Logo Przewdonik Katolicki

Język ma znaczenie

Tomasz Królak
fot. Magdalena Bartkiewicz

Ważne, by język nie szybował w przestworzach, lecz był maksymalnie szczery, konkretny, otwarty i zrozumiały dla przeciętnego człowieka

Kto z Państwa z wypiekami na twarzy czeka na kolejny list Episkopatu? Patrzę (oczyma wyobraźni, rzecz jasna) i lasu rąk nie widzę. Ano, właśnie: jest problem. Cieszę się, że zauważył go także nowy zastępca przewodniczącego Episkopatu. „Język tych dokumentów nie zmienia się od lat, wskoczyliśmy w te tory dawno temu i nikt nie pokusił się o refleksję nad zmianami” – przyznał abp Józef Kupny. Zgoda, to może nie jest dziś dla Kościoła wyzwanie najważniejsze, ale jestem pewien, że język potrafi zarówno utrwalać podziały (np. między Kościołem hierarchicznym a zwykłymi świeckimi), jak i budować relacje prawdziwie braterskie. Myślę, że zwłaszcza w dobie synodu na temat synodalności, a więc także sposobu, w jakim wspólnota Kościoła komunikuje się pomiędzy sobą, oczekiwania zwykłych wiernych idą w kierunku prostoty, braterstwa i mówienia „jak jest”. Cieszę się zatem, że sprawa języka, w jakim Episkopat komunikuje się z wiernymi, została dostrzeżona przez nowego wicelidera tego gremium. Mam nadzieję, że już niedługo dostrzeżemy zmianę i że listy pasterskie odczytywane w naszych kościołach będą ożywiały słuchaczy, budząc odruch autentycznego zaciekawienia. Tymczasem mam wrażenie (nie ja jeden przecież), że listy formułowane wedle obecnej receptury skłaniają słuchaczy do wyłączenia uwagi po kilku minutach.
Czy znam niezawodną recepturę? Nie, choć pewnie mógłbym to i owo podpowiedzieć. Wiem natomiast, że nie można dłużej tworzyć listów wedle formuły niezmiennej od wielu, wielu lat. Zmienia się Kościół, świat, ludzie, kultura, w tym także – co szczególnie tu istotne – sposób, w jaki ludzie komunikują się między sobą, oraz modele odbioru informacji o otaczającym ich świecie. Wszystko wokół się zmienia, więc jest rzeczą oczywistą, że te zmiany powinny odzwierciedlać się także w komunikacji biskupi-wierni.
Nie, nie chodzi mi o to, by ważne treści dotyczące wiary, religii i moralności były teraz komunikowane na TikToku lub „szatkowane” i słane w świat w formie 10 komunikatów na platformie X. Chodzi natomiast o to, żeby gruntownie sposób kontaktowania się z wiernymi przemyśleć. W przeciwnym bowiem razie nadawca będzie docierał do coraz mniejszej liczby odbiorców, zwłaszcza młodego i średniego pokolenia. Chodzi przy tym zarówno o formę, jak i o treść: a więc o taki sposób komunikacji (dotyczy to zwłaszcza objętości), który będzie dostosowany do współczesnej wrażliwości. Ważne więc, by język ten – jakkolwiek komunikujący o rzeczach nie z tego świata – posiadał z tym światem kontakt, by nie szybował w przestworzach, lecz był maksymalnie szczery, konkretny, otwarty, zrozumiały dla przeciętnego człowieka. A także – zwłaszcza w kwestiach dotyczących różnych trudnych spraw – nie był językiem ezopowo-dyplomatycznym, lecz maksymalnie szczerym. Tu ukłon w kierunku rzeczników diecezji, jako autorów komunikatów jakże często kamuflujących istotę rzeczy. Dobrze byłoby odejść od takiego stylu. Pamiętajmy wszyscy: język przekazu odzwierciedla także szacunek i zaufanie (lub brak takowych) wobec odbiorców.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki