Logo Przewdonik Katolicki

Dlaczego Jezus musiał odejść do Ojca?

Elżbieta Wiater
Wizerunek Jezusa wstępującego do nieba w prawosławnej cerkwi Wniebowstąpienia i św. Mikołaja w Sybinie w Rumunii fot. Adobe Stock

W mowie, którą Jezus wygłasza w Wieczerniku, padają zastanawiające, przynajmniej dla mnie, słowa: „Jeżeli nie odejdę, Paraklet nie przyjdzie do was” (J 16, 7a). Dlaczego zesłanie Ducha Świętego musiało być poprzedzone wniebowstąpieniem Pana?

Pascha tamtego roku była dla apostołów i pozostałego grona uczniów Jezusa z Nazaretu ekstremalnie gęsta od wydarzeń, a potem napięcie tylko rosło, by wybuchnąć w kolejne święto pielgrzymkowe (kiedy przez Jerozolimę znów przetaczały się tłumy – co za zaskoczenie…). W Pięćdziesiątnicę z Wieczernika wybiegli ludzie prorokujący w nieznanych sobie dotychczas językach, po czym przez ich ręce zaczęły się dziać cuda, które św. Jan Ewangelista woli nazywać znakami. Tydzień wcześniej ma jednak miejsce inne istotne, choć zdecydowanie bardziej kameralne, wydarzenie – Zmartwychwstały na oczach zgromadzonych uczniów odchodzi do Ojca. Realizuje w ten sposób zapowiedź z ostatniej wieczerzy, którą zacytowałam w leadzie. Światło na to, czemu te dwa wydarzenia są ze sobą połączone, rzuca ciąg dalszy mowy Pana wygłoszonej podczas tego posiłku i po nim.

Jaką rolę odgrywa Duch?
Przede wszystkim ma przekonać świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie (zob. J 16, 8). Jego działanie w wierzących będzie – i nadal jest – mniej lub bardziej jasnym znakiem, że ci, którzy odrzucają Jezusa jako Chrystusa, tkwią w grzechu; że wszystko, co On czynił, było świadectwem Jego sprawiedliwości; wreszcie, że szatan został ostatecznie osądzony i przegrał. Kluczem tutaj jest świadectwo chrześcijan, które nie jest czymś, co sobie wyprodukujemy własnymi siłami, ale przejawem działania Boga w nas. To działanie zaś św. Jan wiąże z poznaniem. Nie jest to jednak poznanie rozumiane jak w gnozie, czyli dokonane tylko jednym aspektem naszego człowieczeństwa, głównie intelektem. Kiedy ewangelista zapisuje dalej słowa Pana o tym, że Duch Prawdy doprowadzi uczniów do całej prawdy (zob. J 16, 13), ma na myśli ich przemianę egzystencjalną, która pozwoli im pełniej poznawać Prawdę. Ta przemiana jest pełniej opisana w listach Pawłowych, szczególnie w Liście do Efezjan – chodzi o poznanie takie jak u małżonków dobrze przeżywających swoją relację. Nie jest to więc jedynie nabycie pewnej wiedzy, zasobu treści na czyjś temat, ale też upodobnienie się (choć bez utraty własnej tożsamości) do drugiego, co pozwala na coraz lepsze rozumienie jego motywacji, nabycie umiejętności współdziałania dla dobra wspólnoty, jaką stanowi rodzina, wreszcie zyskanie zdolności do bycia jedno, zarówno dzięki współżyciu fizycznemu, jak i (jeśli nie przede wszystkim) traktowaniu go jako formy okazywania miłości i czułości, a nie tylko czynności fizjologicznej służącej rozładowaniu napięcia lub metody zdobycia panowania nad drugim człowiekiem i manipulowania nim.
Mówiąc prościej, Duch ma nas od środka przemieniać, byśmy stawali się coraz bardziej podobni do Jezusa, nie tracąc jednak – będę to z uporem powtarzać – naszej tożsamości, raczej zyskując jej pełnię. Z powodu grzechu naszych pierwszych rodziców każdy człowiek rodzi się martwy, martwy duchowo. Chrzest ożywia, dlatego też jest początkiem nowego stworzenia świata – recreatio mundi. Duch Święty, którym zostajemy napełnieni w tym sakramencie, stwarza nas na nowo. Liczba dni między wniebowstąpieniem Pana a zesłaniem Ducha nie jest przypadkowa – siedem dni to czas, kiedy Bóg stwarza świat, ostatniego dnia stwarzając człowieka, odpoczywa dnia siódmego, zaś ten ósmy jest wskazaniem na nowy porządek, na nowe życie, którego pełnią jest radość pokój wieczności.

