnie wyglądać w sukienkach, ktoś inny może chcieć, żeby nie bolały go stawy, gdy będzie podnosić swoje wnuki. To mają być powody osobiste. Pamiętajmy o tym, że żadne z nich nie podlegają ocenie i wszystkie są tak samo ważne. Trzecim elementem jest szybka akcja. Umówiłam się ze sobą, że idę o 16.00 pobiegać, decyduję, że nie będę patrzeć na wymówki ciała, tylko zrobię to, co zamierzałam. Mel Robbins, amerykańska mówczyni motywacyjna, mówi o metodzie pięciu sekund: od momentu, w którym chcesz to zrobić, bo wiesz, że to jest dla ciebie dobre, liczysz do pięciu i to robisz. Jest udowodnione naukowo, że istnieje czas tak zwanej pauzy, który trwa właśnie pięć sekund, a w którym mózg nie będzie cię przekonywał, żeby czegoś nie zrobić. Wykorzystaj ten czas i nie igraj z nim. Czasem wystarczy wstrzelić się w ten krótki moment, aby podjąć działanie. Fundament przeciwko wymówkom powinien jednak być zbudowany przez refleksję i spotkania ze sobą. Szalenie istotne jest zbudowanie nowej normy. Stara postawa krzyczy: „nie idź”, „po co ci to”, „zaczniesz od jutra”, natomiast twoja nowa norma oparta jest na działaniu tu i teraz. Po pewnym czasie stanie się to automatyczne.

Jak dobrze wyznaczyć cele, które chcemy zrealizować?
– W momencie rozpoczęcia i wyruszenia często przyświecają nam motywacje zewnętrzne. Moim zdaniem warto nie wyrzucać tego do śmietnika i nie silić się na wynajdywanie motywacji, której jeszcze nie ma. Na początku ważne jest, aby spotkać się z samą sobą i siebie zaakceptować. Wiele osób odrzuca tę swoją motywację, bo nie podoba im się, że motywuje ich np. wygląd. Tymczasem aby proces się wydarzył, trzeba być otwartym na prawdę tu i teraz. Przyznaję, że na ten moment najbardziej motywuje mnie szczupła sylwetka w stroju kąpielowym podczas wakacji. Wolałabym mieć bardziej wyszukane cele, ale w tym konkretnym momencie są takie. Absolutnie o naszym celu nie musimy nikomu mówić. Warto zapisać go w swoim notatniku i pozwolić sobie, aby upłynął pewien czas. Z biegiem czasu motywacja będzie się zmieniać. Będziemy docierać do głębszych przekonań, które mamy na swój temat. Widzę to wyraźnie, współpracując z ludźmi. Część z nich głównie motywuje zgubienie kilogramów, a w wyniku procesu podejmują terapię, bo okazuje się, że wieczorne podjadanie miało podłoże psychologiczne. Nie mierzmy motywacji wewnętrznych, ale spotkajmy się z nimi. Przede wszystkim jednak bądźmy uważni, gdyż samodyscyplina oparta jest na nieodpuszczaniu. To nie plan na rok czy dwa, ale uczenie się życia w pełni.

Dużo mówisz o ciele i wywieraniu na nie wpływu. Tymczasem mam wrażenie, że często w Kościele nie wypada powiedzieć, że chcemy mieć zadbane, ładne ciało…
– Bardzo mnie dotyka to, co mówisz, ponieważ widzę ten problem w Kościele katolickim. Wiele osób cierpi z powodu zaniedbania ciała w związku ze źle pojętą pokorą. Ciągle pokutuje pogląd, że dbanie o siebie nosi znamiona egoizmu. Sama kiedyś tak myślałam i nie zajmowałam się ciałem, ponieważ byłam przekonana, że najważniejsze jest to co niewidzialne. Tymczasem Bóg powołał nas do życia w ludzkim ciele i do odkrywania królestwa Bożego tu na ziemi. Do tego niezbędna jest uważność na to ciało. Jestem fascynatką biologii i fizjologii i głęboko mnie wzrusza, gdy czytam o komórce i procesach, które tam zachodzą. Dla mnie Bóg jest stwórcą fantazyjnym i wyrafinowanym. W związku z czym niedorzecznością byłoby myślenie, że ciało ma zostać zepchnięte na margines naszego bycia. Uważam, że ogromnym niebezpieczeństwem dla ducha i duszy jest pomijanie ciała. Zaniedbanie ciała, niehigieniczne życie, niewłaściwe odżywianie, złe podejście do ruchu, bierność, zarywanie nocy może negatywnie wpłynąć na naszą duszę, na nasze działanie, gdyż będąc w złej kondycji psychofizycznej, nie jestem w stanie kochać drugiego człowieka. Nauka nam pokazuje, że gdy z powodu zaniedbań mamy podniesiony poziom glukozy i kortyzolu, przez co nasz ośrodek nagrody się „nakręca”, jesteśmy bardziej poirytowani, skłonni do myślenia krótkoterminowego i nie podejmujemy dobrych decyzji dla nas, bo nam się wydaje, że nie damy rady. Osłabiamy się, a to wpływa na nasze decyzje. Jeżeli narzędzie, które ma nam umożliwiać podejmowanie i robienie ważnych rzeczy, jest zaniedbane, zardzewiałe i niedziałające, nie będziemy mieć życia, do którego zaprasza nas Bóg. Czuję wielki żal, że w Kościele katolickim zostało to tak zaniedbane. To wymaga odświeżenia i wpuszczenia nowego światła, ponieważ nasze ciało jest narzędziem, za pomocą którego mamy kochać.

Jesień tuż-tuż i obawiam się, że może stanowić kolejną doskonałą wymówkę na odłożenie zadbania o siebie na kolejne miesiące. Jak mimo wszystko zacząć teraz?
– Proste sposoby są najlepsze. O jakiejkolwiek wskazówce byśmy mówili, punktem wyjścia musi być dzisiaj. Nie zaczynamy od poniedziałku czy „od pierwszego”, ale uczymy nasze ciało, że robię to dzisiaj. Obojętnie czym jest to nasze działanie, istotne jest, aby wydarzyło się dziś, bo od tego, że to się wydarzy, dostaniemy przypływ energii. Będzie to nasza sprawczość, działanie na system dopaminowy, gdy postanawiam, że coś robię i to się wydarza. Dopamina i adrenalina wraz i innymi neurotransmiterami są hormonami motywacji, które sprawiają, że chce mi się coś zrobić. Najlepszym sposobem doświadczenia własnej sprawczości jest podniesienie się z kanapy i przejście się, podjęcie krótkiej aktywności fizycznej, gdyż właśnie to podniesie poziom dopaminy. Trzeba zrozumieć, że wewnętrzna energia jest wynikiem decyzji i zachowania z niej wynikającego. Zbawienne działanie na nasz mózg ma chociażby spacer. Podczas jakiegokolwiek poruszania się w przestrzeni do przodu doświadczymy zwiększonej kontroli nad swoim życiem przez wyrównanie chemii w mózgu. Neuronauka, w dużym skrócie, mówi o tym, że zmienia się wówczas zarządzanie energetyczne naszego mózgu, więcej krwi przychodzi do ośrodków w korze przedczołowej, przez co zaczynamy widzieć pewne rzeczy bardziej klarownie. Następnym krokiem po ruszeniu się jest zrobienie sobie planu.

Niejednokrotnie miałam kontakt z rodzicami dzieci z głęboką niepełnosprawnością intelektualną. Większość z nich, zwłaszcza jeśli ich dzieci były już dorosłe, nie miała przestrzeni na zajęcie się sobą. Czy samodyscyplina miłości nie dotyczy osób w trudnych sytuacjach życiowych?
– Rzeczywiście są wśród nas osoby, które na co dzień mierzą się z ogromnym psychofizycznym wydatkiem energetycznym. Warto, aby podjęli oni refleksję i odpowiedzieli sobie na pytanie, jak mogą okazać sobie miłość w tej sytuacji. Na pewno pomaga świadomość bycia kochanym przez Boga. Wydaje mi się, że kluczem w tak trudnej sytuacji jest zmiana postawy w człowieku, uświadomienie sobie i zaakceptowanie, że trudności są częścią jego życia. Jednak im trudniej w życiu, tym bardziej samodyscyplina miłości zaprasza do refleksji. Miłość, którą człowiek w trudnej sytuacji życiowej potrzebuje zaserwować sobie każdego dnia, jest tym bardziej potrzebna do wzmocnienia fizycznego i psychicznego, aby codziennie mógł dawać. Człowiek może pomóc sobie stylem życia czy lepszym jedzeniem. Oczywiście dużo zależy też od sytuacji, w której dana osoba się znajduje, bo są osoby, które nie mogą liczyć na pomoc, a dodatkowo znajdują się w kiepskiej sytuacji finansowej. Jednak mimo to potrzebują postawy skupienia na tym, co mogą zrobić. Czasem z lupą trzeba szukać przestrzeni, w których można coś zmienić, ale one są zawsze. Sposób odżywiania wydaje się ludziom często zmianą nieadekwatną, ale jeżeli każdego dnia na przykład mama ma wysoki wydatek ze strony psychologii i biologii, to potrzebuje wysokoodżywczego jedzenia i musi się na tym skoncentrować. Także tu obowiązuje metoda małych kroczków, gdyż w życiu jest duża dysproporcja dawania i brania. Za tym wszystkim musi jednak stać pytanie, czy ta konkretna osoba chce sobie pomóc.

Czasem ktoś podejmuje pracę nad sobą, jednak ciągle jest niezadowolony z efektów. Bywa, że jest to niekończąca się opowieść wynajdowania swoich słabości, nad którymi można pracować, gdy tymczasem przyczyna niezadowolenia leży w niskim poczuciu własnej wartości. Jak je wzmacniać?
– Poprzez przyjęcie miłości Boga. Mówię prosto z mostu, jak jest, ponieważ tak ja sobie pomogłam, kiedy kilka lat temu rozpadło się moje małżeństwo i zostałam zdradzona. Doświadczyłam ogromnego cierpienia i zdałam sobie sprawę, że moje poczucie własnej wartości jest mocno zaburzone. Nie widziałam żadnej nadziei w tym, co oferuje człowiek, i nie było niczego, co by mogło uśmierzyć mój ból. Często jesteśmy „podkopani” podwójnie, bo nie tylko życie tu i teraz nam się wali, ale także w dzieciństwie mama i tata nie spełnili swoich ról tak, jak tego potrzebowaliśmy. Psychologia pomaga nam przyjrzeć się temu, rozpocząć proces uzdrawiania i leczenia, ale bardzo często jest to niewystarczające. Widzę to w doświadczeniach kilku lat pracy, ale również w moim życiu. Psychologia bardzo mi pomogła, ale nie była wystarczająca, gdyż potrzebowałam bycia przyjętą i zaakceptowaną przez kogoś większego ode mnie. Bóg kocha mnie taką, jaką jestem, ale ja daję swoją odpowiedź, ucząc się nowego sposobu zwracania się do siebie w myślach, w mówieniu o sobie. Odpowiedzią na Bożą miłość jest praktyczne działanie w dbaniu o siebie. Trzonem samodyscypliny jest to, że moja wartość jest nadana przez Boga i jest ona stała od momentu poczęcia aż do śmierci. Jeżeli ja jestem córką/synem Boga i On mnie kocha, to nie tylko zwracam się do siebie jak najlepiej, nie pozwalam ludziom źle mnie traktować, ale również nie dostarczam do mojego organizmu codziennie wysokoprzetworzonego jedzenia, dbam o ruch. Robię tyle, ile mogę na dany moment, ale nie odpuszczam standardu, który sobie wyznaczyłam. Traktuję siebie dobrze, biorąc pod uwagę też swoje słabe strony, nie żyję w wyidealizowanej perfekcyjnej wizji swojej osoby. Wiara i miłość to są konkretne działania względem siebie i innych.

---

ALEKSANDRA MURPHY
Założycielka pierwszej w Polsce Szkoły Samodyscypliny Miłości, autorka książek, twórczyni programów holistycznego odchudzania, mówczyni motywacyjna



 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki