Termin „biofilia” ukuł w latach 80. ubiegłego wieku harwardzki biolog Edward O. Wilson, a wpływ przyrody na psychikę człowieka stał się od tego czasu przedmiotem badań naukowych. Okazało się na przykład, że niezależnie od kultury i miejsca zamieszkania ludziom najbardziej podoba się pewien określony „archetyp środowiska”, a mianowicie najbardziej lubimy zieloną, rozległą przestrzeń (taką jak sawanna lub niezbyt obficie zadrzewiony park, z dużymi połaciami trawników i klombów), najlepiej znajdującą się niedaleko wody – jeziora, stawu, rzeki, strumienia czy nawet morza. Profesor Roger Ulrich z teksańskiego A&M University potwierdza, że ta preferencja jest wrodzona – widoczna u małych dzieci, dopiero potem ulega modyfikacji. Z przebywaniem na łonie natury, szczególnie w miejscach, gdzie wzrok obejmuje duże przestrzenie, łączy się poczucie bezpieczeństwa, łatwość odpoczynku i regeneracji.
Biofobia jako zagrożenie zdrowia
Jedną z niepokojących rzeczy, jaką zaobserwowali naukowcy, jest pojawiająca się u osób mieszkających w sterylnych warunkach wielkich miast awersja do przyrody. Wyrastamy z dziecięcego zafascynowania bawieniem się błotem, patykami i kamieniami. Wielu miastowych nie tylko zaczyna preferować przebywanie w sterylnych, pozbawionych nawet naturalnej zieloności pomieszczeniach, ale wręcz boi się kontaktu z naturą. Wyjście do lasu czy na łąkę staje się budzącym niepokój zagrożeniem. Przecież tam są kleszcze, meszki, robale i inne okropieństwa.
W rezultacie coraz więcej ludzi, w tym dzieci, nieświadomie cierpi na deficyt kontaktu z naturą. Znajoma psychoterapeutka powiedziała, że wielu z jej pacjentów z objawami depresji to ludzie, którzy spędzają życie w betonie. Mieszkając w nowoczesnym budynku, zjeżdżają rano do podziemnego parkingu, wsiadają do samochodu i dojeżdżają do podziemnego parkingu w pracy. Wizyta w centrum handlowym wygląda analogicznie. Zero kontaktu z przyrodą. W ten sposób funkcjonuje też wiele dzieci, zawożonych z domu do szkoły i z powrotem.
Liczne już w tej chwili badania pokazują, że kontakt z przyrodą i przebywanie na świeżym powietrzu są nie tylko dla nas korzystne, lecz są niezbędnym warunkiem zachowania zdrowia psychicznego. Jest to tym ważniejsze w dobie nieustannego kontaktu z nowymi technologiami, przebywania po wiele godzin dziennie przed ekranem. Niektórzy badacze sugerują wręcz, że każdemu z nas przydałby się regularny weekend na łonie przyrody z zerowym kontaktem z elektroniką.
Właśnie dlatego proponuję, by wykorzystać długi weekend majowy do rodzinnego nadrobienia deficytu kontaktu z naturą, co będzie miało zbawienne skutki dla nas wszystkich.
Cyfrowy detoks dla każdego
Jedno z niedawnych (2023) badań pod kierunkiem Brandona Daniela, psychologa z Parkview Mirro Center w Indianie (USA), pokazało, że wspólny, tygodniowy cyfrowy detoks dla całej rodziny znacząco poprawił stan psychiczny jej członków (dotyczyło to przede wszystkim redukcji symptomów depresyjnych). Akurat to badanie obejmowało tylko abstynencję od elektroniki, bez żadnych dodatkowych przyrodniczych atrakcji. Jednak jeżeli dodać do tego liczne już badania japońskie dotyczące wpływu kontaktu z naturą na rozregulowany nowymi technologiami mózg, otrzymujemy przepis na niecodzienną a zdrową majówkę.
Można wyróżnić pięć warunków powodzenia tego przedsięwzięcia.
Po pierwsze, musimy wymyślić aktywności, które będą w miarę atrakcyjne dla wszystkich członków rodziny. Podkreślam, że „w miarę” – ponieważ dla osoby przemęczonej, zwłaszcza technowypalonej, jedyną naprawdę atrakcyjną opcją długiego weekendu wydawać się będzie spędzenie tego czasu na kanapie, z oglądaniem filmów, graniem w gry czy przeglądaniem mediów społecznościowych. Jednak rzeczywistym rezultatem takiej majówki będzie pogłębione poczucie wyczerpania. Wiele z aktywności wymagających wysiłku fizycznego na świeżym powietrzu potrzebuje etapu przełamania pierwszego oporu. Poprawa samopoczucia następuje już w trakcie – na przykład wyprawy rowerowej czy spływu kajakowego. Dlatego punktem wyjścia jest lista aktywności, które wydają się po prostu akceptowalne, a nie liczenie na to, że wzbudzą niepohamowany entuzjazm wszystkich.
Po drugie, musimy obmyślić plan, w jaki sposób wyeliminować (lub znacznie ograniczyć) pokusę zagłębienia się w świecie wirtualnym. Najprostszy, a zarazem najbardziej efektywny sposób to fizyczne oddalenie elektroniki. Wykorzystujemy tu tzw. architekturę zachowań i jej podstawową zasadę: „To, co jest najbliżej ciebie, będzie miało na ciebie największy wpływ”.
Po trzecie, plan musi zostać dopracowany przed majówką. Nie ma co liczyć na to, że wszystko jakoś się ułoży w trakcie. Potrzebujemy konkretów, inaczej to się rozmyje.
Po czwarte, plan musi objąć wszystkich członków rodziny, tylko dzięki temu spełni swoją rolę integracji i będzie sprzyjał wprowadzeniu zdrowych zmian w funkcjonowanie rodziny (zwłaszcza w świecie cyfrowym) po powrocie.
Po piąte, jeżeli chcemy uzyskać prawdziwie regenerujący efekt, plan nasz powinien obejmować dużo aktywności na świeżym powietrzu, na łonie przyrody. Pamiętajmy, że nie ma złych warunków tylko najwyżej nieodpowiednie ubranie. Warto wyposażyć się w płyny przeciwkomarowe i przeciwkleszczowe, a jeśli idziemy do lasu, opryskać nimi też buty i spodnie (koniecznie długie) i zawsze mieć ze sobą kurtkę przeciwdeszczową oraz ubierać się warstwowo, „na cebulkę”, tak, by w dowolnym momencie łatwo dostosować się do temperatury i warunków pogodowych.
Wyprawa do lasu dla każdego
Szukając pomysłów na rodzinne aktywności na łonie natury, można skorzystać z podpowiedzi zawartych w ramce. Szczególną formą aktywności jest shinrin-yoku, czyli innymi słowy kąpiel leśna. Schemat wypracowany przez Japończyków, rozwijany przez Amerykanów. Mimo obiecującej nazwy kąpiel leśna niekoniecznie łączy się z prawdziwą kąpielą. Chodzi raczej o doświadczenie prawdziwego zanurzenia w lesie. Aby to przeprowadzić, potrzebny jest przede wszystkim kawałek lasu, izolowanego od odgłosów cywilizacji oraz niezatłoczonego przez turystów. Warunek brzegowy dość trudny do spełnienia, jednak pocieszające jest, że to nie musi być gigantyczny obszar, ponieważ nie będziemy po tym lesie intensywnie maszerować, a bardzo powoli spacerować. Jeden z popularyzatorów tematu, Amos Clifford, autor książki Kąpiele leśne, opisuje, jak kiedyś zorganizował całą trzygodzinną wyprawę wokół jednego dębu.
Idealne miejsce to takie, gdzie są zarówno drzewa, jak i otwarta przestrzeń (widok na pole, łąkę, jezioro itp.) oraz najlepiej płynąca woda: strumyk, czysta rzeczka, a nawet wodospad.
Niezbędnik
Potrzebne rzeczy to: gwizdki do komunikacji (gdyby ktoś oddalił się od grupy), zegarki, spreje przeciw komarom i kleszczom, butelka wody do picia, zestaw do parzenia herbaty – czy to gorąca woda w termosie i kubki, czy zestaw do gotowania na wolnym powietrzu i zimna woda. Można ze sobą wziąć różne zioła do zaparzenia (np. świeżą melisę, miętę itp.) lub zbierać zioła i kwiaty na herbatę po drodze. Można też zabrać składane krzesełka lub niewielką matę do siedzenia.
Warto zostawić gdzieś smartfony, a jeśli bierzemy je ze sobą, wyciszyć wszystkie powiadomienia (a najlepiej poblokować najbardziej pociągające aplikacje) i zostawić w dostępie tylko aparat do robienia zdjęć czy filmików, ewentualnie aplikację do rozpoznawania roślin i ptaków i mapę.
Czas i miejsce poza czasem i miejscem
Kąpiel zaczynamy od znalezienia jakiegoś punktu sprawiającego wrażenie bramy do lasu – może to być powalone drzewo albo gałęzie splatające się nad ścieżką. Jeśli nie ma nic takiego, można stworzyć bramę samodzielnie, np. rozwieszając kilka połączonych ze sobą apaszek nad ścieżką. Brama jest o tyle ważna, że symboliczne przejście przez nią podkreśla, że opuszczamy na jakiś czas nasz normalny zabiegany tryb życia i wchodzimy w przestrzeń poza naszym normalnym spektrum doświadczeń – przestrzeń lasu.
Wstęp
W tym momencie powinny ucichnąć wszelkie rozmowy – kąpiel leśna (poza momentami wymiany doświadczeń) odbywa się w ciszy. Na początku każdy znajduje miejsce, by w spokoju usiąść. Jedna osoba może na głos dawać instrukcje lub można je sobie nawet wydrukować. Chodzi o to, by uaktywnić wszystkie zmysły i skoncentrować je na ,,tu i teraz". A zatem wpierw rozglądamy się dookoła – co widać: jakie rośliny, zwierzęta, co szczególnie przyciąga naszą uwagę i dlaczego? Potem słuch – co słychać? Wiatr? Ptaki? Owady? Szum strumyka? Znów – zastanówmy się, co najbardziej przykuło naszą uwagę. Kolejne zmysły – dotyk: co mamy dookoła siebie? Korę? Trawę? Piasek? Czy czujemy powiew wiatru na skórze? Smak – czy rośnie dookoła coś jadalnego, np. kurdybanek lub mięta? Posmakujmy tego. A jeśli nie ma dookoła nic jadanego, otwórzmy usta – czy powietrze ma jakiś smak? Analogicznie zastanówmy się nad otaczającymi nas zapachami. Może wiatr przynosi jakiś intrygujący zapach z którejś strony? Ale to nie koniec koncentracji na zmysłach. Mamy też odczucie temperatury, położenia części ciała wobec siebie, tego, co dzieje się w środku. Może zwróciwszy uwagę na swoje ciało, zauważymy, że chce nam się pić?
To doświadczanie całego otoczenia wszystkimi zmysłami powinno trwać między 10 a 20 minut. Potem możemy się zebrać i opowiedzieć – po kolei, krótko – co najbardziej przyciągnęło naszą uwagę, dzieląc się doświadczeniem. Już tutaj możemy się dowiedzieć, że siedząc niemal w tym samym miejscu, mogliśmy zauważyć zupełnie inne rzeczy.
Żółwi spacer
Po tym wstępnym ćwiczeniu jest czas na spacer – znów trwający jakieś 15 minut – jak najwolniejszy, podczas którego staramy się skoncentrować na tym, czego doświadczamy tu i teraz, wszystkimi zmysłami. Jeśli ktoś się łapie na tym, że przyspiesza kroku, może nawet na chwilę przystanąć, by się nie rozproszyć. Amos Clifford opisuje, że z reguły ludzie w czasie kwadransa spaceru mają co najmniej siedem takich momentów niechcianego przyspieszenia. To norma. Nie chodzi przy tym o to, by pokonać jakiś konkretny dystans. Owszem, możemy dojść do kolejnego miejsca, ale może to wszystko odbywać się na niewielkiej przestrzeni. Po tym ćwiczeniu znów można się spotkać w kręgu, opisując, co przyciągnęło naszą uwagę. A potem czas na kilka (maksimum trzy) konkretne zadania. Amos Clifford opowiada o kilkuset możliwych drobnych „zaproszeniach” do doświadczenia lasu. Można sięgnąć po jego książkę jako rozbudowane źródło inspiracji. Ja opiszę tylko trzy, które osobiście wydały mi się najciekawsze.
Zaproszenie wody
Jeśli mamy w pobliżu strumień lub jakąkolwiek inną dostępną wodę, warto spędzić przy niej kilka minut. Z początku dotknąć jej jak najdelikatniej, czując napięcie powierzchniowe, a potem zanurzyć rękę i pobawić się trochę wodą. Można obmyć ręce, opryskać twarz, poczuć, jak to jest, gdy polewa się nią wolno skórę. Można zanurzyć stopy (o ile pogoda pozwala), posłuchać jej szumu lub ciurkania, gdy ją przelewamy. Zawsze zastanawiamy się, co w tym doświadczeniu przyciągnęło naszą uwagę.
Pokoje leśne
Rozejrzyjmy się dookoła. Potraktujmy las jako twierdzę lub zamek, w którym znajdują się liczne pokoje. Znajdźmy zakątek, który wydaje nam się w jakiś sposób odgrodzony, odmienny od reszty lasu. Może to być konkretna przestrzeń pod drzewem, ogrodzona zwisającymi do ziemi gałęziami, ale może po prostu spłachetek mchu czy trawy pod krzakiem. Zastanówmy się, co wyróżnia tę przestrzeń od innych, i posiedźmy tam chwilę. Może jest to dom jakiegoś ptaka, a może „klomb” złożony z konkretnej rośliny? Co najbardziej przyciąga naszą uwagę w tym miejscu – dźwięki, zapachy? Po chwili można połączyć się w pary i pooprowadzać po swoich „pokojach”, tłumacząc innym, na czym polega ich wyjątkowość.
Leśne skarby
To chwila na zastanowienie się, co las nam oferuje, czym chce się z nami podzielić. Co szczególnie przyciąga uwagę? Może jest to jakaś szyszka lub powyginany kawałek uschniętego korzenia? Może kwiat, a może zioło? Tu akurat przyda się np. aplikacja pozwalająca na podstawie zdjęcia rozpoznać roślinę, pomoże nam to w uniknięciu zebrania rośliny objętej ochroną. Clifford zaprasza, by podziękować lasowi za jego dar, oferując mu coś w zamian. Osobiście akurat uważam, że jedyną naprawdę cenną rzeczą, jaką możemy zrobić dla lasu, jest zabranie jakiegoś śmiecia wyrzuconego przez bezmyślnego turystę, dlatego zachęcam, by mieć ze sobą też dodatkową torebkę.
Ceremonia parzenia herbaty
Każda z aktywności może trwać między 5 a 15 minut, na koniec zbieramy się, by zaparzyć i wypić herbatę. Najlepsza jest taka z osobiście zebranych ziół, ale można też z wcześniej przygotowanych. Wypijmy wspólnie tę herbatę, w ciszy lub dzieląc się doświadczeniem. Rozmowa powinna dotyczyć tu i teraz, a nie rzeczy, które na nas czekają po wyjściu z lasu.