Narodziny
W Wieczerniku rodzi się jednak nie tylko każdy z tych, którzy się tam modlili, ale także ich wspólnota – Kościół. Nie bez powodu po zapowiedzi zesłania Ducha Jezus modli się o zachowanie przez chrześcijan jedności. Nie chodzi wyłącznie o klarowność ich świadectwa wobec świata, dla którego doświadczenie żyjącej w pokoju wspólnoty jest swego rodzaju prowokacją zmuszającą do pytań: „Skąd oni to mają?”. Paraklet sprawia, że ci, którzy Go przyjmują i pozwalają Mu się przemieniać, stają się ciałem Syna Bożego. Dlatego właśnie w teologii mówi się, że Kościół jest sam w sobie sakramentem. Syn Boży nie jest już obecny w świecie jako Jezus z Nazaretu, teraz to my jesteśmy ciałem, dzięki któremu się objawia w doczesności, głosi, działa, prowadzi ku zbawieniu. To jest jeden z kluczowych powodów wniebowstąpienia i tego, dlaczego Pocieszyciel mógł być dany dopiero, kiedy Wcielony odszedł do Ojca – zmieniła się forma Jego obecności w czasie i namacalnej rzeczywistości. I wraz z tym też odsłoniły się kolejne wymiary objawienia.

Cel
Nawet w chwili, kiedy Jezus wstępuje do Ojca, wciąż padają pytania o odnowienie doczesnego królestwa Izraela (zob. Dz 1, 6). Jezus reaguje na nie zapowiedzią zesłania Ducha i tego, że pod wpływem Parakleta uczniowie staną się świadkami nowego Królestwa. Samo pytanie jednak wskazuje, jak trudno było niektórym z uczniów, a jest tak i dzisiaj, spojrzeć na Chrystusa i wiarę inaczej niż politycznie. Dopiero dar Ducha otwiera im oczy i prowadzi w głąb tajemnicy, wskazując, że dane nam królestwo nie jest stąd; ukazując wymiar eschatonu, a więc krainy bez grzechu, smutku, cierpienia i śmierci.
To, że Kościół jest ciałem Chrystusa, na nowo stwarzanym przez Ducha, w świecie, stanowi też potężne wyzwanie pod względem duchowym. Obecna zawsze (a śmiem twierdzić, że będzie tak do końca świata) we wspólnocie nasza ludzka słabość stawia przed nami wymaganie nieustannej nauki zaufania, przede wszystkim Bogu. Nie możemy pojechać, dajmy na to, do Jerozolimy i spotkać się ze Zmartwychwstałym. Mamy w tej kwestii jednocześnie prościej i trudniej – możemy Go spotykać wciąż, w naszej codzienności, dzięki modlitwie i sakramentom, a jednocześnie jest to spotkanie, którego owocność zależy od tego, czy wzrastamy w wierze, czy pozwalamy Duchowi, by w nas działał. Spotkanie wciąż może się dokonać, jednak na innym, bardziej wymagającym poziomie.
Czas Kościoła to także czas próby. Przez wieki wiele z naszych sióstr i braci złożyło świadectwo męczeństwa. Dziś także wielu dochowuje wiary Chrystusowi mimo prześladowań lub własnych nieustannych upadków. Wytrwanie podczas próby i siła powstawania z porażek też płyną od Ducha, Jego mocy działającej w nas. Jednak żeby On mógł w nas zamieszkać, potrzebne było wniebowstąpienie; aby Moc zstąpiła w nasze wnętrze, konieczne było, by Wcielony odszedł do Ojca; aby znak Jego ciała był obecny sakramentalnie, nie namacalnie. Nie da się Go przebadać, zrobić z Nim wywiadu, poddać laboratoryjnej obróbce. To z kolei odczytuję jako poszerzenie przestrzeni naszej wolności – jeśli do czegoś mamy dostęp jedynie przez wiarę, oznacza to, że sięgamy po to na mocy naszej decyzji, bo tym postawa wiary właśnie jest. Trójjedyny nieustannie zapytuje: „Czy chcesz?” i jeśli wyrazimy zgodę, przychodzi jako Duch, by nasza wola wiary i wzrastania w Chrystusie wciąż się wzmacniała.

Nadzieja
Na koniec wreszcie – wniebowstąpienie to ukazanie, że wieczność to nie tylko aspekt duchowy, ale że jest w niej miejsce także dla ciała. Człowiek w swej naturze jest duchowo-cielesny, więc utrata na wieczność ciała byłaby okaleczeniem człowieczeństwa, a Bóg chce naszej pełni. Temu także służy zesłanie Ducha, bo nasza cielesność, sądząc po cielesności Zmartwychwstałego, nie pozostanie taka jak obecnie, ale zostanie przemieniona przez wpływ Trzeciej Osoby Trójcy. Zmartwychwstaniemy i wszystko będzie inaczej, choć z poszanowaniem naszej natury.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki