Zaczynamy planować wakacje. Normalnie robimy to bez planowania, znienacka wpadamy na pomysł, szukamy tego, co jest dostępne, i już. Nie wiem, dlaczego tym razem planujemy. Może to z wiekiem tak przychodzi, a może po prostu w tym roku zobowiązania zawodowe są inne niż zwykle. A może – i to jest najbardziej prawdopodobne – mamy tak dosyć minionych miesięcy, że planowanie wakacji magicznie nam je przybliża. Więc kiedy już się zarezerwuje hotel, zapłaci zaliczkę i ogarnie lot (tak, wiem, ślad węglowy, zawsze mi trochę wstyd), to człowiek czuje się tak, jakby trochę już na tych wakacjach był. A przynajmniej przybliżają się one znacznie i przez jakiś czas to wystarcza. To życie marzeniem, wirtualne zapoznawanie się z okolicą, wpatrywanie się dzięki Google Maps w błękit wody i śledzenie przebiegu dróg oraz występowania zabytków i koniecznych miejsc do zwiedzenia. Nie, ze zwiedzania raczej nic nie będzie. Upał na to nie pozwala, na pewno lato nie jest od tego, ponieważ kierunek jest oczywisty: basen Morza Śródziemnego.
Po obiedzie i przed snem czytam książki. Ta poobiednia jest papierowa, przed snem czas na e-book. Dwa dni temu odkryłam w naszej domowej biblioteczce, podczas wyszukiwania książek na wydanie dla psiej fundacji, Podróż włoską Goethego. Proszę się nie dziwić, niektóre półki mają u mnie trzy warstwy, nic dziwnego, że zapominam, co jest w tej najbardziej ukrytej. Przeszukiwałam je ze względu na bezdomniaki, i nagle objawił mi się tom Goethego – 500 stron, coś wspaniałego. Wyruszył 3 września (ja wyruszę dzień później) 1786 r. z Karlsbadu, żeby przez Bolzano, Weronę, Wenecję, Bolonię, Florencję, Asyż, Rzym i Neapol dotrzeć na Sycylię. Przez cały czas trwania podróży pisał do przyjaciół listy i robił notatki. Wyjechał sam, był już znanym autorem Cierpień młodego Wertera, a geologia interesowała go tak bardzo jak sztuka. Opisy skał mnie nie interesują, ale życie ludzi, moda (tak, był na nią wrażliwy!), zwyczaje i socjologia miast – jak najbardziej. W Weronie pisał: „Od starożytnych grobów wiatr niesie zapachy, jakby po drodze mijał wzgórza różane” – czy to nie piękne? I dalej: „W dni targowe na placach panuje tłok. Warzyw i owoców nieprzebrane ilości, czosnku i cebuli, ile dusza zapragnie. Krzyki, śpiewy, figle nie ustają przez cały dzień. Ludzie biegają tam i nazad, nawołują się, szamocą i bez przerwy śmieją. Lżej się żyje w tym ciepłym kraju, gdzie jedzenie jest tanie i wszystko niemal odbywa się pod gołym niebem”. I: „Lud jest z wszystkiego zadowolony i wszystko mu się podoba”. Szczerze mówiąc, zawsze odnoszę takie wrażenie, gdy jestem w krajach, gdzie morze ma wesoły kolor. Czy to sprawa słońca? Przypuszczam, że tak. W słońcu życie jest piękne. Czytam więc dalej Goethego i czekam na wakacje.