Monika Białkowska: Ewangeliczną opowieść o przemienieniu Jezusa zwyczajnie lubię – przez lata właśnie w święto Przemienienia Pańskiego kończyła się nasza pielgrzymka na Jasną Górę. Pewnie też dlatego do dziś jakoś wyraźniej zauważam to święto w kalendarzu, choć to przecież jest zwyczajny dzień pracy. Ale na Górę Przemienia prowadzi nas też Katechizm, który mówi: tu się wydarzyło coś ważnego, to jest moment, w którym Bóg objawia, kim jest.
Tomasz Biłka OP: To rzeczywiście jest jedno z ważniejszych wydarzeń na drodze Jezusa Chrystusa i dlatego tak ważny jest jego opis i symbole, które się w tym opisie pojawiają. Pierwsza jest oczywiście sama góra jako miejsce spotkania ziemi i nieba. Najwcześniejsza egzegeza patrystyczna mówiła tu o górze Syjon, ale od Orygenesa zaczęliśmy utożsamiać ją właśnie z górą Tabor.
MB: To ciekawy moment, bo tak się przyzwyczailiśmy do wiedzy, że to właśnie góra Tabor, że wielu nie kojarzy, że nazwa ta wcale w Ewangeliach nie pada.
TB: Oprócz znaku góry mamy w tej opowieści symbole światła i obłoku. To symbole niewidzialnego Boga, które kryją w sobie pewien paradoks, bo jest tu to, co odsłania i co zakrywa: jak sama epifania, objawienie się Boga. Znak ten oznacza poznanie mistyczne i apofatyczne…
MB: Poczekaj. Wyjaśnijmy. Mistyczne, czyli rozpoznające, jaki Bóg jest. Apofatyczne, czyli ukazujące, jaki Bóg nie jest: w takim sensie, że jest inny niż wszystko, co potrafimy o Nim powiedzieć.
TB: Można to określić jako misterium fascinans i misterium tremendum, kiedy mamy do czynienia z czymś fascynującym, pociągającym, a jednocześnie budzącym grozę i lęk. Światło i obłok, odsłonięcie i zakrycie, pociąganie i lęk – to są te paradoksy, które pokazują nam tutaj Boga. Ale zostawmy symbole. W patrystycznej egzegezie zwraca się uwagę na pięć aspektów, pięć kluczy, w jakich można czytać wydarzenie Przemienienia. Pierwszy jest wymiar mesjański. Chrystus objawia się tutaj, podobnie jak wcześniej w chrzcie, jako Syn Ojca. Ale razem z nim ukazują się także Mojżesz i Eliasz. Ten pierwszy jest tu jako przedstawiciel Prawa, drugi jako jeden z największych proroków, więc ojcowie Kościoła widzą w tym spotkaniu wypełnienie mesjańskich nadziei Izraela. Ale też i Mojżesz, i Eliasz również doznali przemiany natur. Druga Księga Królewska mówi, jak to Eliasz został wzięty do nieba w wozie ognistym. O Mojżeszu nie mamy podobnego świadectwa w Piśmie Świętym, ale żydowska tradycja mówi, że i on został wzięty do nieba podczas modlitwy na Synaju. W ten sposób obaj stają się świadkami bóstwa Jezusa Chrystusa.
Drugi aspekt, który z tej historii czytamy, to jej wymiar paschalny. Przemienienie na Taborze ma miejsce między pierwszą i drugą zapowiedzią męki Jezusa. Ojcowie Kościoła tłumaczą, że Chrystus się przemienia, żeby umocnić uczniów na godzinę krzyża. Pięknie to zresztą maluje Fra Angelico, który w jednej z cel klasztoru San Marco pokazał Jezusa w scenie Przemienienia, ale w z rękoma rozłożonymi jak na krzyżu.
Za tym od razu idzie trzecia, eschatologiczna interpretacja, bo to właśnie Przemienienie objawia cel krzyża. Tym celem jest zmartwychwstanie Jezusa i przemienienie całej ludzkości, aby Bóg był we wszystkim uwielbiony.
Kolejny aspekt Przemienienia jest trynitarny, mamy tu objawienie całej Trójcy. Obłok jest tu symbolem Ducha Świętego, Ojciec przemawia z tego obłoku, a Syn to jednocześnie Bóg i człowiek.
Ostatni jest wymiar mistyczny tego wydarzenia, najdonioślejszy i będący źródłem bogatych interpretacji. Punkt kulminacyjny tych interpretacji to pisma Symeona Nowego Teologa i Grzegorza Palamasa.
MB: Symeon to przełom X i XI wieku. Był bizantyjskim mnichem, pierwszym mistykiem chrześcijańskiego Wschodu. Grzegorz Palamas żył później, na przełomie XIII i XIV wieku, jest prawosławnym świętym. Jedną z praktyk ascetycznych, jakie zalecał, była Modlitwa Jezusowa odmawiana w taki sposób, żeby w czasie wypowiadania jej słów wstrzymywać oddech. Modlącego miała wówczas ogarniać błogość podobna do tej, jakiej doznali apostołowie na Taborze właśnie. Aczkolwiek nie wykluczałabym, że to było zwykłe niedotlenienie…
TB: Grzegorz Palamas dużo pisał o blasku Taboru i boskiej energii, która udzieliła się człowiekowi. Mówił o Bogu: „Jakżeż nie oświeciłby On tych, którzy zgodnie uczestniczą w boskim promieniu Jego ciała, który jest w nas, rozświetlając jestestwo tak, jak rozjaśnił ciała uczniów na górze Tabor? Gdy więc to ciało, źródło światła i łaski, nie było jeszcze zjednoczone z naszym ciałem, oświecał On z zewnątrz tych, którzy zbliżali się godnie, i wysyłał duszy światło łaski za pośrednictwem oczu wrażliwych. Dzisiaj jednak, ponieważ połączył się z nami i istnieje w nas, oświeca duszę wewnętrznie”.
MB: Mnie porusza bardziej praktyczna strona tego wydarzenia. Propozycja stawiania namiotów tam, gdzie jest nam dobrze. Kto nie zna tego uczucia, tego „chwilo, trwaj!”? Nawet jeśli ktoś nie do końca zna i wierzy w Boga, to czym, jak nie tym, można mu tłumaczyć niebo?
Dużym odkryciem świata Taboru była też dla mnie jedna z rozmów w Biskupinie o sprawie zupełnie banalnej, o tkactwie. To tam dowiedziałam się, że żadne naturalne barwniki nie farbują tkanin na biało i czarno. Najjaśniejsze, co mogli w tamtym świecie mieć, to kolory naturalnego lnu i bawełny, którym do śnieżnej bieli jest daleko. Dlatego uczniowie patrzyli na szaty Jezusa zadziwieni. Dlatego ten detal zanotowano w Ewangeliach. Niby to tylko jakiś drobiazg w kontekście, a pozwala rozumieć ciut więcej.
TB: Ja się nad tą sceną zastanawiałem w kontekście sztuki. Przemienienie jest często pierwszą ikoną, jaką malują ikonografowie, żeby „obmyć oczy” w świetle tego wydarzenia. Mówi się czasem, że coś „nie zna jeszcze światła Przemienienia” – to zarzucano chociażby Nowosielskiemu. Chciałem zrozumieć i sam sobie zadawałem pytanie, czym w takim razie jest „sztuka spod znaku Taboru” – i czym jest sztuka, która spod znaku Taboru nie jest. Myślę, że ta chwała, ta gloria to wcale nie jest blichtr czy przepych, znamionujący widowiska, które mają uderzyć i oszołomić. To jest raczej coś, co ma swój ciężar, ma swoje znaczenie. Sztuka spod znaku Taboru może nie rzucać się specjalnie w oczy, ale jednocześnie będzie znaczyć, będzie nabierać nawet coraz większego znaczenia, im dłużej będzie się z nią obcować. Będzie obrastała w kolejne znaczenia, zamiast się wypalać. Jest czasem taka sztuka, która działa mocno w pierwszym kontakcie, ale szybko się zużywa: jak utwory, których najpierw słuchamy obsesyjnie, a potem przestają mieć dla nas wartość. A są dzieła, które czyta każda epoka i każde pokolenie, i muszą się określić wobec tych dzieł. I sztuka spod znaku Taboru jest dla mnie właśnie tym, jest sztuką niewyczerpującą się w łatwym efekcie, ale cały czas nabierającą znaczenia. Łatwo jest zrobić spektakl grozy, pokazać hekatombę, zwalone na stos ciała. To przykuwa uwagę. Trudniej namalować bukiet kwiatów w taki sposób, żeby cały czas miał swój sens.
MB: Nie myślę obrazami, tylko tekstami. I nawet nie wiedziałam, że dwa, takie bardzo moje, wyznaczające jakoś to, co sama w życiu robię, w gruncie rzeczy są o Taborze… Pierwszy to ks. Jan Twardowski: „Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny”. Czasem lepiej mniej, rzadziej, nie ścigając się o internetowe lajki, ale tak, żeby to było ważne.
A drugi, jeszcze ważniejszy tekst śpiewała Alicja Majewska. „To nie sztuka bijąc głośno w głośny gong, nóg tysiące zmusić do tupotu – sztuka skomponować tak ulotny song, co bezskrzydłym da przyjemność lotu”. Tak bym chciała. I tak w swoim języku pisania rozumiem to, co ty mówisz o malowaniu.
TB: Myślę, że to jest ta sama myśl. O tym, że „pod znakiem Taboru” oznacza pewien sens, który się ujawnia i który ma swoje znaczenie na różnych etapach życia człowieka, na różnych etapach życia całej społeczności, a nie tylko w pierwszym efekcie.