Kąpiel leśną kończymy, przekraczając z powrotem symboliczną bramę, którą weszliśmy w to doświadczenie. Jak obserwuje Clifford, o ile trzymamy się zasad – bez gadania, odpowiadania na powiadomienia w smartfonie i uciekania myślami do rzeczy spoza doświadczenia ,,tu i teraz" – doświadczenie kąpieli leśnych bardzo odpręża każdego. Propozycja ta jest jednocześnie adresowana do rodzin z dziećmi w wieku co najmniej szkolnym, gdyż dla przedszkolaków doświadczenie jest nieco za bardzo abstrakcyjne.
Zapraszam do wypróbowania tego konkretnego stylu wyprawy leśnej w jeden z majówkowych dni. Jeśli to doświadczenie się sprawdzi, może wejść do stałego repertuaru rodzinnych aktywności.
Propozycje rodzinnych aktywności na łonie natury
Odkrywanie lokalnych parków
Zróbcie przegląd parków znajdujących się w pobliżu, możecie zrobić wyprawę badawczą, mającą na celu wyłonienie zwycięzcy – najlepszego parku pod względem np. dostępnych atrakcji dla dzieci, stopnia zadbania, różnorodności przyrody, poziomu hałasu.
Piknik na świeżym powietrzu
Spakujcie posiłek i wyjdźcie na zewnątrz. Jedzenie na łonie natury może sprawić, że te same potrawy będą smakować lepiej, a przy okazji możecie poopowiadać sobie historie na ustalony wcześniej temat, na przykład dotyczące wymarzonych wakacji albo anegdot wakacyjnych.
Wędrówki po okolicy
Sprawdźcie szlaki piesze lub rowerowe w waszej okolicy. Może jest jakieś miejsce, gdzie jeszcze nie byliście, które warto odwiedzić. Przy okazji można to połączyć z wyzwaniem orientowania się w terenie za pomocą prawdziwej, drukowanej mapy. Dla młodego pokolenia to duża egzotyka i wyzwanie.
Zbieranie ziół
Warto zawczasu sprawdzić, jakie zioła i jadalne kwiaty rosną w okolicy (poza terenem tuż przy drogach). Jeśli ktoś jest wyposażony w aplikację rozpoznawania roślin na podstawie zdjęcia, może okazać się, że świat jest pełen jadalnych rzeczy, a to, obok czego przechodziliście dotąd obojętnie – jakiegoś chwastu – w rzeczywistości jest niezłym przysmakiem. Wyprawę można zakończyć np. przygotowaniem sałatki z wykorzystaniem zebranych ziół, zaparzeniem herbatki ziołowej czy nawet ugotowaniem zupy (do tego nadaje się np. świeżo zebrana pokrzywa).
Obserwacja dzikiej przyrody
Z lornetką w ręku obserwujcie zwierzęta, np. ptaki w ich naturalnym środowisku. Tu z kolei może się przydać aplikacja rozpoznająca odgłosy ptaków. Innym ciekawym doświadczeniem jest obserwacja mrowiska. Można też pójść na wyprawę z notatnikiem i notować każde zaobserwowane zwierzę. Zobaczycie, kto zauważył najwięcej różnych gatunków.
Kemping na łonie natury
Zaplanujcie wyjazd pod namiot, aby prawdziwie doświadczyć cudów przyrody. Nawet jeśli ktoś nie ma odpowiedniego sprzętu, zawsze znajdzie się ktoś znajomy, kto może taki zestaw pożyczyć. To akurat wymaga największego planowania, jednak pieczenie kiełbasek na ognisku zawsze jest atrakcją.
Inne pomysły i inspiracje
Wyprawa rowerowa, gra w dwa ognie, zabawa w chowanego, piłka ręczna, frizbee, puszczanie latawca, strzelanie z łuku, pływanie, wspinaczka, potańcówka w domu lub ogrodzie, gotowanie na świeżym powietrzu, pieczenie ziemniaków w ognisku, wyjście do zoo.