Okres wakacji to czas nawiązywania i pogłębiania relacji w kontekście wypoczynku, przygód i nowych znajomości zawieranych w miejscach, w których spędzamy urlop lub letnią przerwę w nauce. Któż nie zakochał się, choćby przelotnie lub platonicznie w kimś, kogo spotkał w młodości na obozie czy podczas wycieczki? Któż nie wybierał się ze swoimi przyjaciółmi na trudną wyprawę, nie bojąc się wyzwań? Niektóre relacje przetrwały próbę czasu. Inne pozostały jedynie wspomnieniem udokumentowanym jakimś listem lub kilkoma zdjęciami.
Wspominając czasy mojej młodości, przeglądałem pamiątkowy album. Na jednym ze zdjęć odnalazłem dziewczynę, w której byłem zakochany, choć nigdy jej o tym nie powiedziałem. Zakochanie minęło. Miłe wspomnienia pozostały. Dalej, zatrzymałem się na fotografii z uroczystości chrztu córki moich przyjaciół. Po raz pierwszy i jedyny w życiu zostałem wtedy ojcem chrzestnym. Było to ponad 40 lat temu. Przyjaźń z jej rodzicami przetrwała do dziś. Pośród tych wakacyjnych wspomnień postanowiłem wziąć temat zakochania i przyjaźni na poranne rozmyślanie. Jaka jest między nimi różnica i czy miłość do Boga jest miłością przyjacielską?
Przyjaciel opisywany jest w biblijnych księgach mądrościowych jako ten, który „kocha czystym sercem” (Prz 22, 11), „kocha w każdym czasie, a bratem się staje w nieszczęściu” (Prz 17, 17), jest „potężną obroną” i „lekarstwem życia” (Syr 6, 14.16).
Jedno jest dla mnie pewne. Przyjaźń to nie zakochanie, które kieruje się emocjami. Poznałem wiele osób zakochanych w Jezusie, zauroczonych Nim i wyznających Mu swoją dozgonną miłość. Jednak nie wszyscy z nich zadali sobie trud, by się z Jezusem zaprzyjaźnić. Wystarczały im ich religijne uczucia, których strzegli i gotowi byli zlinczować każdego, kto je obrazi. W centrum byli oni – zakochani.
Przyjaźń to relacja zbudowana na solidnym fundamencie wspólnych doświadczeń i zawsze jest odwzajemniona. Inaczej jest z zakochaniem. Można pozostać samotnym, rozgoryczonym, niezrozumianym, źle osądzonym przez kochaną osobę. Natomiast w przyjaźni nie ma samotności, bo nie da się doświadczyć przyjaźni w pojedynkę. Tak jak można się w kimś zakochać, tak nie da się „w kimś” zaprzyjaźnić. Przyjaźń jest zawsze „z kimś”, z konkretną osobą, która również widzi we mnie przyjaciela.
Przyjaciel rozwiewa moje lęki albo boi się razem ze mną, trzymając mnie za rękę, podnosi mnie na duchu i wspiera w trudnych chwilach albo o wsparcie prosi. Ma do mnie zaufanie. Nie wypytuje natarczywie o to, co robiłem, nie jest zaborczy i nie mówi z wyrzutem „Dlaczego tyle czasu się nie odzywałeś! Czemu nie pisałeś!”. Miłość przyjacielska jest cierpliwa i nie chodzi naburmuszona, gdy przyjaciel nie ma czasu lub chęci na spotkanie. Zwracamy się do przyjaciela, gdy chcemy coś lepiej zrozumieć, usłyszeć szczerą opinię, otrzymać poradę lub zostać ostro lecz po przyjacielsku skrytykowanym.
Przyjaciele Boga
Taki jest Bóg względem Abrahama i Abraham względem Boga. Nie bez przyczyny Pismo Święte nazywa ich relację przyjaźnią.
– Nie lękaj się, poradzisz sobie, zaufaj mi! Co o tym myślisz? Nie upieraj się! – takie lub podobne słowa wypowiada w różnych sytuacjach Bóg do swojego przyjaciela i słyszy z jego ust podobne.
– Gdybyś potrzebował, Boże, mojej pomocy, to jestem do twojej dyspozycji – zdaje się mówić Abraham, myśląc, że Bóg nie radzi sobie ze spełnieniem obietnicy o potomstwie licznym jak gwiazdy na niebie. – Mogę zapisać spadek Damasceńczykowi Eliezerowi albo spłodzić syna ze służebnicą. Jakoś sobie razem poradzimy, żebyś nie wyszedł na takiego, co nie dotrzymał słowa – pocieszał Boga, swojego Przyjaciela.
Bóg oczekuje od Abrahama pełnego zaufania, a jednocześnie chętnie słucha jego pomysłów i krytyki, gdy ten wchodzi z Nim w polemikę.
– Czy zniszczysz Sodomę, jeśli znajdzie się w niej dziesięciu sprawiedliwych? Nie niszcz jej ze względu na tych niewielu. Dobrze Ci, Boże, radzę. Posłuchaj rady przyjaciela.
Czytając przygody patriarchy Abrahama, nie jest wcale łatwo zrozumieć, czym jest przyjaźń, jaka łączyła go z Bogiem. Przyjaźń ta została poddana okrutnej próbie na górze Moria. To na tej górze Bóg kazał Abrahamowi zabić syna Izaaka. W imię przyjaźni? Czy Abraham wierzył do końca, że jest jakieś wyjście awaryjne albo jakiś tajemniczy sens, który okaże się zrozumiały dopiero po latach? Zaufał Przyjacielowi do końca. Wbrew wszelkiej logice.
Wspólna historia Boga i Abrahama połączyła ich na dobre i na złe. Po raz pierwszy człowiek stał się przyjacielem Boga. Nie kolegą, nie znajomym, nie partnerem, lecz przyjacielem. W przyjaźni nie równość, lecz różnorodność jest atutem. Jest to więź szczególnej miłości między ufającymi sobie bezwarunkowo, nawet jeśli są z dwóch różnych światów. Przyjaźń między Bogiem a Abrahamem nie sprowadza się do obopólnej przychylności. Bóg nie obiecuje przysługi w zamian za przysługę, lecz proponuje relację mającą trwać wiecznie. Mówi do Abrahama: „daj mi się prowadzić”. Proponuje wspólną podróż przez historię ludzkości i obiecuje mu, że będzie mu zawsze towarzyszył, że nigdy go nie opuści i w żadnym wypadku nie obrazi się na niego ani nie zapyta z wyrzutem: – Dlaczego tyle czasu się nie odzywałeś?
Piękno i prostotę przyjacielskiej relacji, również tej między człowiekiem a Bogiem, oddaje krótki dialog z Kubusia Puchatka autorstwa Alana Alexandra Milne:
– Puchatku?
– Tak, Prosiaczku?
– Nic – powiedział Prosiaczek, biorąc Puchatka za łapkę: – Chciałem się tylko upewnić, że jesteś.
W historii Abrahama mamy do czynienia z przyjaźnią, która jest przebywaniem człowieka z Bogiem, Panem Wszechświata, tajemniczym i nieprzewidywalnym, który ufa człowiekowi nawet wtedy, gdy człowiek już sam sobie nie ufa. Ta przyjaźń jest dziedziczona z pokolenia na pokolenie. Dowiadujemy się od proroka Izajasza, że potomkowie Abrahama są dziećmi, wnukami, prawnukami przyjaciela Boga (por. Iz 41, 8).
Kochamy Go, pragniemy żyć w Jego obecności, chcemy znać jego zdanie, ale sami podejmujemy decyzje. Czujemy się wolni. Oddychamy przy Nim pełną piersią. Nie lękamy się, że będzie nami manipulował i że się kiedyś od nas odwróci.
Miłość oblubieńcza i miłość przyjacielska
Jakże wzrusza mnie fragment Ewangelii, w którym Jezus nazywa nas swoimi przyjaciółmi i chce, abyśmy pozwolili Mu się kochać przyjacielską miłością. Abyśmy nie byli Jego sługami, ale wraz z Nim, ramię w ramię, szli służyć drugiemu człowiekowi, w dobrym i złym czasie. Jeśli pragniemy takiej przyjaźni, to nie możemy wymagać wyłączności, nie możemy zatrzymać Jezusa tylko dla siebie. „Nie zatrzymuj Mnie!” – powiedział Zmartwychwstały do Marii Magdaleny, która przyszła do grobu, by zabrać martwe ciało Jezusa. Pokusa, by mieć Boga dla siebie, nie prowadzi do żywej relacji z Nim, a tym bardziej do przyjaźni.
Bóg nas ukochał, aby podnieść nas z kolan i uczynić swoimi przyjaciółmi, braćmi i siostrami, którzy kochają się nawzajem. Oblubienicą Boga nie jest więc człowiek, lecz Wspólnota.
Pewnego razu siostra zakonna pokazała mi obrączkę na palcu, mówiąc, że została zaślubiona Chrystusowi i jest Jego oblubienicą. Przyznam, że wprawiło mnie to w duże zakłopotanie. Nie chciałem burzyć jej wrażliwości religijnej i tłumaczyć, że jedyną Oblubienicą Chrystusa jest Kościół, ale nie chciałem też, aby trwała w przekonaniu, że to właśnie ją wybrał Zbawiciel, a nie wiele innych kobiet poślubionych zwykłym mężczyznom. Czy miłość przyjacielska nie byłaby bardziej stosownym wyrazem tej relacji pełnej oddania?
Aby w pełni zrozumieć, na czym polega miłość względem Boga, trzeba odkryć, że Bóg pragnie być kochany przez kochającą się Wspólnotę, a nie tylko przez poszczególnych ludzi, którzy są często w Nim zakochani z całą swoją zaborczością i egoizmem. Stańmy się przyjaciółmi Boga i pozwólmy Mu się kochać jako Wspólnota przyjaciół w Panu.